24 lutego 2018

Białaczka

Może nie powinno być tego wpisu. Może to za bardzo intymne. Będę miała rozwalony cały dzień 🙁 Jeśli jednak te wspomnienia nakłonią choćby jedną osobę do zarejestrowania się w bazie dawców szpiku, to myślę, że Mamusia mi wybaczy.

Minęło wiele lat, a wsio nadal jakby wczoraj było. Najpierw były przewlekłe przeziębienia. Jakieś permanentne 37 C, a to kaszel, a to katar, poty, pobolewania w różnych miejscach, nieżyty jelit. Potem znowu te 37, kaszel. Pyralginy, jakieś domowe leki i w sumie nic się nie działo. Do lekarza nie szła, bo niby nic Jej nie było. W końcu z moich ust padły słowa, których do końca życia będę żałować: „No… to jak Ci nic nie jest, to może hipochondria?” Poszła do lekarza, bo w jelitach cały czas warczało. Przedtem zwykła morfologia. Taka najprostsza z prostych. I weszła do mnie do pracy ze słowami: „Mam białaczkę”. Skierowanie na cito do hematologa. Górnolotnie powinnam napisać, że nogi się pode mną ugięły. Ale nie. Pierwsza myśl to „Love story” i umierająca Ali MacGraw. A może laboratorium się pomyliło??? Powtórne badanie krwi. Nikt się nie pomylił. Piątek. Jeden z gorszych w moim życiu. Gówno wiem o białaczce. Przecież na to się umiera od razu! Co ja Jej mam mówić? Jak patrzeć w te wystraszone oczy? Jest w kwiecie wieku. Pięćdziesiąt parę lat to nie czas by umierać. Gdzie szukać pomocy, informacji?

Nie było w tamtych czasach wujka googla, choć Internet już był. Co prawda ten drogi, cykający co minutę, ale był. Yahoo mi coś tam wieczorem wyjaśniło, ale po angielsku. Mała karteczka z morfo i walący po oczach wynik białych krwinek. Zaczynam się uczyć. Treści 2 kartek z encyklopedii zdrowia, którą miałam, nauczyłam się na pamięć. 2 kartki o rodzajach białaczek. Skróty i, nic wówczas nie mówiące, nazwy. Cała noc przy papierosach, karteluszku z laboratorium i tej posranej encyklopedii zdrowia. No i ubożutkie Yahoo. Szpikowa czy limfatyczna? Ostra czy przewlekła? Wbijam sobie w łeb 4 nazwy: ostra białaczka szpikowa, przewlekła białaczka szpikowa, ostra białaczka limfatyczna oraz przewlekła białaczka limfatyczna. Którą ma Ona? Ta, która, która mnie urodziła, która jest moim jedynym przyjacielem. Moja Mamusia, która czeka na wyrok. Wolę nie myśleć, co się kłębi Jej w głowie tej nocy.

Rano schodzę z diagnozą. Przeanalizowałam wszystko. Masz przewlekłą białaczkę limfatyczną. Będziesz jeszcze żyć. Będziesz z nami! Poczekamy jeszcze na diagnozę hematologa i badanie szpiku, ale ja wiem, że to białaczka przewlekła. Z tym się żyje, a nie umiera od razu. Ciulałam ile mogłam, a w duchu… O Boże co było w moim duchu… gdy cicho powiedziała: „Będziesz przy mnie, gdy mi będą pobierać szpik?” Będę. „A dasz mi koc do trumny, gdybym dostała zawału ze strachu?” Mamo! Co Ty mówisz! „Dasz?”. Dam.

Poniedziałek. Jedziemy do Jastrzębia do hematologa. Czekanie w kolejce. Wszyscy w poczekalni bladzi – białaczkowcy.  W głowie mam wykute na blachę wszystkie skróty białaczek – po polsku i po angielsku. Sto pytań do lekarza. Wchodzimy do gabinetu. Czuję dym z papierosa. Lekarz palący. Już go lubię. Spokojne, piękne niebieskie oczy. Cichy głos. Patrzy w wyniki, a Ją trzymam za rękę. Pani Alu, musimy pobrać szpik. Przejdziemy do pokoju zabiegowego. Pytam: Czy mogę być z Mamą? Tak. Trzymam Ją za rękę. Jest silna, choć strach w oczach makabryczny. Zamyka je. Wiem, że nie boi się tego pobierania, a diagnozy. Trepanobiopsja. Cały czas trzymam za rękę, choć chyba sama zaraz zemdleję. Już po wszystkim. Czekamy na wynik. Siadamy z innymi bladymi i czekamy. Długo. W końcu pan doktor woła. Znowu ten zapach papierosów  😉 Ogląda dokładnie rozmaz. Zaczyna coś pisać na kartce. Widzę to do góry nogami: CLL. YES! YES! YES! Chronic lymphoid leukemia. Spokojnie i z uśmiechem mówi: Pani Aluniu, mogę tak się do pani zwracać? Mam dobrą nowinę. Będziemy walczyć. To tylko przewlekła białaczka limfatyczna. 

Najcudowniejszy poniedziałek ever! Tylko przewlekła! Nie będziesz jak Ali MacGraw, choć masz to same imię. Będziemy z tą k…ą walczyć! Nie damy się. I walczyliśmy. Kilka lat jak na rollercasterze. Analizowanie wyników. Patrzenie w Jej oczy. Kombinowanie co powiemy z tatą, gdy te posrane WB Cells znowu wzrosną. Jakich argumentów będę używać, by pomóc jej to przetrwać.

Znachorzy, medycyna naturalna, cuda na kiju. Najpierw sterydy, potem pierwsze chemioterapie. Transfuzje. Kolejne chemie. Analizy wyników. Raz gorzej, potem ociupinkę lepiej. Soki z buraków, soki z marchwi. Trany, wyciągi z rekinów, zioła. Chemie. Regularne wizyty u ukochanego lekarza. Jego wieczorne telefony: Pani Aluniu. Przemyślałem jeszcze raz te wyniki i niech pani jednak bierze to a nie tamto. 

I znowu kolejne badania. Szpitale. Trzeba uważać na wszystko co fruwa dookoła. Młoda ma ospę, Mamusia łapie półpasiec. Immunoglobuliny nie działają tak, jak powinny. Remisje coraz rzadsze i krótsze. Węzły coraz częściej mocno powiększone. Splenomegalia. Ja o białaczce już wiem dużo, o wiele za dużo. Wiem, że powoli przychodzi przełom blastyczny. Fazę akceleracji już mamy. Wnet przewlekłość wejdzie w ostrość.

Anemia, małopłytkowość. Chemie znowu. Silne transfuzje. Raz wstrząs. Brak krwi w szpitalu. Immunoglobulin też nie ma. Zagrożenie życia. Upalne lato i pełna świadomość tego, co się stanie. Ona też ją miała. Nie chciała odejść w szpitalu. Obiecałam jej, ale nie dało się inaczej. Byłyśmy razem ze sobą do końca. Zgasła. Nogi kocem przykryłam w trumnie. Lekarzowi będę dozgonnie wdzięczna, że Ci nigdy nie powiedział, że to była śmiertelna choroba. Nigdy Ci nie powiedział, że umierasz. Zawsze potrafił w wynikach znaleźć coś pozytywnego.

Zostały wspomnienia, zdjęcia, jej głos, którym już ja teraz mówię. No i te wyniki oraz wypisane na zapas puste recepty.

Była niezwykle piękna, elegancka, krucha i delikatna, choć potrafiła ostro przeklinać. Dama.

Była jak motyl. Motyle krótko żyją. Teraz zdarza jej się latem przycupnąć na asfalcie koło naszego domu.

Wasz szpik może uratować życie!