27 stycznia 2019

Henriette Gadiel z domu Levi i jej córki – ofiary Holokaustu

Henrietta, a w zasadzie przy narodzinach Jettel. Dziś by ją nazywano Henią, Heńką albo panią Henryką. Przyszła na świat 100 lat przede mną, też w lutym, z ojca Isidora Levi i matki Dorothei z domu Böhm . 

Jej rówieśniczką była Laura, córka Ferdynanda Haase – przyszła pani Perls, matka i babcia wybitnych marszandów. Czy dziewczynki się razem w dzieciństwie bawiły? No… nie wiem. Zwykły, drobny sklepikarz Isidor Levi raczej nie mógł się mierzyć z wielkim (jak na Rybnik) przemysłowcem Ferdynandem Haase. Choć wynajmował lokal naprzeciw Świerklańca, to od Breitestrasse do willi przy Raudenstrasse dzieliła go spora odległość. Może nie taka, którą się mierzy w metrach, a raczej ta, którą się liczyło w markach, czy ilości posiadanych dóbr.

Isidor miał se ten mały sklepik, reklam za wiele nie dawał, dzieci robił, do synagogi chodził i po jakimś czasie zaczął się rozglądać za mężem dla Jettel. Młodsza od niej o kilka lat siostra Laura miała jeszcze czas. Nie wiem jak, nie wiem skąd – to znaczy w zasadzie się wiem skąd, znalazł się narzeczony. Może Isidor bywał w Zabrzu, może z przyszłym zięciem prowadził interesy.  A może miał w tym udział jakiś swat… Tak czy inaczej w prasie śląskiej ogłoszono zaręczyny kupca Heinricha Gadiela, urodzonego w Miasteczku Śląskim, a mieszkającego w Małym Zabrzu, z Henriettą Levi z Rybnika. Henryka i Henryk. Ładnie tak  😉 Oboje byli zodiakalnymi Wodnikami i ich ojcowie mieli takie same imię. 

Para wzięła ślub w rybnickiej synagodze. Świadkowali znany kupiec Albert Böhm – wujek panny młodej oraz jej tata Isidor Levi. 

Zabrzański Henryk przeniósł się na stałe do Rybnika i chyba tu robił interesy. Jakie one były to nie wiem, wiem za to ilu dzieci się dorobiło państwo Henrykostwo. Najpierw Johanna, potem Ruth, następnie Rosa, kolejna była Erna, wreszcie Egon, jako jedyny chłopak i na końcu, w 1900 r. urodziła się Elsa Käthe. Co się stało z Heinrichem jeszcze nie wiem. Chyba zmarł śmiercią naturalną poza Rybnikiem Gdy dzieci podorastały to wyjeżdżały w świat. Myślę też, że cała rodzina jeszcze w początkach lat 20-tych opuściła Rybnik. Ale, ale. Uprzedzam, że w mieście mieszkała familia, która nosiła to samo nazwisko i która miała firmę transportową. Rodziny te najprawdopodobniej nie były spokrewnione. Historia tych drugich Gadielów to temat na odrębny post. 

Gadielowie, o którym teraz piszę w większości osiedlili się we Wrocławiu. I stamtąd wywożono ich w miejsca, z których do miasta Breslau już nie wrócili. 28 października 1944 r. w komorze w Auschwitz zginęła Ruth, po mężu Wolf. Muszę napisać tu o statystykach. W transporcie, którym ją najpierw wywieziono z Wrocławia do Terezina było 1065 osób. Przeżyło tylko 30. W następnym do którego trafiła, czyli z Terezina do Auschwitz było 2501 Żydów. Przeżyło 134. Ruth – nie.

Kolejna z córek Heinricha i Henrietty – Rosa, po mężu Vogel, również najpierw dostała się do Theresienstadt, a stamtąd do Auschwitz i tam ją zamordowano. Elsę (Juliusberger) zesłano w to samo miejsce co siostry. Dla dwukrotnie zamężnej Erny, małe miasteczko, o obecnej nazwie Oświęcim, też było ostatnim przystankiem. Choć słowo przystanek nie jest tu na miejscu  🙁

Mama Henrietta, zapewne i babcia już od jakiegoś czasu, w momencie  deportacji do obozu koncentracyjnego w Theresiensdadt miała ponad 80 lat. Skrupulatni mordercy wszystko zapisali na liście wywozowej z Wrocławia. Ulica, przy której mieszkała Henrietta, przed wojną była zbudowana pięknymi kamienicami, niestety zniszczonymi podczas oblężenia Festung Breslau w 1945 r.

Osiemdziesięcioletnia rybniczanka trafiła do obozu, z którego tacy wiekowi więźniowie nie wychodzili żywi. Na akcie zgonu napisano: Marasmus senilis. Internet podaje, iż w medycynie oznacza to stan wyniszczenia organizmu (np. z powodu niedożywienia, czy głodzenia), niekiedy ze zmianami w korze mózgowej, prowadzący do zmniejszenia sprawności myślenia i apatii; także oznacza apatię; depresję; przygnębienie. Ktoś się dziwi? Miała 81 lat. Nie ma zadbanego grobu, jak urodzona w tym samym roku co ona Laura Perls. Bowiem Laura miała to szczęście i zmarła w Berlinie zanim źli ludzie doszli do władzy. 

Pięć kobiet z rodziny Gadiel zginęło w zasadzie w ciągu jednego roku. Nie wiem co się stało z najstarszą z sióstr – Johanną. Jedynym, co do którego jestem pewna to męski rodzynek w tej rodzinie – Egon Abraham urodzony w 1898 roku. 

Egon jeszcze w 1931 r. był kupcem we Wrocławiu, handlował odzieżą roboczą przy Tauentzienstrasse 135-137 i mieszkał przy Andersenstrasse 6/4. 

Kamienica nie przetrwała końca wojny, za to syn Henrietty tak. Udało mu się w latach 30-tych (chyba 💡 ) wyjechać do Stanów. Jak? Z kim? Kiedy dokładnie? Nie mam odpowiedzi na te pytania. Znalazłam go jednak. Co prawda na cmentarzu, ale to właściwe miejsce po śmierci. Pochowano go w Mount Nebo Memorial Park, w mieście Aurora, w stanie Kolorado. Poniższe zdjęcie pochodzi ze strony: https://www.findagrave.com/memorial/135331182/egon-a-gadiel

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

A jak to w Stanach bywa, jest ubezpieczenie jest i człowiek, więc w sumie Egona najpierw znalazłam po Social Security 😉 Data urodzenia się zgadza, „A” jak Abraham na drugie się zgadza, więc to na pewno on – jedyny z rodziny Gadielów, o którym wiem, że nie zginął w Szoah. Zmarł naturalnie, dokładnie w dniu swoich 90-tych urodzin, które miały miejsce gdzieś w jakimś małym, prowincjonalnym śląskim miasteczku pod koniec XIX wieku. 

Napisałam, by ktoś pomyślał nad pięcioma rybniczankami, paniami z rodziny Gadiel, po dziadkach Levi, w tym dzisiejszym Międzynarodowym Dniu Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Osoba, która w latach 80-tych na Yad Vashem złożyła dla nich „pages of testimony”, a była ich daleką krewną, zmarła kilka lat temu. Tak więc już nikt o nich nie pamięta, stąd ta moja szufladka. Niech idzie w świat smutna historia Henrietty i jej córek…

#WeRemember

18 stycznia 2019

Nienawistna mowa

Ona była, ona jest, ona będzie. Nienawistna mowa. Mowa zła. Mowa, która raniła i rani i będzie ranić. Mowa, która bolała, boli i będzie boleć. I mowa, która zabijała, zabija i będzie zabijać. Może nie tak dosłownie, ale pośrednio. Pełna zjadliwości, złośliwości, nienawiści. Ja, na szczęście rzadko jej bezpośrednio doświadczałam. Niestety, moi śląscy Żydzi tak. Rybniccy też. I znowu doświadcza jej tylu ludzi w dzisiejszych czasach  🙁 

Krzywdząca mowa… Jadowita mowa…

Złowroga mowa… wielce groźna mowa…

Mowa nikczemna… Mowa agresywna…

Ta mowa też niejednokrotnie wychodzi z moich ust. Też nienawidzę, nie lubię czy nie znoszę, bo to ludzkie. Choć jestem też jak ten utopijny „lennonowsko-onowski” dreamer, który imaginuje sobie wszystkich ludzi żyjących w pokoju – bez nienawistnej mowy. Taki dream się jednak nie spełni, dlatego zostaje nam jedynie zachować ciszę w niektórych momentach. Ostatnie dni są smutne i przygnębiające. Ktoś posiał wiatr i burza się zbiera. Co za świat przekazujemy naszym dzieciom i wnukom?