Staromodny pośrednik
Czas się rozliczyć z zawodem wykonywanym przez ostatnie 23 lata. A tak ściślej, to z jednym z zawodów, które mi przyszło wykonywać, bo gdyby tak spojrzeć wstecz, to było ich więcej od czasu, gdy zmienił się system – z tego złego, na ten też nie najlepszy.
Pośrednik w handlu nieruchomościami to dziś nie brzmi dumnie. Może, gdy pan Kruppa z Raciborskiej pośredniczył na polskim i niemieckim Górnym Śląsku, to lepiej był postrzegany od tych, którzy w dzisiejszych czasach parają się „pośrednictwem domów i gruntów”. Choć, jak widać, i w czasach Kruppy, czyli ponad 90 lat temu ludzie też woleli sami ogłaszać się ze swoimi „domami masywnymi”. Czyżby ten zawód nigdy nie był lubiany przez ludzi?
Nie mnie to oceniać, bo jakby nie patrzeć jestem związana z tą branżą. Nawet jeśli już nie aż tak mocno, to jednak jestem i przez to mój obiektywizm jest wielkości „działeczki pod pawilonik” (brrrr), czyli malutki. 😉
Gdy przeglądam stare gazety, to myślę, że szkoda tego dawnego stylu pośredniczenia, ogłaszania i sprzedawania. We wszystko się teraz wdarły serwery, systemy, pluginy, apki, serwisy, newslettery, franszyzy, czyli nowatorskie narzędzia i rozwiązania, które bardzo mocno odczłowieczają. Wiem, wiem, nie wolno patrzeć do tyłu, a jedynie w przód, ale sami spójrzcie na te ogłoszenia. Czyż nie są urocze?
Żaden „homestaging”, a zwykły „dom do rozebrania do przedaju”. W dodatku z wielką lipą 😆
Cóż, dawne czasy to fajna rzecz, ale nowe i najnowsze, a nawet jeszcze bardziej nowszejsze wciska się wszędzie, robię więc Powrót do przyszłości i idę zachwycać się świeżutkim portalem kolegi, który polecam jako miejsce do szukania nieruchomości, bo jest umiarkowanie „onewsletterowany”, mało „pluginowy” i zero „pop-upowy”
Drogi kliencie, szukaj staromodnego pośrednika, który nie zarzuci Cię setkami kartek do podpisu, nie wprowadzi Cię do systemu, nie będzie Cię mamił, a po prostu będzie Ci się starał pomóc, by przy tym i samemu zarobić. Tacy oldskulowi jeszcze się gdzieś znajdą.
I oby Wasze domy nigdy nie ukazywały się w prasie w tak przykrych okolicznościach, jak nieruchomość Flory Kaiserowej, która choć uratowała swoje włości przed wojną i nie zlicytowano jej kamienicy, to jednak nie prowadziła w niej swego fitulityngeszeftu* zbyt długo. Flora, wraz z mężem i dziećmi, zginęła w Holokauście. Dobry Bóg uratował jedną z jej córek, która po wielu, wielu latach odzyskała kamienicę, już od II RP. Kamienica ta jest obecnie w rękach wnuków Flory.
* Fitulityngeszeft – drobny handel, mały sklep.