Chwałowicka hałda pierwszego dnia wiosny
Zachwycić się parkiem jest łatwo. Każdy zobaczy piękno w purpurowych rododendronach. Poprzycinane krzewy i wymuskane trawniki są wizytówkami miast. Wiosna w takich miejscach jest kolorowa, pachnąca, bogata. Taka bombonierka. Słodkość aż do korzeni zębów sięga i trzeba je zaraz myć pastą do Senso… itd. (nie lokuję produktu).
A na hałdzie? Chaotycznej, ciągle sypanej, z torem kolejowym, śmieciami, słupami, spychaczami, itp., itd.? Jaka jest tu wiosna? Aaa, jest jak tytka kukułek. Zwykła i ze smakiem babcinym. Albo jest jak kołoczyk z Ochwatowej piekarni.
Mówili dawniej, że każda potwora znajdzie amatora. Moja hałdusia też Oblazłam z okazji pierwszego dnia wiosny ten mój hałdziany ekosystem i zmniejszyły mi się wyładowania w głowie 😆 Do teraz się oblizuję.
Trawa tam nie rosła
Ida, Radio BBC i Ratibor
Poplątany dzień, może ktoś coś skuma i zrozumie.
Nagle, w jednym momencie wszystko się zdarza. Niby zima, a za oknem wiosna, koty z pierdolcem marcowym, choć po sterylkach, ja między Braunschweigerem a Rosenthalem z wypalonym rozumem, w uszach Fisz i E/Amade, w ramionach półtora kilometra w wodzie, że aż klikanie nie wychodzi a komórka robi wibracyjny plum. Nie lubię gmaila. Obok TVN, czyli kontrola nominacji dla Idy. Setne okno na laptopie:
… Dzien dobry… Pracuje dla krajowego radia BBC w Anglii.
Przyjezdzamy do Krakowa/Auschwitz/Raciborza w Niedziele z naszym prezenterem z BBC Radia (…), ktorego dziadek pochodzil z Raciborza, i zginal w okresie Holokaustu w wieku 43/44 lat. Probujemy jak najwiecej informacji zdobyc jesli chodzi o jego rodzine – Goldbergow. Co sie znimi stalo… Czy byli w Auschwitz itp…
Pracujemy nad programem dokumentalnym. Planujemy odwiedzic cmentarz zydowski w Raciborzu w nastepnym tygodniu. Chcialabym z Pania porozmawiac na ten temat, jesli to mozliwe?
Dziadek polecał „mięszaną wódkę”. Ponownie na Oderstrasse, po której już w ubiegłym roku się szwendałam. Trzeba tych potomków „Oderstrassowców” ze sobą skontaktować.
In memoriam
Łódź piękna inaczej
Udało mi się w końcu zwiedzić Łódź, którą zazwyczaj się omija, przejeżdża, czy też na nią psioczy za kiboli, antysemickie napisy, bądź długie przejeżdżanie w drodze nad morze. Pojechałam, by zwiedzić i zadumać się nad żydowską częścią tego miasta i by zobaczyć cud Piotrkowskiej. A zachwyciłam się Łodzią biedną, bezrobotną, obdrapaną, menelską, śmierdzącą i zamalowaną niedobrymi napisami. Zakochałam się w tej prawdziwej Łodzi, bez blichtru Manufaktury i szpanu kafejek na głównej ulicy.
Wizyta Mannebergów na Śląsku w 2014 (cz.2)
Środa, czyli oficjalnie w Rybniku
Tego dnia wizyty nie można opisywać żartobliwie, gdyż to był bardzo serio dzień 🙂 Mieliśmy się spotkać z prezydentem Rybnika. Nie wiem, czy kiedykolwiek przedtem jakiś potomek rybnickich Żydów miał taką możliwość. Zakładam, że nie dlatego też tym bardziej był to dla mnie istotny dzień. Dla mnie osobiście to było jakby oficjalne uznanie tych prawie 9 lat przywracania pamięci o tej grupie rybniczan, która kiedyś miała duży wpływ na rozwój naszego miasta.
Moi Mannebergowie też potraktowali spotkanie z władzami miasta bardzo serio. Krawaty, marynary, pod pachą projekt, o którym mieliśmy rozmawiać, czyli wsio jak należy.
Bardzo się bałam jak zostaniemy przyjęci. Nie nastawiałam się na cuda, a tu cud się stał i z ręką na sercu powiem, iż spotkanie było więcej niż dobre. Zostaliśmy potraktowani bardzo poważnie i z wielką gościnnością. Eli jest genialnym mówcą i to on zrobił wrażenie. Przedstawił założenia projektu w taki sposób, że mnie powalił z nóg (choć siedziałam). Patrzałam na niego z zachwytem i podziwem. Nawet jeśli projekt, który zakłada utworzenie w Rybniku centrum humanistycznego dla młodzieży ze świata, nie wyjdzie, to wiem, że rodzina Mannebergów zostanie na długo zapamiętana i to bardzo pozytywnie.
Warszawski obrazek
Z Powstaniem Warszawskim nie mam żadnych rodzinnych powiązań. Noooo, może jedno, ale jakoś dla mnie jest ono tak odległe, że myśląc powstanie nie kojarzę tego strasznego czasu z tym, że zginęła tam siostra mojej wielkopolskiej babci.
Z Warszawą też niewiele łączy taką Hanyskę jak ja, ale zawsze, gdy mowa o niej jestem dumna, że mamy taką stolicę. Dziś też beczałam wraz z warszawiakami i resztą tych, którym łzy lecą na poczekaniu na myśl o wszystkich którzy wówczas zginęli.
I właśnie co roku, tego pierwszego dnia sierpnia patrzę sobie na obrazek, którego nazywam „warszawskim”. Wiele lat temu wyciągnęłam go z rupieci rudery, którą pokazywałam swoim klientom jako pośrednik. W opuszczonych domach najczęściej ludzie zostawiają święte obrazki, mając w dupie, czy Chrystus leży w śmieciach. W tamtej runie, która była do wyburzenia nie było Chrystusów. Leżał za to obrazek wiewiórki. W jaki sposób znalazł się w Rybniku – na Śląsku, chyba już nigdy się nie dowiem. Dom był już pusty, bez okien, taka dawna komunalka. Zabrałam malunek, bo musiałam. Nie mógł tam zostać.
O polityce, czyli fujjj po raz kolejny
Miałam nie pisać o wyborach, ale zanim ponownie wejdę w swoją szufladkę anarchizmu i żydokomuny i tam się znowu na jakiś czas zadekuję, muszę se to skomentować.
Ponad rok temu napisałam:
http://szufladamalgosi.pl/o-polityce-czyli-fujjjjj/
A dziś znowu mam takie przemyślenia (na 100% nie ja jedna).
Do polityków
Wszyscy jesteście po jednych pieniądzach, a raczej po jedne i te same pieniądze. Każdy z was po kolei, razem i z osobna, jest mi fuj. I ten, który dostał najwięcej głosów, a który wiele lat temu przekonywał do the best reformy emerytalnej a potem zabrał moje ofe, bo mu się odmieniło. Również ten, któremu wsio rawno jaki stołek, czy poselski, czy senatorski, czy europejski (tu rzyg z mojej strony jako rybniczanki i wielkie przeprosiny dla świata, że on z mojego miasta ), bo ważniejsza władza i splendory i przez którego następna kasa pójdzie na kolejne liczenie kartek w uzupełniających wyborach, a jak …
I ten, przez którego padła transplantologia, bo se do więzień wsadzał bez opamiętania i cebeesie posyłał ludziom bladym świtem. O bladym, anemicznym katolickim Nico, który rozpierdzielił wiele zawodów, bo je uwalniał nie wspomnę.
A już zalało mnie w nocy wku…nie przez trupa politycznego, którego media odgrzebały i który teraz jak chudy Zombie będzie straszyć Europę poglądami i staromodnym elementem pod szyją oraz przynosić wstyd mojemu krajowi. Nie państwu, bo te mam w dupie, a krajowi, bo na nim mi jeszcze zależy.
Wczoraj przez cały dzień nuciłam w duchu tylko początek, a dziś z rana jednak muszę dokończyć i zaśpiewać z Domowymi Melodiami całość „I tylko won z mojego domu, nie ma was tu, nie ma was tu, nie ma was tu… no i chuj”.
Wracam do swoich cmentarzy, bezrobotnych i rybnickich Żydów, bo tu nie ma obłudy, ciulania i pazerności. Aaa, zapomniałam dodać, że byłam szeregowym członkiem komisji wyborczej i miałam okazję uczestniczyć w tym wydarzeniu po raz pierwszy od wewnątrz. Wyborcy są super, ale wybierani… bleeeeeee.
Marsz Żywych, czyli jesteśmy ich zemstą
Marsz Żywych
To był mój pierwszy raz. Jeszcze nigdy nie uczestniczyłam w Marszu Żywych, który idzie z dawnego obozu koncentracyjnego Auschwitz do dawnego obozu zagłady Birkenau. W Marszu biorą udział studenci, uczniowie, dawni więźniowie, ludzie tacy jak jak, idą Żydzi, katolicy, prawosławni, ewangelicy i niewierzący. Nie ma znaczenia wiara czy narodowość.