Dwa smutne kirkuty Opolszczyzny
Kędzierzyn-Koźle – smutno
Cmentarz żydowski, na którym byli chowani Żydzi z Kędzierzyna i Koźla jest położony we wsi Dębowa, w lesie przy drodze. Po raz pierwszy byłam tam kilka lat temu. Niewiele się zachowało na powierzchni. Od tamtego czasu smutny obraz cmentarza się raczej nie zmienił. Kilka resztek nagrobków, z czego tylko 3 świadczą o tym, że pochowani tu zostali Żydzi, to bardzo typowy widok dla kirkutów. Takie normalne, choć w sumie nienormalne, smutajstwo – opuszczone, zapomniane, ale na szczęście niezasyfione.
Stąpając po barwinku można wyczuć, że niektóre nagrobki pochłania przyroda, a to świadczy o tym, iż nie wszystko zostało rozkradzione.
Śpij w pokoju…
Wnet ten szczyt macewy nie będzie widoczny, gdyż oplecie go wiosenna i letnia zieleń.
Gdy chodziłam po cmentarzu i robiłam zdjęcia drogą przejeżdżali rowerzyści, chodzili spacerowicze (w pobliżu były jakieś zawody motolotniarzy, więc w okolicy było dosyć sporo ludzi) i wszyscy spoglądali na mnie jak na wariata. Domyślam się, że miejscowi nadal nie wiedzą, iż tam jest cmentarz żydowski. Sześć lat temu przepytywałam wielu lokalsów i nikt mi nie potrafił wskazać tego miejsca. Zapewne nadal żyją w tej nieświadomości.
Z Dębowej pojechaliśmy do Krapkowic…
Krapkowice – smutno i brudno
Przed wyjazdem przygotowałam się „z dojazdu cmentarnego”, gdyż Krapkowice jakoś nigdy nie były mi po drodze. Sam kirkut znałam jedynie z opisów w sieci, a to nigdy nie jest to samo, co własnoręczne dotknięcie macew. Byłam przygotowana na problemy z wejściem, bowiem nekropolia jest ogrodzona murem, a ponoć furtka ma być ukryta jak w „Tajemniczym ogrodzie”. Widziałam w życiu około 250 cmentarzy żydowskich i na wiele widoków już jest uodporniona i lekko zobojętniała, ale taki totalny syfilizm jednak nadal mnie powala i poraża.
Ale od początku. Dotarliśmy we właściwe miejsce, czyli pod mur cmentarny późnym niedzielnym popołudniem, kiedy ludzie popijają wódeczkę i i być może rozprawiają sobie przy kielonku, jak to Żydy nie dbają o swe cmentarze. I prask… pustą flaszeczkę przez mur. „A co! Niech se tu przyjadą i posprzątają! W końcu to ich cmentarz.”
Stałam tak pod murem i zgodnie z zaleceniami, które znalazłam w internecie wołałam „Dzień dobry! Halo!”, łudząc się, że ktoś wyjdzie z dawnego domu przedpogrzebowego i wpuści mnie na cmentarz sekretnym wejściem, które ponoć właśnie jest w tym budynku.
Nikt jednak z tego opuszczonego domu nie wyszedł. Za to z dużego, poniemieckiego bloku stojącego tuż obok, wyszedł człowiek o oddechu wskazującym, który z uśmiechem powiedział nam, że tu już nikt nie mieszka, tym cmentarzem się nikt nie opiekuje i że możemy spokojnie przeskakiwać, bo „nikt was nie pogoni„. A tak w ogóle, to jakoś wszyscy to tam (tu wskazał kirkut obok) mają gdzieś i nikt o to nie dba. Miło się uśmiechnął i chyba poszedł dalej delektować się niedzielnym popołudniem i być może i innymi rzeczami 😐 Sympatyczny był…
Przez mur wskoczyliśmy do królestwa śmieci, butelek, kubełków po farbach, dętek, gazet i wszelakiego rodzaju badziewia.
Ponad rok temu podobne uczucia miałam na cmentarzu w Mysłowicach. Takie samo wkurzenie, taka sama złość i taki sam wstyd. Tu też stąpałam między macewami bojąc się, że butelkami potnę sobie nogi. Na szczęście nikt nas nie prasnął przez mur pustą flachą, czy worem z flachami, bo być może nasz uprzejmy rozmówca uprzedził sąsiadów, że jakieś „turysty, a może i żydy” po cmentarzu łażą.
O Mysłowicach onegdaj napisałam „syf, kiła i mogiła”. Dziś już tak nie można mówić o mysłowickim cmentarzu, bo stał się na nim cud. Znaleźli się ludzie i uratowali tamto miejsce. Czy w Krapkowicach by też mogło dojść do takiego cudu? Hmmm… Zresztą popatrzcie sami na to, co tam jest.
Potwornie smutne jest to, że przy murze pomiędzy cmentarzem a podwórzem bloku stoją maluśkie macewki dzieci. I to na te nagrobki leci największa część tych nieczystości i odpadów.
Na cmentarzu jest ok.50-60 macew. Niektóre wyjątkowo piękne, z niemieckimi i hebrajskimi napisami. Na niektórych można dostrzec sygnaturki kamieniarzy. Wiele z nich prawdopodobnie w miarę niedawno przewrócono. Kilka z nagrobków ma ślady po strzałach… z czasów wojny?
Samosiejki utrudniają chodzenie po nekropolii. Za kilka tygodni macew nie będzie można dostrzec przez zieleń, której tu nikt nie karczuje.
Jeszcze taka „perełka” 👿
Opuszczałam to smutne miejsce zastanawiając się, czy ktoś się nad nim pochyli?
Czy znajdzie się jakiś strażnik, który uprzejmym ludziom mieszkającym po sąsiedzku wytłumaczy, że to jest święte miejsce i że nie wolno na ludzkie groby wylewać pomyj… Czy Krapkowice mają jakiegoś Bogusia w czerwonej czapeczce? Czy u nich mieszka drugi Irek, który poświęci kasę, by ratować cudze groby? Czy mają radnego, któremu nie będzie obojętny los zabytku? Miejmy nadzieję, że tak 🙂 W końcu Krapkowice mają już jeden punkt styczny, toż to tu osiedlił się onegdaj Baruch urodzony w mieście Myslowitz.
Może krapkowiczanie spojrzą na zachód i wezmą „muster„* ze swoich kolegów? Kto wie… Trza być dobrej myśli.
* Muster – po śląsku ( z niem.) wzór
Dla lubiących filmy