22 marca 2016

Gojka jako tłumacz i przewodnik cmentarny powraca

Dear Malgosia, Dear Meir, czyli Winniczkowy Trip w trakcie ustalań

Frysztak (34)Prawie dwa lata temu obsługiwałam, jako tłumacz i przewodnik, przedstawiciela Holocaust Research Institute in Memory of Zahava & Zvi Shwartz z Izraela. Była to jedna z ciekawszych przygód w jakich miałam możliwość uczestniczyć w ostatnich latach. Wtedy wszystko organizowałam nieomal z dnia na dzień i jechałam na spotkanie z nieznajomym ortodoksyjnym Żydem pełna obaw oraz wątpliwości, na wszelki wypadek wyposażona w ➡  szajspapiór. Oczywiście ten papier toaletowy to nawyk, który mi został  z dawnych lat, gdy jeździło się w miejsca nieznane i słabo wyposażone w rzeczy niezbędne w pewnych momentach. Pięć dni objeżdżania Podkarpacia z głęboko wierzącym Żydem, nadto upartym, twardym i mało elastycznym, dało mi nieźle w kość. W dodatku w złych warunkach pogodowych, które sprawiały, że od rana do wieczora byłam mokra od butów po pachy. Winniczkowy trip dał efekt w postaci mini przewodnika, którego byłam współautorem. 

Rymanow (28)Jakieś 2 miesiące temu mój ówczesny towarzysz, czyli zleceniodawca, napisał maila z zapytaniem: Malgosia, would you be my partner during Galicia trip part 2? Jak nie jak tak  :mrgreen: Toż to tygryski lubią najbardziej. Ani sekundy się nie zastanawiałam i odpisałam, że tak. No i się zaczęło. Ha ha. Dwa lata temu nie było czasu na kombinowanie i wymyślanie, gdyż od momentu naszego pierwszego kontaktu do wyjazdu był tylko tydzień. Tym razem to dłuższy okres czasu i Meir zaczął swoje piętrzenie problemów od podania 4 terminów. Ustaliłam 3, które mogą wchodzić w rachubę, bo jeden z nich z góry odpadał z uwagi na weekend bożociałowy, a to nie jest dobry czas na szukanie wolnych noclegów na zadupiach.

Termin ustalony, 7 dni. No to piszę: A co z Twoim szabatem? Ostatnio jechaliśmy na złamanie karku do Krakowa, by Meir mógł tam spędzić szabat, a w tym roku ustalił, że mamy jeździć od niedzieli do niedzieli, czyli i w szabat. Tak przy okazji, to ja wzięłam pod uwagę jego szabat, a on mojej niedzieli nie, no, ale cóż. On zleca, on płaci. Dostaję odpowiedź: Szabat w Krakowie albo w Dynowie w centrum chasydzkim.

Ja do niego: Dear Meir, jak sobie wyobrażasz te jeżdżenie? Z Bieszczad na szabat w KRK? On do mnie: Dear Malgosia, to szabat w Dynowie w centrum chasydzkim. Ustaliłaś trasę?

plan objazduJa do niego: Dear Meir, rozsądny pomysł, ale Ty załatwiasz ten nocleg, bo ja gojka i nawet nie wiem, czy tam mogę spać. Trasę ustaliłam. Posyłam Ci cały harmonogram i plan objazdu. On do mnie: Dear Malgosia, no problem. Jakie miejscowości odwiedzimy?

Ja w duchu: Superrrrrr!!! Nocleg i szabat z Chasydami! Ja gojka i nocleg w dynowskim ośrodku, do którego zjeżdżają Chasydzi! Ja do niego: Posyłam Ci plan całego objazdu. Będzie ciężko to zrobić, ale myślę, że damy radę. On do mnie: Dear Malgosia, nocleg jeden załatwiony u Chasydów. No i przyleci ze mną kolega fotograf.

Ja w duch: Na kija mu fotograf, skoro oboje mamy aparaty a ja zawsze robię setki zdjęć, ale jak chce… Ja do niego: Dear Meir, czy fotograf też przyleci do Rzeszowa? Z Tobą? On do mnie: Dear Malgosia, do Rzeszowa, ze mną, ale wylatuje trzy dni wcześniej. Trzeba go wcześniej odwieźć.

Ja w duchu: O k…a! Jak trzy dni wcześniej? Toż nie da się odwozić fotografa na lotnisko, będąc w trasie gdzieś na dole Polski i mając do zrealizowania plan. A wiem, że ustalony plan zostanie zrealizowany, nawet gdyby żaby z nieba leciały. On do mnie: Dear Malgosia, bilety lotnicze zarezerwowane. Lecę do Warszawy, a potem do Rzeszowa.

Ja do niego: Dear Meir, kiedyś wspominałeś, że Twoja mama pochodziła z jakiegoś miasteczka w Słowacji. Może to blisko polskiej granicy i chciałbyś tam podjechać? On do mnie: Dear Malgosia, to byłoby cudownie. Moja mama urodziła się w miejscowości Nižný Hrušov.

Ja w duchu po sprawdzeniu tego na mapie: Co mnie podkusiło wspominać tą Słowację. Ten  Hrušov to kawał drogi! Ja do niego: Dear Meir, no problem. Jedziemy do Hrušova. Damy radę. Ja w duchu: Nie wiem, czy damy radę.

Od do mnie: Dear Malgosia, czy masz pomysł, gdzie możemy przechować zamrożoną żywność koszerną, którą przywiozę? Ja w duchu: Co??? Ja do niego: Dear Meir, proszę wytłumacz dokładniej o co chodzi z tą żywnością? Jak zamrożoną i jak przechować? My jeździmy autem po całej Galicji.

On do mnie: Dear Malgosia, gdzie przechować zamrożone jedzenie koszerne, które przywiozę? Ja w duchu: Niech go szlag z jego angielskim. Nie kumam o co mu chodzi. Ja do niego: Dear Meir, sorry, but I still don’t understand what you mean (nadal nie rozumiem co masz na myśli). On do mnie: Dear Malgosia: Znasz Hotel Osti w Rzeszowie? Ja do niego: Dear Meir, nie znam, nie ma takiego. On do mnie: Dear Malgosia, przepraszam, Hotel Ostoya. Ja w duchu: google pokazuje, że na Jasionce, czyli przy lotnisku. On do mnie: Dear Malgosia, mój przyjaciel mówi, że tam można przechować zamrożone jedzenie koszerne. Ja w duchu: a niech se przechowuje co chce i gdzie chce. Olewam temat.

Ja do niego: Dear Meir, czyli nie będziesz jadł śniadań tylko korzystał ze swojego jedzenia przywiezionego z Izraela? On do mnie: Dear Malgosia, zamawiaj śniadania. Ja w duchu: Masakra jakaś z tym jedzeniem, czy on wie o czym pisze? A mnie też będzie karmił tymi koszernymi mimrami? Na Snickersach nie objadę!

On do mnie: Dear Malgosia, ile będą kosztować noclegi? Pamiętaj, że potrzebne 3 pokoje, każdy śpi osobno. Proszę, by były tanie. Ja w duchu: O w dupie… A ja nie mam ani jednego zarezerwowanego. Ja do niego: Dear Meir, jestem teraz w pracy, jutro Co wsio podam. Ja w duchu: Małgosia, do kompa i telefonu i mapy i szukaj tanich agro.

Obdzwaniam. Nikt się nie chce zgodzić na jeden nocleg, w dodatku po jednej osobie w pokojach wieloosobowych. Jeszcze jedna baba doprowadza mnie do maksymalnego wzrostu ciśnienia, gdyż wspominam, iż będą to goście z Izraela i proszę by na śniadanie nie było kiełbasy. Żydów to ona za bardzo nie chce, no ewentualnie, ale żeby nie brudzili. Wdałam się w niepotrzebną dyskusję z babsztylem zamiast od razy trzasnąć słuchawką. Pasował mi nocleg u niej, bo był idealnie na trasie a w okolicy niczego innego, ale po takim podejściu do gości uznałam, że nie będziemy u niej spać. Lepiej jechać 50 km w bok niż spać w takim miejscu.

Ja do niego: Dear Meir, wszystkie noclegi, za wyjątkiem tych w Dynowie, które sam załatwiasz, będą kosztować tyle a tyle. On do mnie: Dear Malgosia, chyba więcej, bo fotografa nie liczyłaś do niedzieli. Ja w duchu: noszzzz, trafi mnie z nim. Przecież fotograf miał nas opuszczać w czwartek. Ja do niego: Dear Meir, posyłam Ci screen Twojego maila, w którym pisałeś, że fotograf nas opuszcza w czwartek. On do mnie: Dear Malgosia, masz rację. On wyjeżdża w czwartek, sorry. Ja do niego: Dear Meir, no problem. Ja w duchu: problem to będzie z odwożeniem go na lotnisko w Rzeszowie, bo to jest stracony dzień. On do mnie: Dear Malgosia: mój przyjaciel – fotograf zmienił zdanie. Przyleci jeden dzień później, czyli w poniedziałek a wyleci w sobotę. Ja w duchu: Nie wytrzymam! Ja do niego: To co? Zmieniać noclegi? On do mnie: Dear Malgosia, poczekaj jeden dzień. Ja do niego: Dear Meir, Ok. On do mnie: Dear Malgosia, my friend fotograf zmienił zdanie, nie przyleci. Ja w duchu: K… mać! Zmieniać noclegi. Zmieniam. Przepraszam za kłopoty i takie tam ble ble. Ja w duchu: W sumie nawet dobrze, nie będzie cyrków z przywożeniem, odwożeniem. Ja do niego: Dear Meir, proszę nie zmieniaj już niczego!

On do mnie: Dear Malgosia, ok. Niczego już nie zmienię. Drugi nocleg w Dynowie mam potwierdzony.

Jako ciekawostkę napiszę, iż dwa noclegi w centrum chasydzkim w Dynowie, kosztują więcej niż miały kosztować wszystkie pozostałe noclegi dla 3 osób  😯

Dynow (30)

On do mnie: Dear Malgosia, ile będzie kosztować Twój dojazd do Rzeszowa. Ja do niego: Dear Meir, do naszego spotkania mamy ponad 2 miesiące i nie mogę niczego zarezerwować jeszcze. BTW, tylko Polskim Busem mogę z KATO dojechać do Rzeszowa. Taki dziwny jest ten świat.

Teoretycznie wsio ustalone, ale jak widzicie, sytuacja jest bardzo płynna, więc czekam na coś takiego: On do mnie: Dear Malgosia, znalazłem innego fotografa, który ze mną przyleci.  😆

Objazd południowej Polski zaczynamy pod koniec maja, więc czasu jeszcze jak marasu, skoro jednak w ciągu poprzednich dwóch miesięcy wymieniliśmy ok. 35 maili (o smsach nie wspominam), to sporo ustaleń i zmian przed nami 😉 Na pewno sama wprowadzę zawirowanie do harmonogramu, bo muszę podjechać do Markowej, by zobaczyć nowe muzeum upamiętniające rodzinę Ulmów. Wiem na 100%, że Meir przytaknie tej zmianie. Gdy byłam tam parę lat temu był jedynie pomnik i drogowskazy. No i oczywiście grób rodziny Ulmów na miejscowym cmentarzu.

Markowa pod Lancutem (2)

Znowu będę oddychać powietrzem tamtych stron, dotykać cmentarnego kamienia, przedzierać się przez krzaki w poszukiwaniu nieznanego, gadać do pogrzebanych, patrzeć na niesamowite widoki i modlących się Chasydów, no i słuchać wkurzającego głosu pani o imieniu Dżipies.

Rybotycze (56)

P.S. Nadal nie wiem co z tym zamrożonym żarciem, ale nauczyłam się już, że nie należy się przejmować bzdetami na zapas. Jak będzie, tak będzie. Zabierzemy ze sobą i się rozmrozi 😉 A ja do Snickersów dołożę truskawki i przeżyję.

Tagi: , , , , ,

Opublikowano 22 marca 2016 przez Małgorzata Płoszaj in category "Judaika", "Turystyka i krajoznawstwo