25 kwietnia 2021

Piękni i młodzi – post scriptum

Opisywanie losów 12 nastolatków, sfotografowanych 100 lat temu w Rybniku, skończyłam pod koniec ubiegłego roku. Gdy dwa lata temu rozpoczynałam tą historię z ➡ „Pięknymi i młodymi” nie przypuszczałam, że zwykłe bajdurzenie w Internecie doprowadzi do tylu wzruszeń, odkryć i spotkań. Tak, tak – spotkań mimo panującej pandemii.
Przypomnę, iż fotografię przedstawiającą szczęśliwych przyjaciół dostałam od Miriam Glucksmann, której ➡ tata to zdjęcie zabrał ze sobą wyjeżdżając w 1933 r. z Niemiec do Anglii. Dzięki temu, że jego   siostra, a zarazem ciocia Miriam opisała na odwrocie uczestników tego spotkania, udało mi się w miarę dobrze ustalić losy tych młodych ludzi. Uznałam, że powinnam o nich napisać i opowiedzieć światu o każdej postaci. Szyłam te opowieści z różnych skrawków informacji. Na ogół były z dziurami, z których niektóre być może kiedyś się uda zacerować. Raz wychodziło lepiej, raz gorzej. Robiłam to w sumie bardziej dla siebie niż dla innych. Tak to pomalutku leciało aż do momentu, gdy napisał do mnie z Izraela potomek familii, z której wywodziło się pięć osób stojących na tym zdjęciu.

Hello Malgosia, For about a week now, since a relative sent me an obituary notice from 1927, and I started reading your drawers (thanks to translation possibility) I feel very lucky. Since my father died when I was young, I did not know much about the family even not the connections to our relatives whom I knew. Now, thanks to you, a photo that was taken almost a hundred years ago, brings my family alive and things start to be clear, though I have some questions.

I się zaczęło. Od października 2020 r. wszystko nabrało ogromnego tempa i doprowadziło do niewiarygodnych emocji, nie tylko z mojej strony, na przełomie stycznia i lutego. Doron z rodziny Priesterów nie był pierwszym, który znalazł w mojej Szufladzie informacje o swoich krewnych. Ale był, jak na razie, tym jedynym który uznał, że trzeba te wiadomości wykorzystać by odszukać w świecie wszystkich, którzy mogliby być zainteresowani tą historią. Zaczęłam tworzyć skomplikowane drzewo genealogiczne Priesterów i razem z Doronem przekopywaliśmy się przez Internet szukając potomków, zmarłego w Rybniku w 1865 r., Salomona Priestera i jego żony Rosalie. Salomon miał sporą gromadkę dzieci, więc pęczniały mi foldery w laptopie, który dyszał jak stary parowóz.

Wspólnie odkrywaliśmy historię górnośląskiego rodu, który związany był z kilkoma miastami w naszym regionie, o czym już tu pisałam przy okazji zakładania pancerza obronnego na ➡ koronę. Doron wydobywał z pamięci jakieś fragmenty opowieści rodzinnych o kimś tam w Szwajcarii, o dalekich krewnych, których nie znał w Kanadzie, czy Australii.

Zbliżał się koniec listopada, a przede mną było zadanie opisania ostatniego z „Młodych”, czyli ➡ Ernsta Gallusa. Wiele o nim wiedziałam, sporo mi pomogli czescy sąsiedzi z forum Petrkovic, a Doron zaczął uparcie szukać bezpośrednich potomków Gallusów, którzy poprzez matkę – Elly Priester byli z nim powiązani. Oczywiście te poszukiwania były internetowe, czego nie muszę wam chyba tłumaczyć 🙂 Tropy prowadziły od Dominikany, przez Hiszpanię do Szwajcarii. Byłam już blisko publikowania historii Ernsta, gdy Doron napisał: „Wczoraj, moja kuzynka z Brazylii, znalazła i przesłała mi e-maila Irene – bratanicy Ernsta Gallusa. Napisałem do niej kilka minut temu. Nie wiem, kiedy chcesz publikować post o nim, ale jeśli możesz to trochę to opóźnij. Może będzie zainteresowana i prześle nam jakieś zdjęcia”. To się wstrzymałam. Wiadomo. 100 lat zdjęcie czekało, to te kilka dni nie robi różnicy. Wnet dostałam do wiadomości odpowiedź Irene ze Szwajcarii: „WOW!!! I am amazed!”. Bardziej „amazed” byłam ja, gdy dostałam moich nastolatków opisanych „Thea’s Geburstag 1921”. W szwajcarskiej szufladzie od lat leżało to samo zdjęcie. Wreszcie znałam dokładną datę zdjęcia, gdyż Thea urodziła się we wrześniu. 

Do wymian e-mailowych dołączali kolejni zainteresowani z całego świata. Już wówczas wiedziałam, że pod koniec stycznia będę o „Pięknych i młodych” opowiadać w sieci w ramach cyklu spotkań zatytułowanego „Mistrz i Małgorzata od kuchni”. Dalecy krewni moich młodych, a było ich coraz więcej, oczywiście zostali o tym powiadomieni. Rozpoczęło się gorączkowe poszukiwanie bezpośrednich potomków Thei Priester – tej, która na zdjęciu była najważniejsza, bo to z okazji jej Geburstagu zebrało się to grono przyjaciół. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Mycie okien, narady nad lockdownową Wigilią, odwodzenie własnych starszych od wspólnego świętowania, kupowanie prezentów w sieci. Pandemia była wtedy jakby poza mną. Żyłam w Internecie i w przeszłości jednego, w sumie mi obcego, choć bliskiego, rodu. Nałożyło się na to jeszcze jedno inne ważne wydarzenie, jakim było przedstawienie online spektaklu o moich (choć też nie z mojej rodziny) siostrzyczkach ➡ Geni i Stefci. Gdyby nie to małe cholerstwo, które zabija tak ogromną ilość ludzi na świecie, to raczej dzieci oraz wnuki, ocalałej z Holokaustu Geni Ryby z Rybnika, nie miałyby okazji zobaczyć na swoich komputerach teatru SAFO na scenie.  Byłam niesamowicie szczęśliwa, że to się udało. Co chwilę beczałam w tym grudniu z radości.

Dzień przed Wigilią nagle zadzwonił domofon. Dzień dobry, przesyłka. W myślach przeleciałam wsio co kupowałam i raczej niczego już się nie spodziewałam. Maska, buty, kurtka i szybko przed furtkę. A tam pan z ogromnym bukietem kwiatów z rybnickiej kwiaciarni. Nie pomylił pan adresów? Nie mam urodzin. Tam jest bilecik, który wszystko wyjaśnia, odparł pan. Pędem na górę, okulary na nos i aż sobie siadłam z wrażenia. Obok choinki w Wigilię stanął wazon z różami zamówionymi w Izraelu w kwiaciarni na rybnickim Rynku.

Już wtedy wiedziałam, że grób Isidora – pradziadka całej tej Priesterowej rodziny, przetrwał w Gogolinie. Doron prosił o zachowanie tej rewelacji, gdyż miał swój własny sekretny pomysł. Tworzyłam swój wykład wkładając w niego tyle serca ile się dało. Wiedziałam, że opowieść, którą miałam snuć 28 stycznia dla słuchaczy Domu Pamięci Żydów Górnośląskich będzie w języku polskim i gdy do tego Zooma dołączą wszyscy odnalezieni krewni tych młodych, to niczego nie zrozumieją. A niech tam! Jaki mam ten angielski, taki mam. Oni to muszą usłyszeć w międzynarodowym języku. Ustaliłam datę meetingu na 24 stycznia. Prywatne spotkanie w sieci. Cały styczeń Doron robił wszystko, by namierzyć wnuki ➡ Thei w Kanadzie. Kilka dni przed godziną zero, na bezczelnego, napisał nawet do policji w Ontario, by pomogli w odnalezieniu dalekich kuzynów, z którymi nigdy nie miał kontaktu. Nie zapominajcie, że on w Izraelu, ja w Polsce, a poszukiwani byli z Kanady. Nazwiska się zmieniają przez zamążpójścia, wszędzie obowiązują przepisy dotyczące danych osobowych i na to wszystko dookoła ogólnoświatowa pandemia. Trzy dni przed planowanym angielskim Zoomem przyszedł e-mail: „Karen Grauer answered me!

No ja pierdzielę! Mój gmail się gotował od ilości otrzymywanych i wysyłanych e-maili. Okazało się, że żyje synowa Thei. W tamtych dniach wolałam się nie malować, bo co chwilę mi się oczy moczyły. Zrobiliśmy krótki Zoom-meeting w przeddzień właściwego spotkania. Czacha dymiła!

24 stycznia rano wstałam cała przejęta, pół nocy nie spałam, ćwicząc w duchu prezentację po angielsku. Pojechałam przed południem do miasta, by sfotografować kamienicę, na tyłach której zrobiono ową fotografię. Stałam tak sobie na pustym Placu Wolności i myślałam, że może kiedyś ktoś z tych, których mam dziś poznać tu dotrze, gdy świat się ogarnie.

Wieczorem w mojej kuchni spotkali się potomkowie i powinowaci rodzin Priester, Aronade, Grauer, Glucksmann, Gallus, ➡ Silbiger, ➡ Apt oraz Młynarski. Wszyscy w jakiś tam sposób byli związani z tymi nastolatkami, którzy we wrześniu 1921 roku spotkali się w Rybniku na urodzinach ➡ Thei Priester (Grauer) i wszyscy powiązani z Rybnikiem. Niektórzy bardzo bezpośrednio – jak kanadyjskie wnuki i synowa Thei, czy Miriam, która jest córką Alfreda z fotografii, a niektórzy bardziej pokrętnie jak np. Susan z USA, która powiedzmy, że reprezentowała ➡ Lotte Priester, bowiem brat jej dziadka był mężem Lotte. Prawie 30 osób, z niemalże wszystkich kontynentów wysłuchało mojej opowieści o Rybniku, o Górnym Śląsku 100 lat temu, a przede wszystkim o losach tych młodych ludzi. Większość z nich o sobie przedtem nie wiedziała, ani nigdy się nie spotkała. Nie potrafię opisać tych emocji, wypowiadanych słów i tej radości. Wtedy, jedyną osobą, która nie miała swojej reprezentacji była ➡ Lore Priester, ale jak to mi relacjonował Doron: „I did not give up, yet, finding Lore’s descantances in Uruguay.” Czyli trwały poszukiwania potomków Lory w Urugwaju.

Po spotkaniu dostałam takie ilości starych fotografii, że musiałam zmieniać polską wersję wykładu, który miał mieć miejsce za kilka dni. Miriam sięgnęła do sekretnej koperty 😉

W międzyczasie, w tym styczniu, starałam się dotrzeć do najlepszej specjalistki od gogolińskich Żydów – pani Reginy Kalli-Szulc. To było chyba trudniejsze niż odnalezienie wnuków Lory. Gdyby nie Facebookowy profil pasjonatów Gogolina, to do teraz bym czekała na odpowiedź z UM.

Dzień przed oficjalnym spotkaniem, organizowanym przez Dom Pamięci, okazało się, że Doron dotarł do wnuczki Lory Priester i że żyje jeszcze córka Lory – Gerda, urodzona przed wojną w Breslau! Takie cuda wtedy miały miejsce. Na polskiego zooma przyszli stali bywalcy Domu, przyszli rybniczanie i nie tylko, ale przede wszystkim przyszli wszyscy krewni z całego świata. Siedzieli półtorej godziny, słuchając opowieści w języku, który dla nich brzmiał, jak dla mnie koreański. W najśmielszych snach bym sobie takiej publiczności nie wymarzyła.

Przesłane po wszystkim skany zdjęć, które ➡ Thea Grauer (Priester) zabrała ze sobą do Kanady w 1939 r. to był największy dar, jaki mogłam dostać. Pierwszy raz zobaczyłam maleńką Werę, córkę ➡ Herty Thulli Priester i jej męża ➡ Fritza Aronade. Obie żyły jeszcze w 1941, o czym świadczy podpis w albumie! Wszyscy troje zostali zamordowani.

Ostatnim niezwykle ważnym akordem tej szalonej zimy było jeszcze jedno spotkanie internetowe. Tym razem z okazji rocznicy śmierci Isidora Priestera urodzonego w Rybniku w 1844 r., a zmarłego na początku lutego 1903 r. w Gogolinie. W końcu udało mi się dotrzeć do pani Reginy z Gogolina, która jest mało zinternetowana, stąd też trudna do zlokalizowania. Z racji tego, że pani Regina to taka sama wariatka jak ja, to choć tylko przez telefon, to czułam jak fluidy porozumienia fruwały między Rybnikiem a Gogolinem. Zostałam zasypana informacjami o pobycie, losach i znaczeniu tej rodziny w Gogolinie. Nie chcę wam teraz gmatwać historii zawiłościami genealogicznymi, ale opowiem jedno. Dla Reginy wyjątkowo ważna była postać lekarza z tej familii, który w pamięci starych mieszkańców tego miasta nadal tkwi. Harry Schein, wnuk Nathana Priestera (kolejnego urodzonego w Rybniku syna Salomona) przewijał się w wielu wywiadach, które przeprowadzała z mieszkańcami autorka książek o gogolińskim cmentarzu oraz Żydach.. No i? No i jego syn też został odnaleziony! Pojawił się na jorcajtowym spotkaniu w lutym. Była też przecudna, wiekowa Gerda. Opowiadała, siedząc w Urugwaju, o mamie Eleonorze (Lorze), o dziadkach z Rybnika, o Wrocławiu, o Jeleniej Górze, w której dorastała do momentu wyjazdu w 1938 r. i o tym jak trudno było niemieckim Żydom zaaklimatyzować się w Ameryce Południowej. Byłam zachwycona jej pamięcią, tym, że przy pomocy córki siedzącej w tym momencie w Hiszpanii ogarnęła całą tą technologię i mogła uczestniczyć wraz z innymi w zjeździe rodziny.

A samo spotkanie rozpoczęło się na lotnisku w Pyrzowicach, byliśmy w Katowicach pod kamienicą, gdzie mieszkali dziadkowie oraz tata Dorona, potem nad obozem Auschwitz-Birkenau, by uczcić tych, którzy zginęli, lecieliśmy nad Pszczyną. Wylądowaliśmy w Rybniku, gdzie poszliśmy na kawę do kawiarenki Secesja przy Sobieskiego (tu Louis Priester – tata Lory, miał sklep), obejrzeliśmy dwa dawne Priesterowe domy, pomachaliśmy z powietrza rybniczanom i zahaczyliśmy na chwilę o Racibórz. Tam z kolei Julius, syn Isidora przez wiele lat prowadził sklep na Rynku. Przez ten trop, w przypływie szaleństwa, kupiłam na Ebayu pocztówkę przedstawiającą właśnie ten budynek. Ostatnim miejscem był Gogolin i cmentarz żydowski. Nad zachowanym grobem Isidora Priestera. Odmówiono Kadisz. Wszystko symbolicznie, internetowo, ale jakże pięknie. Google daje wiele możliwości 😉

Do teraz, gdy myślę „Priester”, to się uśmiecham. Ogromną moc serdeczności od nich otrzymałam. Gdy to co dookoła minie, to jestem przekonana, że niektórzy krewni „Pięknych i młodych” zawitają na Górny Śląsk. Dlatego trzymajmy kciuki za program szczepień, dostawy szczepionek i za świadomość ludzi. Przedtem jednak zawitam do Gogolina, by osobiście podziękować pani Reginie i by już fizycznie położyć kamyki na grobie Isidora oraz jego matki Rosalie.
See you one day in Poland my friends!

Mogę się teraz zabierać za historię rybnickiego skandalisty Krakauera, jego kolegę zegarmistrza Waldberga, brata zegarmistrza oraz za Chaima Sandomierskiego z Gliwic, bo kiedyś to obiecałam pani Izie. Już dziś zapraszam do Domu Pamięci 27 maja o godz.18.00. Tym razem będzie o polskich Żydach, którzy u nas mieszkali.

Kategoria: Judaika | Możliwość komentowania Piękni i młodzi – post scriptum została wyłączona
28 listopada 2020

Piękni i młodzi – niania

Być może przede mną kolejne zdjęcie z uwiecznionymi rybniczanami, a ja jeszcze nie skończyłam jednego opisywać. Czas więc zabrać się do konkretnej roboty i choć jeden pomysł dokończyć.

Zostały mi trzy postacie ze zdjęcia, które nazwałam „Piękni i młodzi”. Nie wiedząc o tej fotografii, dwa lata temu opisałam, stojącego z prawej, ➡ Alfreda Glucksmanna. Potem zdarzył się taki mały cud i odezwała się do mnie jego córka, która przesłała tych młodzików, uwiecznionych w maju 1921 roku w Rybniku. ➡ Siostra Alfreda – Ilse, stojąca obok brata, dawno temu podpisała fotografię. Dzięki temu mogłam odtworzyć, wykombinować, czy też wymyśleć losy tych młodych ludzi.

Jeśli komuś się nie chce grzebać w moich szufladach, to podaję poniżej linki. Siedem w miarę pozytywnych historii oraz dwie bardzo smutne.

Od lewej stoją ➡ Herta Thulla Priester, ➡ Ilse Silbiger, ➡ Lore (Eleonora) Priester, ➡ Otto Apt, ➡ Thea (Dorothea) Priester, ➡ Fritz Aronade, ➡ Nieznajoma, ➡ Ilse Glucksmann, ➡ Alfred Glucksmann.

Trzy osoby siedzą na kraciastym kocu u stóp pozostałych. Pierwsza z lewej została opisana jako „Kinderfräulein von Priester”, czyli „niania od Priesterów”. Na kolanie Ernsta Gallusa oparła niedbale rękę. Z prawej strony siedzi Lotte Priester.

Choćbym rok główkowała, to nie wymyślę kim była. I nie znajdę żadnych informacji czy była rybniczanką, czy może pochodziła z Raciborza, a może na przykład z Bytomia. Nie wykombinuję, czy była Żydówką, czy nie. Na pewno była w domu Priesterów prawie jak domownik. Raczej była kilka lat starsza od pozostałych młodych. Nimi się już nie musiała opiekować. Chyba że… była opiekunką dla najmłodszej z nich wszystkich, czyli wówczas dwunastoletniej Herty Thulli z rodu Priesterów – tej w białych rajtach. Wydaje się to dość prawdopodobne, gdyż Herta od dziecka cierpiała na nerki. Jakieś dwa miesiące temu znalazłam korespondencję pomiędzy Hertą, jej mamą oraz siostrą, a żydowskim szpitalem we Wrocławiu, w którym nastolatka odbywała praktykę w kuchni przez kilka miesięcy na przełomie 1928 i 1929. W dokumentach, które można znaleźć na stronie Centralnej Biblioteki Judaistycznej jest stosowne zaświadczenie doktora Sachtlebena z Rybnika informujące o chorobie. Chorująca dziewczynka zapewne rzadko bywała w szkole i potrzebowała panienki do pomocy, choćby w nauce. Z jej świadectwa szkolnego wynika, że miała problemy w szkole. Same dochy i lufa z angielskiego 😉

Jeśli ta śliczna kobieta, o dość rozwiniętych biodrach, znalazła się na tej fotografii, to musiała być ważna, albo dla całej grupy, albo dla kogoś z nich. Skoro dopisek informuje, że była nianią u Priesterów, to moja powyższa teoria wydaje się słuszna. Sprawdziłam, czy u którychkolwiek z rybnickich Priesterów były wtedy jakieś małe szkraby i nie znalazłam. Gdyby współcześni znawcy od mowy ciała wypowiedzieli się na temat tego, że niania siedzi u stóp swej, powiedzmy, dwunastoletniej mocodawczyni, to moje przypuszczenia by zostały poparte przez fachowców 🙂 Sama nie jestem w tym mocna – polegam jedynie na swoich subiektywnych odczuciach. Ha ha, powoli zaczynam wierzyć w to co napisałam powyżej.

Losów tej młodej, ładnej kobiety z misterną „welą”* na głowie nie jestem w stanie odtworzyć. Mogę mieć jedynie nadzieję, że „Niania” dobrze ułożyła swoje życie, gdy przestała się opiekować Hertą. Zapewne dostała odpowiednie referencje. I łudzę się, że jeśli była Żydówką, to udało jej się przetrwać wojnę. Prawdopodobnie, gdy zmarł tata Herty – Salo Priester, a miało to miejsce w 1926 roku, już dla Priesterów nie pracowała. Schorowanej wdowy nie było stać na opłacanie niani dla swej najmłodszej córki. Co prawda był bogaty dziadek ze strony matki – Noah Leschcziner, ale może mama Herty była niezależna i nie chciała pomocy. Poza tym Herta miała już 17 lat i nie wymagała bezustannej opieki, czy pomocy.
Mogłabym tu teraz pisać różne śmoje boje i bajdurzyć o jej późniejszym życiu, ale czy ma to sens? Nie. Dlatego na tym kończę z nadzieją, że jej losy były lepsze niż Herty, jej mamy Olgi i męża Fritza. Herta bowiem, jak możecie przeczytać w moich starszych wpisach zginęła w obozie zagłady, prawdopodobnie wydana przez kogoś z rybniczan. Gdybyście się kiedyś natknęli na referencje wystawione dla Niani a opatrzone podpisem Olgi Priester, to dajcie znać.

Korzystałam z zasobów Centralnej Biblioteki Judaistycznej (Personalien der Herta Priester, Volontärin in der Kochküche.)

*Wela to fryzura po śląsku

Kategoria: Judaika | Możliwość komentowania Piękni i młodzi – niania została wyłączona
10 kwietnia 2020

Piękni i młodzi – Ilse Glücksmann

Dziś Wielki Piątek. Czas korony, kwarantanny, pełnej izolacji, mimo trwającego Pesach i nadchodzącej Wielkanocy. Wyznawcy dwóch wielkich religii muszą podejść do dotychczasowego obchodzenia swoich świąt w zupełnie inny sposób. Gdy wstałam, to pomyślałam, że napiszę o Jerozolimie moimi oczami. Ale to mogłoby zostać niewłaściwie odebrane, bo dla mnie Jerozolima to nie jest miasto chrześcijan, a Żydów i Arabów. Czyli nie wpisałabym się w główny nurt dzisiejszego dnia. Dlatego jednak popiszę neutralnie i opowiem o kolejnej osobie ze zdjęcia ➡ „Pięknych i młodych”. By jednak choć ciut nawiązać do miejsca, gdzie dziś nie odbędzie się kolejna droga krzyżowa, wybrałam dziewczynę, która w Jerozolimie mieszkała przez większość swego życia i tam zmarła.

Ilse Glücksmann, czyli dziewczyna o przepięknych włosach.

To jej zawdzięczamy, że tyle zdjęć z Rybnika przetrwało z opisami. To ona pielęgnowała pamięć o swoich rodzicach, wujkach, ciociach ze Śląska.

Ilse urodziła się w naszym mieście w 1906 r. Była młodszą siostrą Alfreda, od którego zaczęła się moja znajomość z Miriam (córką Alfreda i bratanicą Ilse). To dzięki Miriam mogę Wam pokazać tyle niezwykłych fotografii przedstawiających nasze miasto z lat 20-tych XX w. O Alfredzie pisałam jakiś czas temu ➡ Alfred Glücksmann – wybitny embriolog urodzony w Rybniku. Właśnie przez ten wpis odnalazła mnie Miriam i tak zaczęłam projekt polegający na opowiedzeniu o 12 nastolatkach sfotografowanych w 1921 w Rybniku. Ilse, jako jedna z postaci na zdjęciu, na odwrocie opisała te osoby, których imiona i nazwiska pamiętała. Sama stoi pomiędzy ➡ „Nieznajomą” a swoim bratem, który jak pamiętacie dzięki temu, że uzyskał stypendium w Cambridge z Niemca stał się Brytyjczykiem.

Ilse i Alfred byli dziećmi Selmy i Adolfa Glücksmannów. Patrząc na poniższe zdjęcie przedstawiające rodzeństwo, pierwsza myśl jaka mnie naszła to „Jakież ona miała przepiękne włosy!”. Rok starszy Alfred z grzywką ciachniętą na skos i wielkimi uszami i siostra elegantka. Mamusia do fotografa ubrała najpiękniej jak mogła. Ta kokarda! Te loki! Łatwo przy rozczesywaniu nie było 🙂

Ojciec prowadził sklep w Rybniku przy Breitestrasse. Rodzinie się dobrze powodziło. Wywczasy w Kudowie – modnej wtedy i teraz. I popatrzcie ponownie na włosy dzisiejszej bohaterki. Dziewczynka na tym zdjęciu, zrobionym 23 lipca 1911 roku, ma 5 lat. Znowu mała paniusia. Torebeczka, paradny fartuszek, koraliki, w ręku chyba kapeluszTante Jenny, przy której stoi. Ciotka Jenny była siostrą mamy. Obok cioci kuzyn Ernst. Brat Ilse – Alfred kucający z drugiej strony zdjęcia, ubrany na biało z marynarskim kołnierzem, coś pije. Mama Selma stoi gdzieś z tyłu równie odwalona. W końcu byli „u wód”, czy też im Spa.

W Rybniku młodzi Glücksmannowie chodzili do szkół. Alfred do tej przy ulicy Cmentarnej, potem do gimnazjum a gdzie Ilse? Budynek, przed którym ustawiły się dziewczynki wraz z nauczycielką panną Irmą Schwarzer to prawdopodobnie prywatna szkoła średnia dla dziewczyn przy Rudzkiej. Ilse dość skrupulatnie opisała koleżanki, no i Lehrerin Irmę. Ilse ma loki już albo ścięte, albo upięte z tyłu. Jakaś lekko naburmuszona. Nie dziwię się. Też szkoły nie znosiłam. Zresztą nie tylko Ilse na fotografii jest nie w sosie. Nauczycielka również nadąsana. Na tej fotografii są też ➡ Ilse Silbiger, ➡ Thea Priester, ➡ Lore Priester, o których już pisałam. Przyjaciółki. Niestety z opisu nie wynika dokładnie, która jest która, ale co do nadzwyczajnej urody Dorki (Thea) Priester mam pewne podejrzenia, gdyż tylko jedna z dziewcząt ma „to coś”, co miała Thea.

Dla równowagi dam też zdjęcia brata przed jego szkołą, którą na pewno rybniczanie rozpoznają. Alfred stoi jako pierwszy z lewej – mały synek w brelach 🙂

Gdy cała rodzina była w Rybniku miały miejsce dwie ważne uroczystości. Bar micwa Alfreda i bat micwa Ilse, czyli uroczystość religijna związana z wejściem dziewczynki w dorosłość. Otrzymała wówczas przepiękny złoty naszyjnik, który do dziś jest w rękach jej bratanicy. Coś z dawnego żydowskiego Rybnika jest nadal w Anglii i to bardzo mnie cieszy. Tym bardziej, że lazuryt jest bardzo wrażliwym kamieniem.

W drugiej połowie 1922 roku państwo Glucksmannowie wyprowadzili się z polskiego już wtedy miasta do Görlitz. Z tego czasu zachowała się fotografia Ilse ze swoim pupilem przed sklepem ojca. Dziś w tym budynku jest hotel.

Po krótkim pobycie w Görlitz rodzina osiadła w Gliwicach. Z gliwickiej fiszki adresowej wyraźnie widać, że Ilse się szybko usamodzielniła i wyprowadziła z mieszkania rodziców, a po jakimś czasie przeniosła się do Berlina.

Rozpoczęła pracę dla Judische Verlag – wydawnictwa, wówczas kierowanego przez Siegmunda Kaznelsona, prawnika, redaktora i działacza syjonistycznego. Kaznelson, jako przewidujący syjonista już w 1931 założył filię w Palestynie. Sam wyjechał z Niemiec w 1937 r. A co mamy o wyemancypowanej Ilse z tamtych czasów. Ano mamy Ilse tradycyjnie i bardzo skromnie…

Mamy Ilse elegantkę i prawie kokietkę, jak w czasach dzieciństwa.

I mamy Ilse wyemancypowaną biuralistkę 🙂 Te modne buty, strój! Ręka nonszalancko w kieszeni 😉 Kapitalnie zapozowane zdjęcie z pracy, jakie i my teraz sobie często robimy.

W 1933 r. brat Alfred opuszczał Niemcy, nie przypuszczając, że na zawsze. Ilse była jeszcze w Berlinie, a ich rodzice w Gliwicach. Prawdopodobnie już wtedy zaczęła starania o wyjazd ze swojego kraju, który powoli przestawał być jej ojczyzną. Potrzebne do złożenia podania o wyjazd pieniądze, otrzymała od innego uchodźcy, który otrzymał pozwolenie na opuszczenie Rzeszy. Sama, gdy swoimi kanałami zdobyła wizę do Palestyny, też przekazała te 500 funtów kolejnej osobie. W 1937 roku znalazła się w Palestynie. Dość szybko wyszła za mąż, zostając Ilse Walter i równie szybko się rozwiodła. Niestety niewiele wiadomo o jej mężu. Jak pamiętacie z poprzednich moich postów rodzice rodzeństwa zostali wywiezieni z Gleiwitz do obozu zagłady. Im nie udało się wyjechać. Starych i bezużytecznych Żydów żadne państwo nie wpuszczało.
Po raz pierwszy Ilse spotkała się z bratem po 16 latach, czyli w 1949 r. w Anglii. Wtedy też poznała swoją bratową oraz maleńką bratanicę.

Rybniczanka Ilse została strażniczką pamięci o rodzinie. Dwukrotnie (w 1956 i 1985) złożyła „Page of testimony” dla swoich rodziców w Instytucie Yad Vashem. Wtedy, gdy je składała zakładała, iż zginęli w Theresienstadt.  Co zapewne było dla niej maleńkim pocieszeniem i nadzieją, że może zmarli śmiercią naturalną w obozie koncentracyjnym. W owych czasach duża część ocalałych Żydów niemieckich uważała, że ich bliscy ginęli w Theresienstadt, a nie np. w Auschwitz czy Bełżcu.



Właśnie Ilse, nosiła przy sobie w torebce zdjęcia rodziców. Na samo wspomnienie o nich zawsze płakała. U Alfreda było jakby wyparcie i brak rozmowy, a u niej wspominanie. Do końca życia uznawała się za Górnoślązaczkę, choć przez większą część życia mieszkała na terenie dzisiejszego Izraela. Uzupełniała rodzinne drzewo genealogiczne, podpisywała zdjęcia, które wywiozła, składała świadectwa w YV dla dalekich członków rodziny, o których niewiele wiedziała. Po wojnie pracowała dla tej samej instytucji co przed wojną w Palestynie i jeszcze przedtem w Berlinie. Od czasu do czasu bywała w Europie. Krótko przed śmiercią przekazała do Centralnego Archiwum Syjonistycznego wiele dokumentów oraz listów. Zapewne pod powiekami nosiła obraz miasta swojego dzieciństwa i młodości. Zastanawiam się czy wiedziała, że prawie wszyscy jej przyjaciele ze zdjęcia „Piękni i młodzi” zdołali przeżyć wojnę w różnych częściach świata. Zginęli jedynie ci, którzy do 1939 roku zostali w Rybniku, czyli ➡ Fritz Aronade i jego żona ➡ Herta Tulla.

Urodzona w rybnickiej kamienicy, przy dzisiejszej ulicy Sobieskiego 1, w marcu 1906 roku Ilse Walter, z domu Glücksmann,  zmarła w 1992 r. w Jerozolimie. Obecnie, jej bratanica Miriam kontynuuje to dzieło i spisuje historię rodziny ze strony taty Alfreda Glücksmanna z Rybnika i mamy Ilse Lasnitzky-Glucksmann z Berlina.

Kategoria: Judaika | Możliwość komentowania Piękni i młodzi – Ilse Glücksmann została wyłączona
14 marca 2020

Piękni i młodzi – nieznajoma

Jeden mały kulkowaty gnojek z wypustkami wyglądającymi jak parzydełka, uziemił prawie cały świat w domu. Tym samym spowodował, że ludzie zaczęli odrabiać zaległości. Zgodnie z zaleceniami lepiej poczytać książkę, obejrzeć komedię, czy pograć w brydża niż dobijać się przytłaczającymi wiadomościami. Przed chwilą na Messengera dostałam kolejną wiadomość, jak to należy się modlić, gdyż idzie koniec świata. Zablokowałam następną osobę i zasiadłam do tego, na co dotychczas nie miałam czasu. Maurycy stwierdził, że to mało interesujące dla niego 😉

Jak pamiętacie w ubiegłym roku zabrałam się do opisywanie dwunastu nastolatków ze zdjęcia, które dostałam od pani Miriam Glucksmann – córki urodzonego w Rybniku Alfreda. Wiele osób z fotografii już opisałam, bo potrafiłam znaleźć o nich informacje. Kolejna, niestety, zostanie nieznana, bowiem na odwrocie zdjęcia, ciocia Miriam oznaczyła ją znakiem zapytania.

Na oko dziewczyna ma kilkanaście lat. Jest w tym samym wieku co pozostali. Stoi pomiędzy Fritzem Aronade a Ilse Glücksmann. Przyjmując, iż zdjęcie zostało zrobione latem 1921 roku, to musiała się urodzić pomiędzy 1903 a maksymalnie 1908 rokiem. Tyle wiem, ile widzę. Śliczna buzia, regularne rysy, ładnie wykrojone usta, gęste włosy zaczesane do tyłu. Lekko się uśmiecha, podnosząc jeden kącik ust – jakby ironiczny uśmieszek. Sukienka chyba plisowana, przewiązany pasek z klamrą. Czyją była córką nie wiem. Jak miała na imię nie wiem. Czy przeżyła wojnę nie wiem.

Przeanalizowałam wiele aktów urodzin dla tych lat. Raczej nie była siostrą Fritza – Berthą, bowiem ta urodziła się w 1900 roku, a na 21 lat ta panna nie wygląda. Poza tym na pewno Ilse Glucksmann by zapamiętała jej imię, skoro Fritza opisała. Sądzę też, że nie należała do rodziny Priesterów, bo panienek z tego roku na fotce jest więcej, więc też w pamięci opisującej by się utrwaliło. Z tego samego powodu nie jest to panna z Silbigerów. Może to zatem Edith Brauer? Córka Izaaka i Fanny z domu Weissler urodzona w 1903 roku? Jeśli byłaby to ona, to należałoby się cieszyć, bowiem Edith, jako Edita Preiss zmarła w 1989 r. w Buenos Aires.

A może to Elsa Karolina Kornblum, urodzona w 1908, córka Martina i Hedwig? Jeśli tak, to powodów do radości by nie było 🙁

Albo jedna z pociech Benno i Julii Lewin? Naprawdę nie wiem. Równie dobrze można uznać, że to ktoś z poza Rybnika, kto znalazł się na uroczystości, przy okazji której ci młodzi ludzie zostali uwiecznieni. Zostanie więc tajemniczą, młodą i piękną „Nieznajomą”.

Tymczasem się trzymajcie w swoich domach. Nie potępiajmy tych, którzy popełnili błędy, bo dzięki nim może nam się to udać! Trzymajmy kciuki za Włochów! To dopiero początek tego Armagedonu, więc jak się nudzicie, to posznupajcie sobie po moich szufladach. Sądzę, że lepiej poczytać o tym co było, niż kombinować co będzie przeglądając kolejne fakenewsy. Ja przechodzę na „Kurnik” i wracam do polskiej wersji scrabble on-line. Jakby co, to gram jako mploszaj.

Kategoria: Judaika | Możliwość komentowania Piękni i młodzi – nieznajoma została wyłączona
14 lipca 2019

Piękni i młodzi – Eleonore Priester

W marcu tego roku zaczęłam opisywać przyjaciół ze zdjęcia „Piękni i młodzi” http://szufladamalgosi.pl/piekni-i-mlodzi-cz-1/

Napisałam wówczas, że znam losy dziewięciu z dwunastu nastolatków. Jedna z podpisanych dziewczyn wówczas była mi nieznana. Wydawało mi się, że nie mam jej w swoich zasobach. A tu zonk. Jak się człowiek przyłoży i dokładnie przypatrzy i właściwie pokombinuje, to znajdzie prawie wszystko. Okazało się, że potrafię odtworzyć historie dziesięciu osób. Doszła mi bowiem Lore Priester, czyli trzecia od lewej na fotografii przesłanej mi jesienią przez Miriam Glucksmann. Opisałam już dwie dziewczyny, Lora będzie trzecią, której historię chcę Wam opowiedzieć.

Nie potrafiłam jej początkowo zidentyfikować, gdyż poszłam po najmniejszej linii oporu i wśród rybnickich Priesterów szukałam kogoś o imieniu Lore lub Lora. A ona przy swoich narodzinach otrzymała imię Eleonore. Dla przyjaciół była Lore. Takie proste, a ja tego nie potrafiłam wykombinować od razu. Urodziła się ósmego lutego 1906 r. w Rybniku, czyli była równolatką Ilse Silbiger, Ilse Glücksmann (obie na zdjęciu z wszystkimi nastolatkami), a także mojego Rudolfa Haase.

Jej rodzicami byli, urodzony w Rybniku, Louis Priester oraz tyszanka Bertha z domu Rosenbaum. Z aktu urodzenia wynika, że rodzina mieszkała przy Breitestrasse, czyli dzisiejszej Sobieskiego, a tata jak większość naszych żydowskich mieszkańców był kupcem. Była drugą córką Louisa i Berthy – miała o kilka lat starszą siostrę Edith. Dwa lata po Lorze państwu Priesterom urodził się jeszcze syn Georg.

Mieszkali sobie wszyscy w Rybniku do czasu, aż nasze miasto stało się polskie. Nie miałam z nimi łatwo, to muszę przyznać z ręką na sercu. Prawie niczego nie ma w sieci na temat Louisa, a to od niego musiałam zacząć. Ekwilibrystyka sieciowa jaką uprawiałam do niczego mnie nie doprowadzała. Ogłupił mnie Oberschleschische Wanderer z 1943 r., w którym znalazłam informację o wykreśleniu firmy Louisa z rejestru firm w Rybniku przez nazistów.

Przez moment myślałam, że Priesterowie mieszkali w naszym mieście do 1939 r. Odrzuciłam ten trop, bo nie było Louisa w wykazach podatkowych. Gdyby zostali u nas po 1922 r. to na pewno znalazłby się w zarządzie gminy. Ten kierunek poszukiwań odpadał więc. Wreszcie „Amtliches Industrie- und Handels-Adressbuch der Provinz Niederschlesien 1925 umfassend die Bezirke der Industrie- u. Handelskammern Breslau, Görlitz, Hirschberg, Liegnitz, Sagan und Schweidnitz“, czyli Adressbuch dla miast Dolnego Śląska, pokazał gdzie mam szukać. Znalazłam Louisa w mieście Breslau. 

Czy był on faktycznie właścicielem fabryki margaryny to nie wiem, ale wiem, że jak zaczęłam szukać we Wrocławiu, to ich w końcu znalazłam na Centralnej Biblio Judaistycznej. W 1930 roku cała rodzina mieszkała przy Hohenzollernstrasse 20 (obecnie to ulica Sudecka). Żadna z dziewcząt nie była mężatką, za to Georg sobie zmienił imię na Harry.

Potwierdziło mi się to jeszcze przy klepsydrze informującej o śmierci Pauli Priester z Rybnika, która była ciocią Louisa.

Było wielkie miasto, byli i moi Priesterowie. Teraz musiałam ustalić co się z nimi stało. Priorytetem była Eleonora. Niby łatwe, a jednak okazało się to trudne. Niestety żadne drzewo genealogiczne tych Priesterów nie miało. Nikt nigdy się nimi nie zajął. Choć muszę Wam powiedzieć, że Priesterów w sieci jest w ciul, ale po tych ani tyci ślad. W końcu znalazłam Louisa, Berthę i Edith na jednej z list emigracyjnych. W zasadzie były to listy, na których umieszczano tych, których Rzesza pozbawiała obywatelstwa. A pozbawiała, gdy dostawali one way ticket, bo z niej wyjeżdżali.

Na liście tej Louis i Bertha mają dodane żydowskie imiona, czyli musiało to być w okolicach 1938 lub 1939 r. Była Edyta, a Eleonora jak duch się mi chowała i jakby w ogóle nie istniała. Jej brat Georg vel Harry nagle ukazał mi się z nienacka w jakiejś książce w Google Books. Palastina!!! Z Ehefrau, czyli z żoną!

O Harrym wspominał też w swoim „Dzienniku z Breslau 1933-1941”, wybitny żydowski historyk niemiecki Willy Cohn. Harry był onegdaj jego uczniem. U Cohna znalazłam informację, że żona Harrego Priestera, brata mojej Lory, pochodziła z Aachen. I tylko tyle, albo aż tyle. Prawie na 100% byłam pewna, że rodzice, Edith i Georg vel Harry z żoną zdołali wyjechać z III Rzeszy. A Lore, czyli Eleonora jak kamień w wodę. Ani krztyny wskazówki, ani skrawka informacji. Co się robi w takich momentach? Ano pisze się do mistrza 🙂 Fejs w ruch i dawaj z prośbą do Sławka Pastuszki. On ma takie dojścia, o których się najlepszym genealogom nie śniło. Nawet trzy minuty nie minęły, jak miałam wszystkie niezbędne informacje. Aż się rozdygotałam z radości. Dostałam wszystkich na tacy. A przede wszystkim miałam Lorę. Tą śliczną uśmiechniętą i radosną dziewczynę z pięknym naszyjnikiem na ciemnej sukience, którą uchwycił fotograf w Rybniku prawdopodobnie w 1921 r.

Eleonora też zdołała wyjechać. Ona, jej siostra Edith i rodzice znaleźli kraj, który ich przygarnął. Tym krajem był Urugwaj. Na pewno lekko im tam na początku nie było, tym bardziej, że dość szybko starsi państwo Priester zmarli. Louis w 1941, a Bertha w 1943 roku. Oboje zostali pochowani na cmentarzu żydowskim w Montevideo. Moja Eleonora wyszła za mąż i nosiła nazwisko Zamury. Może mieszkała w Reus al Norte, gdzie mieszkało wielu Żydów?

Popatrzcie jaka piękna była w dojrzałym wieku! Sławek te foty mi wysznupał. To wnioski o wizę brazylijską. Jednoznacznie z nich widać, że to moja Lore, że była mężatką i że miała obywatelstwo niemieckie. Przynajmniej tak przyjmowało to południowoamerykańskie państwo. Lore zmarła 18 lipca 1981 r. w wieku 75 lat. Pochowana została na cmentarzu Cementerio Israelita de La Paz w Montevideo. Jej siostra Edith zmarła 6 marca 1991 r., czyli dożyła 89 lat. Tak więc, gdzieś tam daleko, na drugiej półkuli, na urugwajskim cmentarzu leży czworo rybniczan.

Nigdy nie będzie mi dane położyć na ich grobach kamyczki, więc choć w ten sposób ich upamiętniam. Losów brata nie udało mi się odtworzyć. Ale wiem, że wyjechał do Palestyny, więc też czeka w spokoju na przyjście Mesjasza na którymś z izraelskich cmentarzy.
Może kiedyś uda mi się znaleźć potomków Lory, bowiem z rana napisałam list do gminy żydowskiej w Montevideo. Pieron wie… może odpowiedzą. No i Młoda, która obecnie jest w Berlinie na konfie Centropy nawiązała jakiś kontakt urugwajski. Tak więc jest szansa, co prawda mała, ale trza mieć nadzieję.
Z tego miejsca chcę bardzo mocno podziękować Sławkowi, bo bez niego bym była w głębokiej dupie. Sławek, jesteś the best!

Kolejny do opisania ze zdjęcia będzie Otto Apt, więc czekajcie na otwarcie następnej szufladki. A opisane już zostały Ilse Silbiger oraz Herta Tulla Priester.

Kategoria: Judaika | Możliwość komentowania Piękni i młodzi – Eleonore Priester została wyłączona
6 lutego 2019

Piękni i młodzi cz.1

Wczoraj dostałam takie zdjęcie od pani Miriam Glucksmann z Anglii. Nazwałam je „Piękni i Młodzi”. Grupa młodzieży żydowskiej z Rybnika. Radośni, filuterni, zalotni, pogodni, eleganccy. Fritz przystojniak i zapewne kobieciarz, Thea prześliczna i kokieteryjna, Alfred od razu widać, że kujon  :mrgreen: , Otto nad wyraz poważny, obie Ilse takie poczciwe, Ernst chyba rozrabiaka. Dwunastu nastolatków uchwyconych przez fotografa na czyimś placu. Domyślam się, że zdjęcie im zrobił kolega. Moja wyobraźnia nawet podpowiada mi kto  😉  

Dziesięć osób jest na odwrocie podpisanych, dwie są niewiadome. Niektórych z nich losy znam. Postaram się użyć całej swojej wiedzy i możliwości internetów, by Wam opowiedzieć kim byli i co stało się z tymi pięknymi i młodymi ludźmi sfotografowanymi mniej więcej w 1920 r. w Rybniku. Czyli… szykuje się długa epopeja  :mrgreen: , którą najpewniej zacznę dopiero w marcu. 

A klopsztanga z prawej niezła, co?