8 października 2017

Ku pamięci dziadka, z podziękowaniami dla Teatru SAFO

Sielankowa niedziela przed wyjazdem do Berlina. Za oknem deszcz, czerwieniejące liście na hałdzie, kawusia na stole, prawie wszystko spakowane. Niby zero spraw na głowie, a jednak coś do zrobienia. Coś, na co wcześniej nie miałam czasu, a dziś akurat tak.

Mam na myśli podziękowanie dla Teatru SAFO za spektakl, który co prawda obejrzałam już jakiś czas temu, ale z uwagi na to, że wczoraj był wystawiany ponownie, to podziękowanie jest na czasie.

Kasiu (to do Kasi Chwałek – reżyserki), drodzy występujący (to do aktorów), szanowni autorzy książki „Jo był ukradziony” (to do panów Kazimierza Miroszewskiego oraz Mateusza Sobeczko) a także pozostała grupo, która tyle zrobiła by przypomnieć o tragedii Górnoślązaków w 1945 r. : DZIĘKUJĘ.

Miałam jednego śląskiego dziadka, którego pamiętam jak przez mgłę. Odszedł, gdy miałam ciut ponad 6 lat, ale nadal pamiętam, gdy pasłam z nim kury na rancie za domem, gdy opowiadał mi o utopcach, które go goniły, jak wracał z roboty (najczęściej, wtedy, gdy był „na cyku”). Nie zapomnę nigdy gdy wsadzał mi pod kołdrę flaszkę z gorącą wodą, by mi nie było zimno pod tą kołdrą z poszwą nakrochmaloną przez babcię na totalnego sztywniaka. Huśtał mnie na nodze i śpiewał: „Roz, dwa, trzi, sztyry, mioł jedyn Żyd pełno rzić szmyry”. Babcia go zawsze wtedy po niemiecku strofowała  😉 Kto wie, może przez tą durną przyśpiewkę od zawsze do Żydów miałam sentyment. Robiliśmy razem fojerę za domem i ogień w piecu w łazience. Do dziś uwielbiam ogniska i ogień. Dziadek był ciepły, kochany dla mnie, choć jako mąż to różnie bywało. Pamiętam jak odszedł i leżał w domu w trumnie. Zakazano mi wchodzić do tego pokoju, ale po kryjomu się wślizgnęłam, gdy Mama nie widziała. A potem już tylko pogrzeb i oszałamiający zapach byczej lipy nad jego grobem. Nie pamiętam, czy cierpiałam, że odszedł. Myślę, że tak. Mamy wspólne tylko dwa zdjęcia.

I w imieniu tego dziadka Wam wszystkim wymienionym powyżej dziękuję. Mój śląski dziadek wraz z całą rodziną podpisał, czy też został wpisany na Volkslistę. Taki wybór: Volkslista albo Auschwitz. Też bym podpisała, by ratować dzieci i współmałżonka. Od zawsze wiedziałam, że dziadek został zaraz po wojnie aresztowany przez Ruskich i wywieziony do obozu w Oświęcimiu, a następnie do Płaszowa. Widziałam też, że był krótko w Wehrmachcie. Zwolniono go, gdyż miał silną skoliozę i chyba był totalnie bezużyteczny dla armii niemieckiej, nawet w końcowej fazie wojny. Parę lat temu, w albumie kuzynki znalazłam zdjęcie dziadka w mundurze wojska niemieckiego. Ten jeden ze zgrabniejszych mundurów, na moim dziadku wisi jak worek. Dziadek wygląda w nim jak czysty śląski ciulik (sorry dziadku, ale taka prawda).

W książce „Jo był ukradziony” dziadek jest wymieniony, jako więzień obozu w Płaszowie, aresztowany przez Armię Czerwoną.

Na pewno był tam 9 maja 1945 roku, gdyż wtedy dotarła do Krakowa babcia, która zapamiętała radość na ulicach z okazji końca wojny. Miała możliwość go zobaczyć. Nie wiadomo jak długo był przedtem w obozie przymusowych prac, jak to zgrabnie nazywano, w Oświęcimiu. Według taty wrócił do Chwałowic jesienią 1945 r. W sumie był szczęściarzem, gdyż Wehrmacht go wypluł i nie dostał się na front wschodni, jak jego młodszy brat Alfred. Alfred, też Ślązak ale bez skoliozy, dostał się na wschodzie do niewoli, potem do Karagandy i wrócił około 1948 roku. Nigdy nikomu nie powiedział słowa o swoich przeżyciach. Dziadek ponoć też ani o Płaszowie, ani Oświęcimiu nie mówił.

Jedyny ślad znalazłam w Archiwum Państwowym w Raciborzu. Jak widać wpłynęła sprawa Józefa Ochwata, ale odroczył ją Urząd Wojewódzki.

Niczego więcej o dziadku nie znalazłam w AP, choć widziałam inne odręczne pisma, które miały takich adresatów:

Los dziadkowi sprzyjał, gdyż nie dostał się do „Zgody” w łapska Morela, ani nie wywieziono go pociągiem na daleki wschód. Tu przy okazji kilka słów o spektaklu, który powstał na kanwie książki „Jo był ukradziony”. Już miałam przyjemność podziwiać kunszt reżyserski Kasi Chwałek oraz talenty jej aktorów z Teatru SAFO. Przypomnę czytelnikom Szuflady o ➡  Teatrze Zbrodni, czyli filii Auschwitz w Rydułtowach .

Kasia wie jak poruszyć widza. Kasia potrafi wydusić z aktorów wszystko. Kasia wybiera do ról najlepszych z najlepszych. Byli genialni, ale jeden był the best of the best. Ponownie muszę stwierdzić, że jestem dumna, że go znam. Granie trzech odmiennych postaci, w tym zbrodniarza Morela, to dla aktora-amatora niesamowite zadanie i wyzwanie. Remik skąd się u Ciebie biorą takie pokłady siły? Gdzieś Ty się chował, gdy nie grałeś na scenie? W jakiej dziurze Ty byłeś schowany zanim Ci Kasia dała takie role?

Nagrałam kulminacyjny moment sceny z Morelem, ale z uwagi na brutalność oraz ostre słowa, które padały z ust Salomona Morela nie wiem, czy się czytelnicy nie oburzą. Poza tym spektakl był dla osób dorosłych, a na Szufladę mogą trafić dzieci, więc… Gdyby jednak ktoś chciał, to podsyłam link do ➡  YT. Podkreślam jednak: UWAGA! TYLKO DLA WIDZÓW DOROSŁYCH! 

Na koniec jeszcze raz: Dziękuję Wam i chapeau bas! 

P.S. Wczoraj przedstawienie w Rydułtowskim Centrum Kultury obejrzał mój tata i był zachwycony 🙂

P.P.S. Od teraz już relaks i wnet Berlin 🙂

Kategoria: Judaika, Różniste | Możliwość komentowania Ku pamięci dziadka, z podziękowaniami dla Teatru SAFO została wyłączona
20 sierpnia 2016

92 dni – teatr zbrodni, czyli o filii Auschwitz w Rydułtowach

Gdy jakiś czas temu mignęła mi na Fb informacja o przygotowywanym spektaklu o nazwie „92 dni – teatr zbrodni” na temat filii obozu Auschwitz w pobliskich Rydułtowach, to wiedziałam, że muszę tam być. Gdy się jeszcze okazało, że w przedsięwzięciu biorą udział koleżanki i koledzy z Zapomnianego Rybnika, to już, jak to mówią, nie było opcji.

92 dni - teatr zbrodni Rydultowy (6)

O filii KL Auschwitz, istniejącej w Rydułtowach wiedziałam od dawna. Nawet kilka lat temu dla Wirtualnego Sztetla cykałam fotę obelisku, który upamiętnia ten obóz, ale przyznam szczerze, że szczegóły nie były mi znane. Zresztą nie ja jedna psińco o tym podobozie wiedziałam. Dziś, gdy opowiadałam tacie, co wczoraj przeżyłam, to sam zbaraniał, że tak blisko nas (hałdę Szarlottę z kopalni Rydułtowy widzę z okna dachowego w kuchni) był taki obóz. Bo to taki zapomniany obóz. Kto tam wie gdzieś w Polsce, gdzie leżą Rydułtowy (żeby nie było, dotyczy to i mojego Rybnika), co dopiero o obozie w tym mieście. Na pewno dzięki wczorajszemu spektaklowi pamięć o nim wróciła.

92 dni - teatr zbrodni Rydultowy (8)

W czasie wojny obecna kopalnia Rydułtowy nazywała się Charlottengrube. W samym mieście było kilka obozów pracy przymusowej oraz jenieckich. Jesienią 1944 r., czyli gdy Rosjanie byli prawie za rogiem, po negocjacjach koncernu Hermann Goering Werke z władzami KL Auschwitz, zaczęto do Rydułtów przywozić więźniów  oświęcimskich – w większości Żydów. Pierwszy ich transport dotarł tutaj 19 września 1944 r. Składał się w większości z Żydów węgierskich i rumuńskich. Powiada się, że przez obóz łącznie przeszło około 1200 więźniów – głównie Żydów.

92 dni - teatr zbrodni Rydultowy (62)

Więźniowie pracowali w makabrycznych warunkach pod ziemią, na powierzchni kopalni, niektórzy w lokalnym tartaku. Chorych, zmarłych, zabitych wysyłano z powrotem do Auschwitz. Resztę może sobie każdy dopowiedzieć.

Teraz o wczorajszym wydarzeniu. Jadąc do Rydułtów na godzinę 21-wszą czułam, że to będzie COŚ. Już z opowiadań kolegi, któremu przypadła rola (zagrał wyśmienicie) komendanta obozu Kurta Kirchnera wiedziałam, że będzie ostro, będzie trudno i będzie bez owijania w bawełnę. Sama zapowiedź organizatorów, iż spektakl przeznaczony jest dla osób powyżej 14 roku życia, wiele mówiła. Wbrew pozorom od jakiegoś czasu jestem odporna na „holokaustowe” książki, wydarzenia, czy filmy. Nawet staram się już nich unikać, bo ileż można. Mówiąc brzydko: mało co mnie rusza. No, ale przez „92 dni – teatr zbrodni” w Rydułtowach zostałam wbita w ziemię. Wcisnęło mnie w kostki brukowe, na których stałam. Czułam się jakbym sama dostawała pałą po nerach, gdy patrzałam na aktorów grających więźniów.

92 dni - teatr zbrodni Rydultowy (42)

Kręcąc dwa krótkie filmiki w gardle mnie dławiło, a ręce drżały jak na mrozie. Patrząc na aktora grającego kapo zastanawiałam się, jak musiała go, w trakcie prób, motywować reżyserka pani Katarzyna Chwałek, by tak niesamowicie wczuć się w rolę.

92 dni - teatr zbrodni Rydultowy (31)

Obserwując kolegę odgrywającego Lagerführera Kirchnera czułam dumę, że go znam. Toż to aktor-amator rekonstruktor. A tu nie dość, że wyśmienity niemiecki, którego nie zna, to idealna, wręcz wzorcowa postawa SS-mana (Remik, te ręce z tyłu odchylające skórzany płaszcz to majstersztyk).

92 dni - teatr zbrodni Rydultowy (26)

92 dni - teatr zbrodni Rydultowy (51)

O aktorach i aktorkach odgrywających więźniów, ucharakteryzowanych na muzułmanów, nie wspomnę. Genialne!

92 dni - teatr zbrodni Rydultowy (46)

92 dni - teatr zbrodni Rydultowy (37)

Przy końcowych scenach przedstawiających ewakuację obozu, wkurw Kirchnera i symboliczne spalenie kukieł ludzkich, łykałam łzy.

92 dni - teatr zbrodni Rydultowy (55)

92 dni - teatr zbrodni Rydultowy (34)

To przedstawienie powinno być wystawiane w wielu miejscach w naszej okolicy. Powinno być pokazywane młodzieży! Z tym okrucieństwem i przekleństwami. Nie będę tu pieprzyć frazesów teraz, że wojna jest bee, bo to ponoć wszyscy wiedzą. Czasem jednak warto nawet tym wszystkim jeszcze raz o tym przypomnieć, choćby przez taki spektakl.

92 dni - teatr zbrodni Rydultowy (38)

Na koniec dwa filmiki, które pozwolą choć wirtualnie wczuć się w to co mogliśmy zobaczyć wczoraj. Pani Kasiu! Szacun!