Uchodźca, uchodźcy
Tsunami nienawiści zalewa nasz świat i powoli chwieje się w posadach Stara Europa, jakby nie pamiętała, co taka nienawiść do innych może spowodować. Jakby wymazała z pamięci komory gazowe, obozy zagłady, mordowanie dzieci, znakowanie ludzi, rozdzielanie na lepszych i gorszych. Jakiś historyczny zawijas sprawia, że w tak trudnym czasie dla współczesnego świata ci, którzy kiedyś wyrządzili mu tyle krzywd, nagle okazują się humanitarni. Pragmatyzm? Ekonomia? A może nie ma w nich już nacjonalizmu? Jakiekolwiek są pobudki, to kłaniam się Wam sąsiadom – Niemcom. Tak jak i dalekim wyspiarzom z zimnego kraju.
Nie wiem jak zaradzić fali uchodźców. Nie wiem jak pomóc. Ale wiem, że nikt nie może potępiać tych, którzy ratują siebie i rodziny przed śmiercią. Może przyjść taki moment, że i my znowu będziemy uchodźcami, a nie tylko migrantami, wyjeżdżającymi z Polski, bo kredytu nie potrafimy spłacić. Oby wtedy naszych dzieci tak z morza nie wyciągano.
źródło: AP Photo/DHA
Tyle w kwestii spraw, które toczą się współcześnie i na które nie można się zamykać i udawać, że ich nie ma.
A teraz o uchodźcy, który też starał uratować swoje życie, ale niestety zginął. Jak zwykle będzie to o Rybniku. Ta historia wpisuje się w to co napisałam powyżej, bo dotyczy kogoś, kto uciekał przed nacjonalizmem, wojną i złymi ludźmi.
Przez ponad sto lat w Rybniku mieszkała rodzina Aronadych – niemieckich Żydów, których losy splecione były z naszym miastem prawie w każdej dziedzinie. Szanowana i zasłużona, dla której dobro miasta było niezwykle istotne. Ostatnim rybnickim spadkobiercą, który przejął rodzinne interesy po ojcu Alfredzie (Aronie), dziadkach i wujach, był Fryderyk Aronade, urodzony w 1905 r. Wszechstronnie wykształcony nowoczesny kupiec, który prowadził palarnię kawy i skład towarów kolonialnych przy ulicy Zamkowej pod zachowaną nazwą „Jonas Aronade”.
Należały do niego kamienice ciągnące się aż do Rynku. Wynajmowali tam lokale i lekarze i inni hurtownicy, mieszkali nie-Żydzi. Sam Fryderyk, wraz z żoną i małą córeczką Werą miał mieszkanie przy Zamkowej 6. Z tyłu budynku prowadził hurtownię, której resztki urządzeń wyciągowych jeszcze jakiś czas temu były widoczne na ścianie kamienicy.
Prawdopodobnie krótko przed wybuchem wojny żona z Werą oraz rodzice Fryderyka wyjechali z Rybnika i ślad po nich zaginął. Uchodzili przed nadchodzącym zagrożeniem. Nie udało się. Z przekazów sąsiada Fritza – Polaka wiadomo, iż 1 września, gdy Niemcy zajmowali Rybnik wsiadł na rower, by dołączyć do uciekających (oficjalnie – wycofujących się) wojsk polskich, a zarazem by odszukać rodzinę.
Nie udało się. Chodziły słuchy, iż został zabity pod Pszczyną.
Niedawno znalazłam w Archiwum Państwowym w Raciborzu akt urodzenia Fritza, na którym ktoś drobnym maczkiem dopisał: ” + 4.9.1939 Woschczytz Kreis Pless” (Woszczyce powiat Pszczyna). Jutro mija 76. rocznica śmierci żydowskiego uciekiniera Fryderyka Aronade.
Każdy z nas w następnym życiu może urodzić się jako Somalijczyk, Syryjczyk, Kurd, czy Żyd. Warto o tym pamiętać.