Wystawa w muzeum „A w Rybniku bez zmian”
Wystawa o tym jaki był Rybnik wiosną 1914 roku, czyli przed wybuchem Wielkiej Wojny, w sposób naturalny musiała zawierać pierwiastek żydowski. Toż to nasi- niemieccy Żydzi w tamtych latach wyjątkowo odznaczali się na mapie społecznej miasta, choć wcale nie byli jakąś wyjątkowo dużą grupą. Dziś byśmy powiedzieli „zespół nieliczny, ale śliczny”. Śliczny pod względem gospodarczym, architektonicznym, modowym, społecznikowskim itp.
Zresztą popatrzcie na zdjęcia z wernisażu wystawy pt. „W Rybniku bez zmian. Miasto wiosną 1914 roku”
Już na plakacie widać przepiękne kamienice rodziny Aronadych – do dziś zachwycają na narożniku Rynku i ulicy Zamkowej.
Sklepy Aronadych przedstawił skład kolonialny z wielkim szyldem, ciemną ladą i całą kupą puszek, puszeczek, słoiczków i wszelakich gadżetów z 1914 roku.
Być może w podobnym młynku Jonas mielił swą mieszankę kaw o nazwie „Edanora”. Nazwa ta była anagramem nazwiska Aronade.
Po przeciwnej stronie rybnickiego rynku w tamtych latach założył swój sklep Willy Rahmer. Niewątpliwie elegantki i szykowni panowie kupowali u niego wszelkie nowinki modowe.
Rahmerowie mieszkali u nas już w pierwszej połowie XIX wieku. Zresztą tak jak i Pragerowie. W styczniu 1914 roku Rybnik pożegnał jednego z bardziej zasłużonych członków tej rodziny – Abrahama, który zmarł w wieku 79 lat. Pochowano go na cmentarzu żydowskim, zaznaczonym na mapie miasta, którą muzealnicy kapitalnie odwzorowali na podłodze jednej z sal wystawowych.
No i na koniec, jedna z nowoczesnych, jak na tamte czasy, kobiet z Rybnika. Regina Jacobowitz ze wspomnianej już familii Aronadych. Wielka postać, którą naszemu miastu przypomniała jakiś czas temu jej wnuczka pani Ruth Beedle. Kobieta, która u nas się urodziła, w naszej synagodze brała ślub i która prowadziła interesy w wielu miejscach w Europie. Niestety, nie spoczęła spokojnie na żadnym cmentarzu, gdyż zginęła w Auschwitz.
Regina zasługuje na odrębny wpis, może kiedyś tu o niej jeszcze napiszę.
Rybnik w 1914 roku był spokojnym, małym miasteczkiem, w którym aferą było odrąbanie ręki św.Janowi Nepomucenowi, czy też pojawienie się fałszywych pieniędzy.
Aaa, zapomniałabym o Wilusiu. Portret cesarza Wilhelma II wrócił do nas na czas wystawy. Na stałe mieszka sobie w muzeum w Gliwicach, choć kiedyś zdobił nasze starostwo.
Wystawa będzie czynna do końca kwietnia. Szczerze ją polecam i dziękuję kuratorom za wplecenie żydowskich wątków.