8 czerwca 2014

Amerykańska wizyta

Jednych odwiedza amerykański prezydent, a innych amerykański potomek śląskich Żydów, czyli każdy ma takiego gościa ze Stanów, na jakiego go stać. Mój gość nie przyleciał do Polski Air Forcem Pierwszym, a przyjechał zgrabną wypożyczoną w Niemczech Fiestą. Dotarł do Raciborza poprzez  Nowy Dwór Gdański, bowiem najpierw tam szukał śladów ojca, który wiele lat przez drugą wojną światową wyjechał ze Śląska i trafił do ówczesnego Tiegenhof  gdzie pracował jako dentysta. Losy ojca mojego gościa, jak i brata taty, to scenariusz na dobry film, w którym byłoby i o losach niemieckich Żydów, i o Legii Cudzoziemskiej, o ciotce komunistce, a nawet o zębach Hitlera.

Wracam jednak do opisywania wizyty. Otóż już z korespondencji mejlowej dało się wyczuć, iż szukający korzeni Amerykanie, to muszą być niezwykle fantastyczni ludzie. Mąż, czyli Richard Brook, emerytowany archeolog, oraz jego żona Ann faktycznie okazali się rewelacyjni. Na ogół Amerykanie niewiele widzą o naszej skomplikowanej i poplątanej historii, ale nie oni. Gwoli ścisłości dodam, iż nie była to ich pierwsza wizyta w Polsce. Jakiś czas temu wspominałam, iż udało mi się znaleźć w Archiwum Państwowym w Raciborzu całą teczkę z dokumentami, które dotyczą Hotelu Bruck, czyli miejsca, które było przez wiele lat w posiadaniu przodków Richarda.

Bruck Hotel (16)

Dlatego też archiwum było tym najważniejszym celem wizyty zamorskich gości. Lubię patrzeć na zachwyt ludzi, gdy przeglądają stare papiery, z których tyle mogą wyczytać (nawet, gdy nie znają niemieckiego), czy też wywnioskować. 28.05.2014 (2)

Richardowi i pomagającej mu Ann udało się odkryć informację, iż jego dziadkowie mieli jeszcze jednego syna, który zmarł w niemowlęctwie. Na pewno został pochowany na miejscowym cmentarzu żydowskim, którego dzisiejszy stan woła o pomstę do nieba. Takich ważnych dla nich znalezisk w tym dniu było wiele.

28.05.2014 (24)

Wizyty w archiwach bardzo wyczerpują, wiem to z autopsji. Sześć godzin grzebania w zakurzonych dokumentach moim gościom starczyło. Wieczór spędzili na szukaniu miejsc, gdzie dziadkowie i ich dzieci mieszkali, bywali czy odpoczywali.I choć udało nam się  ustalić obecne nazwy dawnych ulic, to tak jak nie ma już Hotelu Prinz, tak nie ma i tych domów gdzie mieszkali Bruckowie, nie ma już dawnego Parku Miejskiego, który pokazywał mi na starych zdjęciach Richard. Time goes by…

oderstrasse_2

Drugi dzień amerykańskiej wizyty, to był objazd po okolicy. Richard chciał zobaczyć cmentarz żydowski w Pszczynie, gdyż ktoś go prosił o zdjęcia, chciał też podjechać na cmentarz w Katowicach, bowiem z drzewa genealogicznego rodziny Bruck wynika, iż tam właśnie została pochowana jakaś ciotka. Pszczyna przywitała nas ulewą, co oczywiście jest już normą dla mnie. Deszcze niespokojne nie przeszkodziły w odszukaniu właściwego grobu. Ojjj, lubię ja ten cmentarz. Opowiedziałam gościom o Sławku-strażniku cmentarza i o naszych, czyli „eksploratorskich” akcjach, którymi staramy się od czasu do czasu Sławkowi pomagać.

Pless - Pszczyna (24)

Richard i Ann przekazali pewną kwotę, która zapewne pomoże w dalszych pracach na cmentarzu.

Z Pszczyny pojechaliśmy do Katowic, gdzie niestety nie udało mi się dostać na cmentarz. Budynek, w którym zazwyczaj można załatwić klucz do bramy był zamknięty na 4 spusty i choć oblazłam wsio dookoła, to nikt mi nie chciał pomóc w odnalezieniu klucznika. Zostało nam jedynie zrobienie zdjęć zza płota. Przy okazji zauważyłam, że moja Małgosia mocno zarosła.

Kattowitz - Katowice (9)

Nie byłabym sobą, gdybym nie przemyciła historii Marszu Śmierci, który szedł przez Rybnik. Goście zadecydowali, że muszą zobaczyć grób zbiorowy na katolickim cmentarzu w Książenicach oraz mogiłę na cmentarzu psychiatrycznym już w moim mieście.

Ksiazenice near Rybnik (2)

Zgodnie z tradycją zostawiliśmy na mogiłach kamyczki, choć od razu uprzedzam, iż Richard z żydostwem już niewiele ma wspólnego.

Rybnik (3)

Dzień zakończyliśmy obfitym obiadem w mojej ukochanej Hajdzie, czyli opowieść o żydowskiej rodzinie Haase została opowiedziana. Nie poradzę już nic – mam na punkcie Haasych fioła, więc nawijam o nich zawsze, gdy znajdę wolnych słuchaczy.

Rybnik (10)

Na tym miało się skończyć nasze spotkanie, ale okazało się, iż państwo Brookowie przyjechali pod moją hałdę jeszcze raz przed wyjazdem z Polski. A powodem była mała książeczka o raciborskich Żydach, wydana ze 3 lata temu w niskim nakładzie. Wszystkie ważne persony raciborskie starały się ją zdobyć dla gości, ale poległy na placu boju. Ale od czego ja mam Szufladę 😉 Szufladę mam od tego, by z niej od czasu do czasu wyciągnąć jakiś skarb, który choć o nikłej wartości materialnej, to jednak o ogromnej wartości emocjonalnej. Udało mi się cudem zdobyć egzemplarz dla gości, bo tu nie Ameryka i jak się czegoś nie da kupić, to się załatwić.

Richard i Ann wyjeżdżali z Polski bardzo zadowoleni i te uśmiechy na ich twarzach, to nie były wyreżyserowane miny Obamy, a szczera radość z pobytu, z odkryć, z rozmów i możliwości poznania.

See ya one day!

Tagi: , , , , , , , , , ,

Opublikowano 8 czerwca 2014 przez Małgorzata Płoszaj in category "Judaika", "Turystyka i krajoznawstwo