Kupcy na targu
W „Listach pROWincjonalnych” wspomniano ostatnio o naszym targu i ten wpis uzmysłowił mi, jak ważny to był dla mnie przez lata punkt na mapie Rybnika. Choć już rzadziej odwiedzam to miejsce, ale nadal mam wielki sentyment do ludzi tam pracujących, do klimatu jaki tam panuje i tego specyficznego rozgardiaszu. Targu nie da się nie kochać.
Ukochany pan Poldek od jajek – wielki podróżnik zwiedzający cały świat, moja zawsze uśmiechnięta Żaneta, której nie muszę podawać listy zakupów, bo to ona pamięta czego mi brakuje w lodówce, pani Eryka z Rudnika ze swoim boskim niemieckim „r”, u której od lat kupuję sadzonki, pani Małgosia, która wybiera dla mnie zawsze najlepsze „malinowe” i chowa pod ladą słonecznik jesienią, „woźniczkowe” sprzedawczynie kiełbasiane ze standardowym pytaniem „do próżni?”, zawsze grzeczne mama i córa od nowalijek z własnego ogrodu – to kupcy prawdziwi. Tacy, którzy ciężko pracują, by opłacić króla ZUSa, zapłacić za nowe, kompletnie z dupy wybudowane przez miasto stragany, by utrzymać swoich klientów odchodzących do korporacyjnych blaszaków.
Na przedwojennej mapie targ był w innym miejscu.
To obecne targowisko, funkcjonujące przy dawnym zamku, tworzy koloryt miasta i oby tak zostało. Oby nigdy nie przyszedł żaden kapitał, który uzna, iż można tu wybudować następny moloch galeryjny, gdzie będą siedziały smutne „otipsowane” młode dziewczyny za ladami ze szkła i aluminium. Oby zapełniły się puste, z racji czynszu, budki, a rybniczanie kupowali u naszych kupców stojących w deszczu, zimnie, upale czy na mrozie.
Wszystkie Obi i Praktikery „mają na noc” przy sadzonkach z podrybnickich szklarni.
Rybnik zawsze stał kupcami. Mama z córą, których imion nie znam, są kontynuatorkami tej pięknej tradycji. Wystarczy spojrzeć na ich stragan. Znam te panie od lat i obserwuję ich przemiany w stylu sprzedawania, reklamowania się, dostosowywania się do potrzeb klientów.
To są dwie biznesmenki, które marketing mają w małym palcu, choć może nie znają znaczenia tego słowa. Trzymam kciuki, by dla nich, jak i dla wszystkich pozostałych drobnych przedsiębiorców z ulicy Hallera to był dobry rok!
Niech kryzys sobie lata po świecie, ale niech z naszego targu już sobie pójdzie precz! A sio!
Kocham te targowe Osobistości i żal mi że mają takie nędzne i strasznie przewiewne stargany, bo wicher hula, a ludzie marzną… i dziwi mnie że robiąc nowe stragany nikt nie zrobił lepszych z ściankami od wiatru i ze schodkowymi wystawami na warzywa… widać projektant w życiu na targu nie był 😉