23 listopada 2021

Max Rotter i jego rodzina

Porządkując swoją szufladę z napisem „Manneberg”, czyli wszystkie informacje o tej rodzinie, przyglądnęłam się ponownie telegramom, które z okazji zamążpójścia w 1926 roku otrzymała Rosel Manneberg – córka Josefa, poważanego kupca rybnickiego.

Ten, na który spojrzałam ciut dłużej nadany został przez Maxa Rottera z rodziną. Mało znane w naszym mieście nazwisko. Max też jakoś mi się nie kojarzył z niczym ciekawym. Między Bogiem a prawdą, w ogóle mi się nie kojarzył. Zrobiłam głębokie grzebu grzebu, i… znalazłam akt ślubu Maxa z 1900 roku, który dostałam lata temu od pani dr Ewy Kulik z naszego muzeum. A taki akt to skarbnica informacji. Małżeństwo zawierali: Max, urodzony w Tychach, a zamieszkały w Chemnitz (zagwozdka!), jego wybranka Regina urodzona w Wodzisławiu Śląskim (wtedy Loslau), a przebywająca na stałe w dzisiejszej dzielnicy Smolna, wówczas jeszcze odrębnej wsi za rogatkami miasta. Podpisali się dwaj ważni świadkowie, czyli Leopold Manneberg i Adolf Apt. Teść i zięć. I teraz taka koincydencja 🙂 Panna wychodząca za Rottera pochodziła z rodu Mannebergów i miała na imię Regina. A jedyna córka świadka Leopolda, zarazem żona drugiego świadka Adolfa Apta, też miała na imię Regina i urodziła się jako Manneberg. Obie Reginy Manneberg były więc kuzynkami.

Rok po ślubie małżonkom urodził się pod Rybnikiem pierwszy syn Georg, a w 1905 r. córka Charlotte. Max oficjalnie występował jako Gastwirt oraz Kaufmann w Rybniku-Smolnej. Przynajmniej tak podawano w Rybniker Kreisblatt za rok 1904 i 1905.

Myślę jednak, że już wtedy planował zakup Gasthausu, czy też wręcz hotelu w Mokrem (dziś część Mikołowa) od Wilhelma Czwiklitzera. Gazeta Katolik podała właśnie taką informację, lekko przeinaczając nazwisko Maxa.

Stare pocztówki prezentują bardzo przyzwoity obiekt. Wręcz bym powiedziała: bogaty. Na jego zapleczu ogród z kręgielnią! Zapewne jeden ze stojących przed zajazdem mężczyzn to Max. No i żona z naszej Smolnej i dzieci. Nowy właściciel wiedział jak się zareklamować. Jeszcze przed wybuchem I wojny szukał „dziewczyny do wyszynku”, potem pomocnika handlowego, gdyż oprócz oberży, handlował towarami kolonialnymi, drogeryjnymi i krótkimi towarami żelaznymi.

W czasach, gdy już nie „Smolniok” zarządzał tym geszeftem, pobliski pałac, zachowane do dziś wapienniki oraz wiele hektarów gruntu było w rękach spółki przemysłowej Towarzystwo Górnicze Spadkobierców Georga von Giesche.

Max przez wiele lat prowadził interesy w rozkroku. I w Mokrem i w Rybniku. Na pewno z rybnicką gminą żydowską wiele go łączyło. W naszej synagodze odbyła się uroczystość bar micwy jednego z synów, co skrupulatnie odnotował rabin Nellhaus w 1921 r. Oberżysta z Mokrego widnieje na wykazach płacących podatek w Rybniku i w latach 20-tych i 30-tych. Stąd też niewątpliwie bliska znajomość z Josefem Mannebergiem, z którym był powiązany nie tylko przez żonę. Obydwaj byli reprezentantami gminy. No i handlowali towarami żelaznymi. Zapewne też z tego powodu wysłał powyższy telegram gratulacyjny, który jako ważna pamiątka został zabrany przez Mannebergów, gdy opuszczali Rybnik przed emigracją do Palestyny.

Rotter wymieniany był w Rybniku jako „nie meldowany”, ale jednak odprowadzający tu podatki. Bladego pojęcia nie mam gdzie miał interes w Rybniku, gdyż księga adresowa – bodajże dla 1932 r., wymienia go jedynie z imienia i nazwiska, nie podając niczego więcej. Musiało to być gdzieś na Smolnej, wtedy już dzielnicy miasta.

Składał swój podpis na wielu dokumentach. Był jednym z tych, którzy podatki zatwierdzali.

Gdy zmarł w 1937 r., w naszym niemieckojęzycznym Katholische Volkszeitung ukazało się coś a la klepsydra. Nie wiem gdzie umarł, bo nie mam go w wykazach rybnickich zgonów. Ze słów Trunkhardta można by wywnioskować, że u nas – w Rybniku. Nota bene redaktor bardzo ciepło o nim napisał, zaznaczając, że był lojalnym polskim obywatelem, choć w sumie z urodzenia niemieckim Żydem. Czy do końca prowadził zajazd w Mokrem, to powinni ustalić fachowcy od historii Mikołowa 🙂

Ja tymczasem zajmę się kolejnymi synami Maxa i Reginy, którzy w tym artykuliku zostali wymienieni, jako ci, którzy by studiować dorabiali pracując fizycznie jako murarze. Max był obywatelem polskim, bo pracował w tej części Śląska, która przypadła Polsce, a dwaj jego synowie wybrali inne państwa. Obydwaj urodzili się w Mokrem, rok za rokiem. Starszy Herbert wybrał studia medyczne w Breslau i w tym mieście, aż do wiosny 1939 r., pracował jako lekarz w szpitalu żydowskim. Tam się ożenił w 1936 r. z Käthe Lippmann, córką radcy prawnego. 

Z kolei urodzony w 1908 r. Ernst pod studiach również w Breslau, kontynuował naukę we Wiedniu, a następnie w Paryżu. Po śmierci taty, wszyscy bracia wraz z mamą Reginą opublikowali podziękowania za złożone kondolencje. Zastanawia mnie ten wymieniony, oprócz Wrocławia i Paryża, Rybnik. Żona Maxa musiała u nas nadal mieszkać.

Jej losy, a także najstarszego z młodych Rotterów, lakonicznie opisał w 1955 r. Herbert, który zdołał, na niemieckich paszportach, z żoną wyjechać z Wrocławia do Palestyny. Ze złożonych w Yad Vashem świadectw wynika, iż w momencie wybuchu wojny Regina i syn Georg (mieszkaniec Katowic) przebywali w Iwoniczu Zdroju. Można się domyślać, że nie wrócili na Śląsk, bo się nie dało. Dostali się do Krosna. Herbert orientacyjne podał rok śmierci jako 1943. Jego urodzona w Palestynie (w marcu 1940 r.) córka, żadnej z babć nie poznała. Rodzice Käthe też wojny nie przeżyli. Wtedy, ani Herbert ani jego żona jeszcze tego nie wiedzieli.

Niezwykle intrygujące, zaskakujące i niestety smutne są losy najmłodszego z Rotterów – Ernsta. Gdy na świat przychodziła bratanica, wujek prawnik był w Paryżu. Niewątpliwie, po to by się uratować, zaciągnął się do Legii Cudzoziemskiej (nie był jedynym Żydem z Górnego Śląska, który w ten sposób ocalał). W listopadzie 1942 r. już pomagał Amerykanom. Od wiosny 1943 pracował dla Amerykańskiego Czerwonego Krzyża w Casablance, a kilka miesięcy później został zaciągnięty do pracy przy dowództwie lotnictwa U.S. Po wojnie, po powrocie do Paryża, zaczął pracować dla Trans World Airlines na lotnisku Orly jako szef kontroli ruchu, a następnie jako menadżer odpowiedzialny za „przemysłowe kontakty zagraniczne”.

Urodzony w małym Mokrem Ernst nigdy się nie ożenił. Ponoć był niezwykle lubiany, co chyba potwierdza jego facjata. Taki dobrotliwy wygląd. Koledzy przez lata pamiętali jak przebierał się za świętego Mikołaja z okazji Świąt Bożego Narodzenia dla rodzin pracowników Trans World Airlines France.


A teraz będzie coś dla miłośników latania, czyli na pewno nie dla mnie. Organicznie nie znoszę samolotów, choć masochistycznie oglądam program pt. „Katastrofy lotnicze” 😉 Dlatego też bardzo skrupulatnie prześledziłam losy lotu nr 891.


W piątek, 26 czerwca 1959 roku o godz. 9.15, z Aten wystartował samolot TWA z sześcioma pasażerami. O godz.11.15 wylądował w Rzymie, gdzie nastąpiła przesiadka i lot został wznowiony samolotem Lockheed L-1649A nr N7313C; na pokład przedtem weszło 15 osób, wśród których był i Ernst Rotter. 40 kolejnych pasażerów wsiadło na lotnisku pod Mediolanem. Samolot kierował się na Orly pod Paryżem, skąd wieczorem miał odlecieć do Chicago. Kiedy lot 891 opuścił Mediolan, padał lekki deszcz z niskim zachmurzeniem i pułapem około 2000 stóp, z widocznością około dwóch mil. 

Nad Lombardią grzmiało. Dwanaście minut po starcie załoga poinformowała, że samolot wznosi się na wysokość 10 000 stóp .Ostatni sygnał samolotu został odebrany przez radiolatarnię Saronno o godzinie 16.32. Samolot został uderzony piorunem podczas lotu na wysokości 11 000 stóp nad ziemią, rozpadł się w potężnej eksplozji, stanął w płomieniach i rozbił się na kilka zwęglonych części, rozrzuconych na obszarze pięciu mil.  Wielu świadków widziało, jak samolot spadał w płomieniach. Mieszkańcy maleńkiego włoskiego miasteczka Olgiate Olona i pobliskich wiosek cudem ocaleli. Policja i ratownicy przybyli szybko, ale strażakom udało się ugasić płomienie dopiero około godziny 20.00. Wiadomość o katastrofie odbiła się szerokim echem ze względu na firmę i model samolotu, liczbę ofiar śmiertelnych i ich pochodzenie. Na pokładzie było szesnastu Włochów (wśród nich byli znani biznesmeni i siostra włoskiego noblisty Enrico Fermiego), trzydziestu sześciu Amerykanów, czterech Brytyjczyków, siedmiu Francuzów, trzech Chilijczyków (żona i dzieci chilijskiego konsula w Tokio), jeden Niemiec, jeden Izraelczyk, oraz Egipcjanin.

Ernst z Górnego Śląska był zaliczony do Francuzów. Przybyły na miejsce katastrofy biskup Mediolanu, późniejszy papież Paweł VI, udzielił szczątkom rozgrzeszenia. Następnego dnia rozpoczęło się drobiazgowe badanie zwęglonych zwłok. Wszyscy zginęli na swoich miejscach z zapiętymi pasami – z wyjątkiem małej dziewczynki, którą znaleziono w objęciach jednej z dwóch stewardes. Straszliwy i gwałtowny upadek kadłuba okaleczył ciała ofiar, których szczątki rozrzucone były po całej okolicy, mieszając się z wrakiem samolotu i ziemią. Do liczby 70 ofiar doliczono nienarodzone dziecko jednej z pasażerek.
Po uroczystych pogrzebach w Busto Arsizio we Włoszech, szczątki Ernsta Rottera zostały wysłane do Francji specjalnym lotem TWA 3 lipca 1959, wraz ze szczątkami pozostałych sześciu francuskich ofiar katastrofy lotniczej 26 czerwca 1959.

Ustalono, iż do katastrofy Lockheed L-1649A Starlinera doszło w wyniku eksplozji oparów paliwa zawartego w zbiorniku nr 7, po której natychmiast nastąpiła dalsza eksplozja w zbiorniku nr 6. Uwzględniając sztormowe warunki pogodowe, z częstymi wyładowaniami elektrycznymi, jakie w chwili katastrofy występowały w okolicy, można przypuszczać, że wybuch oparów paliwa zawartego w zbiorniku nr 7 został wywołany, poprzez rury wylotowe, przez zapalenie oparów benzyny wydobywających się z tych rur – przez wyładowania. Aż mnie ciary przeszły na myśl, że musiałabym znowu gdzieś lecieć.

Dr Herbert Rotter stracił kolejną osobę z rodziny 🙁

Każdego roku 26 czerwca w Olgiate Olona przy pomniku, dziesięć flag upamiętnia narodowości siedemdziesięciu istnień i reprezentuje kraje, które zostały mniej lub bardziej bezpośrednio dotknięte katastrofą. Należy zaznaczyć, że dwie dodatkowe flagi, czyli Unii Europejskiej oraz ONZ mają upamiętniać kraje urodzenia ofiar – nie tylko ich obywatelstwo. Chodzi o Grecję, Hiszpanię, Rumunię (tu urodził się Izraelczyk, który zginął w katastrofie), Polskę (to dla naszego Ernsta, choć gdy się rodził Mokre było niemieckie), Rosję, Czechy (Czechosłowację w 1959), Algierię oraz Sudan.

Dr Herbert Rotter, urodzony 18 lutego 1907 r. w Mokrem – wówczas pod Mikołowem, zmarł w wieku 85 lat w Izraelu. Brat Ernst spoczywa gdzieś we Francji. Czy ich zmarły w 1937 r. tata Max został pochowany na nowym cmentarzu żydowskim w Rybniku, na razie nie udało mi się ustalić. Mamę Reginę i trzeciego z braci prawdopodobnie zagazowano w jednym z obozów Zagłady.

Jako miłośniczka piw muszę na koniec pokazać jeszcze to! Ponoć taki trunek warzył Max Rotter w Mokrem, co jakiś czasu temu ujawnili pasjonaci historii Mikołowa. 

Korzystałam z zasobów Centralnej Biblioteki Judaistycznej, gdzie można prześledzić całe życie zawodowe lekarza Herberta Rottera, z Facebooka Miejskiej Placówki Muzealnej w Mikołowie oraz Mikołowskiego Towarzystwa Historycznego, Śląskiej Biblioteki Cyfrowej, Izraelskiego Archiwum Państwowego oraz ze strony upamiętniającej tragedię samolotu Lockheed L-1649A Super Constellation Starliner Jetstream.

➡ https://www.olgiateolona26giugno1959.org/EN/1-home-en.html

PS. Ja też nadal przechowuję telegramy ślubne.

Kategoria: Judaika | Możliwość komentowania Max Rotter i jego rodzina została wyłączona