26 grudnia 2019

Salo Brauer – górnośląski tułacz cz.1

Nie jest łatwo opisać kogoś tak tajemniczego jak ten, który spędza sen z powiek nie tylko mnie. Pojawił się w moim życiu w ubiegłym roku, gdy zaczęłam pracować w rybnickim Niewiadomiu na Zabytkowej Kopalni Ignacy. Czyli w sumie w miarę niedawno. Przez ten czas nabrałam do niego wiele sympatii, choć czasem mnie wkurza, gdy nakłada na swoje życie białe płachty i zasłania mi swoje życie.

Niby chce by coś odkryć, ale w sumie bawi się w kotka i myszkę ze mną. Zresztą nie tylko ze mną. Siłuję się z nim po nocach przed laptopem i staram się poskładać jego życie w jakiś logiczny ciąg. Głowię się by wypełnić luki, a on mnie robi w ciula. Nie jest to jeszcze pełna i gotowa opowieść o górnośląskim żydowskim tułaczu, ale by zająć czymś głowę po starcie ukochanej kotki Marceliny Nowotki uznałam, że muszę zacząć pisać, by wyjść ze smutku. Jeszcze niedawno patrzała na mnie gdy myłam okna.

Będzie więc to opowieść pisana przez łzy, które może dzięki temu nomadzie uda się osuszyć. No to zaczynam.
Gdy w ubiegłym roku stałam się częścią załogi Hoyma, przetrzepałam swoje notatki, foldery i pliki i już wtedy stwierdziłam, że rybnicka dzielnica Niewiadom ma wątki żydowskie. Głównie przez ważną dla Śląska, ale i tajemniczą, postać Salomona Izaaka. Niesamowity graf von Hoym, od którego nazwiska kopalnia wiele lat nazywała się Hoym, też miał żydowskie konotacje, bowiem Żydów cenił i szanował.

Ale w życiu bym nie przypuszczała, że w tym zapomnianym przez dumny i zarozumiały Rybnik, maleńkim Niewiadomiu było tylu Żydów. Sama zresztą nigdy dotychczas nie koncentrowałam się dzielnicach naszego miasta. No… może za wyjątkiem swojej dzielni. Początek był taki. Gdy już uznałam, że to kopalniane biurko jest moje, gdy przestałam myśleć, że Niewiadom to zadupie, gdy zaczęłam się co rano cieszyć na widok przepięknych szybów (a dodam, że było to bardzo szybko)…

…to jednego dnia Kasia – członek naszej załogi spytała: „Gosia, ty to się znasz na nieruchomościach?” Noooo, znam, ale na słowo nieruchomości nadal mam wewnętrzne drgania i odruch wymiotny. 23 lata swoje zrobiło. Okazało się, że Kasia, po śmierci taty robiła wraz z mamą i siostrą porządki majątkowe i pani notariusz uświadomiła je, iż mają w księdze wieczystej wpisane stare prawo drogi na rzecz tam faceta o imieniu Salo. Notariusz przekazała im jakiś stary, gdyż z 1894 roku, wpis, który według niej nie miał żadnego znaczenia. Popatrzałam i potwierdziłam, że to wpis kompletnie nieistotny. Ale on miał i ma znaczenie – dla mnie. Bowiem na kopii starego dokumentu ujrzałam imię i nazwisko, które mnie akurat wiele mówiło. „Kasiu, to Żyd był”. „Jak Żyd?” – spytała Kasia. „ No Żyd”. „Skąd wiesz?” – Kasia na to. Ja: „Bo wiem”. I tak wkroczył w moje życie Salo Brauer. Nota bene, w Kasi księdze nieprawidłowo przepisany przy akcji zcyfrowywania ksiąg jako Salo Braner. Tu muszę co nieco opowiedzieć o Kasi. Sądzę, że zanim się spotkałyśmy nie miała bladego pojęcia o Żydach. Dziś, po ponad roku, Kasia jest mikro fachowcem od Izraelitów. Młoda mi zawsze mówi, bym nie „zażydzała” otoczenia. I staram się – naprawdę się staram 😉 . W przypadku Kasi, to ona sama pchała się w ten temat. Wdepnęła na maksa, hihi. A dlaczego? Ano dlatego, że od wielu, wielu lat dookoła niej działy się jakieś irracjonalne rzeczy. I gdy nagle pokazał się w papierach Salo, uznała, że to on chce jej coś przekazać. Okej, mimo że jestem bardzo racjonalna i generalnie nie wierzę w różnorakie śmoje boje, to wiem, że na świecie się dzieją rzeczy, które się filozofom nie śniły, dlatego i Salo może chcieć coś komuś przekazać. Zaczęłam szukać informacji o nim. Psińco znalazłam. W mojej bazie żadnego Salo Brauera nie znalazłam, choć Brauerów w Rybniku było od zarąbania. I były z nimi związane skandale obyczajowe, i kamienice, i knajpy i w ciul różnorakich Brauerów, ale po Salo ani śladu w Rybniku. Temat olałam, choć Kasia od czasu do czasu mi drążyła dziurę w brzuchu. Posprawdzałam dostępne serwisy genealogiczne i niczego nie znalazłam. Kasia to typ bab, które nie odpuszczają. Wywalą ją przez drzwi, to wlezie dziurką od klucza. Wypierdolą ją przez tą dziurkę, to się przeciśnie przez szparę w futrynie i z uśmiechem oraz oczami kota ze Shreka będzie dalej swoje nawijać. Nawet gdy się ją będzie dobijać, to w swoim ostatnim tchnieniu Kasia będzie swoje pitolić. Nie przemawia przeze mnie teraz żadna złośliwość. Ta śląsko dziołcha ma w sobie tyle serdeczności i naturalności, że gdy przywołam wielu ludzi, których poznałam w życiu, to wiem, że mogą spadać na drzewo przy pani Buchalik. Ta dojrzała dziewczyna ma w sobie niesamowite pokłady energii, radości, chęci poznawania i pomagania, które dziś są rzadkością. Popatrzcie na ten wesoły pychl i dupną czapę…

Moja Mamusia mi zawsze mówiła, że jest jedna osoba, która gdyby trzeba było przywieźć ratujący życie kamyk z drugiego końca świata, to zrobi to Olutka. Olutka to mój friend od zarania dziejów. Mamusia nie znała Kasi. Kasia jest tą drugą, która by ten kamyk załatwiła. Może by nie miała własnych możliwości, ale by po śląsku napisała to gościa, który by znał innego gościa, a tamten by znał tego ważniejszego, a ważniejszy by załatwił. Przeszła by 10 dziurek od klucza, by pomóc. Nawet gdyby trzeba było pisać, bądź dzwonić do Elżbiety II. Tyle o Kasi. Wracam do Salo. A raczej Kasia do niego wróciła, gdy wiele złych i trudnych chwil, jakie w życiu się trafiają, minęło.
Przyszedł listopad 2019 roku. Po Wszystkich Świętych temat tego, który ma prawo przechodzić przez ziemie rodzinne Kasi, wrócił. Sceptycznie podeszłam do Salo. Ale skoro był mus, to nie miałam wyjścia. Niestety nigdzie go nie potrafiłam znaleźć. Kasia ze swej strony zaczęła molestować, jak się okazało skutecznie, różnych mieszkańców Niewiadomia. Wydzwaniała gdzie się dało, by spytać kto go ma w księdze wieczystej. Ludzie nie są skorzy do ujawniania takich danych, ale w końcu udało się przydusić jednego pana, który przyniósł nam kopię starego listu hipotecznego. Z tegoż dokumentu (dodam, iż to rękopis, szwabacha, czyli dla mnie koszmar) udało się wyczytać, iż jakiś tam przedsiębiorca budowlany Abraham Schall z Żor sprzedawał grunty w Niewiadomiu. Skoro Abraham, to Żyd. Skoro z Żor, to mamy punkt zaczepienia, czyli publikację pana Janka Delowicza o gminie żydowskiej z tego, sąsiadującego z Rybnikiem, miasta. Zawsze w takich przypadkach jest potrzebny mały kaganek, który pokaże dalszą drogę. Abraham był tym światełkiem. Znalazłam go w u Delowicza. Tu muszę dodać, że żaden z fachowców od historii Niewiadomia ani słowem mi nie wspomniał, iż część tej wsi nazywano Szalowiec – od nazwiska budowlańca Shalla. A wypytywałam, i to nie raz, o żydowskich mieszkańców tej dziury.

Mimo, że historię żorskich Żydów czytałam wiele razy, to nie są oni z mojej bajki, więc ich nie znam. Zaczęłam ponownie się w nich wgryzać i nagle ujrzałam starą pocztówkę z restauracją Dawida Brauera. Łał, u nich też byli Brauerowie. Szybki przelot do skorowidza nazwisk był strzałem w dziesiątkę! JEST!!! Salo! Otóż córka żorskiego restauratora Dawida Brauera wyszła za mąż w 1903 roku za Samuela Leo Brauera (tak się nazwiskowo żenili), który był synem… tu przeszły przeze mnie prądy, które tylko genealodzy zrozumieją, Salo Brauera z Niewiadomia! Masakra! Pierwszy raz, oficjalnie, nam się pojawił Salo! Pokazała się też jego żona Bertha z domu Juliusberger. Ja pierdziu! To były emocje!

Czyli jednak tu był! Czyli tu działał. Czyli moja baza danych jest niekompletna. Skoro pan Janek Delowicz go ujął, to musi być akt małżeństwa. Prask, pod wieczór napisałam maila do pana Janka, który odpowiedział po paru dniach, iż nie ma tego aktu. Dupa. Już wtedy, w połowie listopada wiedziałam, że czeka nas wizyta w Archiwum w Raciborzu. W międzyczasie jednak się zawzięłam. Nie może być tak, że chłopa nie ma nigdzie. Skoro był w tym Niewiadomiu jako właściciel gospody, skoro Delowicz go spisał, to Salo musi być przez Żydów gdzieś ujęty. Jednej nocy się zaparłam. Oczy napuchnięte od internetów, pełno kubków po herbacie, koty z wkurwem, że nie idę do łóżka, a ja sprawdzałam wszystkich Salo Brauerów, których mi pokazywała strona Jewishgen. Na twarz padałam, klikając na każdego dupka o tym imieniu i nazwisku. A sporo ich było, bo i imię typowe i nazwisko. Odciepywałam jednego za drugim. W końcu wlazłam w trupy, czyli groby. Jak zwykle dla siebie, sceptycznie weszłam w Konigshutte, czyli dzisiejszego Chorzowa. Klikam i widzę: Salo Brauer, zmarł w tym mieście w 1915 roku w wieku 60 lat. W uwagach: Samuel Leo Brauer. Dup! Skoro we uwagach jest Samuel Leo, a wiemy, że takowy był synem Salo z Niewiadomia, to daję se uciąć grzywkę do zera, że to nasz Salo. Kto bowiem był zazwyczaj wpisywany w uwagach? Ten, który zgłaszał zgon. A kto mógł zgłosić zgon, jak nie syn. To musi być nasz Salo! Po kija ten chłop pojechał do Konigshutte?

Chwila przerwy, bo mam jeszcze jedną kotkę, a ta jest już stara i ma swoje potrzeby lekowe i żywieniowe.

Mrużka nakarmiona i leki na tarczycę zaaplikowane. A Marcyni mi brak… Zero łez Małgosia – weź się w garść! Wracamy do Salo. Tej samej nocy napisałam na fejsbukowym forum GerSig, czyli grupie, która zajmuje się Żydami z byłych terenów niemieckich. Nieznani żydowscy znajomi z Ameryki podsyłali tropy. Pół świata żydowskiego zostało zaangażowane w szukanie Salo Brauera z maluśkiego Niewiadomia. W tym mój znajomy z Zabrza, który jest wybitnym fachowcem od Żydów zabrzańskich i stałym bywalcem Archiwum w KATO. To on został zobligowany do odszukania aktu zgonu Salo. A my z Kasią zaczęłyśmy przygotowywać się do wizyty w Archiwum w Raciborzu. Urlop został zaplanowany na 27 listopada. Tu będzie przerwa, bo styknie Wam na dziś emocji. Mnie zresztą też. Mogę jedynie powiedzieć, że dzięki tej wizycie ukazał nam się Salo globtroter, Salo łajza, Salo obieżyświat, Salo włóczykij, Salo koczownik, który nie potrafił nigdzie zagrzać miejsca. Salo, który do dziś ma prawo przesmradzać się po Niewiadomiu i nikt nie ma prawa ani jego (choć nie żyje) ani jego następców prawnych, a tacy żyją, przegonić.  Współczesna mapa pokazuje jak nasz szefunio z niewiadomskiej knajpy podróżował po Górnym Śląsku. Jak na przełom XIX i XX wieku to był niezły wyczyn. Nosiło go. Popatrzcie na mapę:

https://drive.google.com/open?id=1CI8rvSNB9yuA5dlj2PxC5AfOa4IqttWF&usp=sharing

Dalszy ciąg nastąpi, gdy mi się zachce. Teraz spadam, bo Płoszaj swoje prawa ma 😉 A na koniec drugiego dnia Bożego Narodzenia Semka mi się objawia z tematami żydowskimi w Trójce. Hmmmm… wkurwiać się, olać, czy słuchać? Dobrej nocy dla wszystkich 😉

Kategoria: Judaika | Możliwość komentowania Salo Brauer – górnośląski tułacz cz.1 została wyłączona
31 maja 2018

Gruba a żydowskie ślady

Na grubie robił mój śląski pradziadek. Robił i śląski dziadek. Jego syn, a mój tata też. Na grubach Dolnego i Górnego Śląska pracował po wojnie też mój nieśląski dziadek. Można powiedzieć, że nieśląska babcia również, bo w końcu praca bibliotekarki w przykopalnianym Domu Górnika, to była praca związana z górnictwem. Pracowała też ich córka, czyli Mama. I tylko ja nie.

Od zawsze wiedziałam, że ja nie chcę na grubę. Choć one były wszechobecne w moim życiu od dzieciństwa. Jedna kopała pod domem, w którym się urodziłam i przez nią dom musiał zostać rozebrany. Przez nią też w drugi rodzinny dom poszło więcej żelaza niż norma przewidywała. Przez pierwsze dwa lata podstawówki mieszkałam przy innej grubie – w paradnym familoku. Paradnym, bowiem przeznaczony był dla osób z dozoru kopalni. Do bocznej bramy kopalni, przy której była wydawka węgla było może z 50 metrów. Przy krótkiej uliczce stali wozacy (tacy jak z Misia) i czekali na swoją kolej do załadunku. Mieszkało nas w tym familoku z 10 dzieci. Wszyscy popołudniami upyprani od tery, która kapała z dachu, od wszechobecnego pyłu węglowego, od śląskiego, boskiego brudu. Nudzącym się wozakom sprzedawaliśmy stare gazety „Sport”, a zarobione grosze wydawaliśmy na kołoczyki, które można było kupić w „konzumie”. Patrząc na tą kopalnię, w wieku 7 lat wypaliłam na raz dwa pierwsze papierosy skradzione tacie z barku. Też to były Sporty. Powinnam dodać, że nic mnie nie udusiło. Tą kopalnię kochałam. W nocy dochodziły z niej różnorakie odgłosy i smrody, z powodu których nikt nie robił larma, takiego jak teraz.

Potem mnie zabrano z tego miejsca i wtłoczono w miasto. Fujjj. Dziesięciopiętrowy blok, niby 4 pokoje a pitki takie, że nawet w gumę nie można było grać w mieszkaniu. Windy, zsypy, i jeden beznadziejny trzepak. Przy grubie mieliśmy trony, po których się pięły winobluszcze i dwa trzepaki. Do końca podstawówki tęskniłam za tą kopalnią, buchającą z ziemi parą, różnymi rurami, wozakami i zapachem pyłu węglowego. Liceum było na tyle kochane, że o kopalni zapomniałam. Jedynie praca rodziców, czyli nerwy taty, czy stresy mamy (gdy np. pacyfikowano jej grubę w stanie wojennym) przypominały  mi o tym, że jestem z górnictwem związana. Nie chciałam pracować na grubie. No way. Ja po swojemu. Od 1985 r. zawodowo w żaden sposób się z kopalniami nie związałam. Tylko powrót po latach do domu, w którym jest dużo żelaza powodował, że o kopalni mówiłam. No i moja hałda, którą mam w zasięgu wzroku i którą bardzo kocham uświadamiała mi zawsze, że gruby tu były, są i będą.

Nie znasz jednak człowieku ani dnia, ani godziny. Okoliczności przyrody sprawiły, że od jutra zaczynam pracę na Grubie. Takiej przez duże G. Od rana dziś się jej uczę. Wnikam w jej historię, zagmatwane konsolidacje, nadania, kuksy i inne, na razie mi obce, określenia i terminy.

Nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła analiz od wyszukania choćby jednego żydowskiego śladu. Miałam go już przy śniadaniu  :mrgreen:  Salomon Isaac, zwany też Salomon Isaac zu Pless. Po przeczytaniu całego artykułu Romana Adlera pt. „Wkład Salomona Isaaca z Pszczyny w uprzemysłowienie Górnego Śląska” wpadłam w zachwyt nad tym obrotnym i mądrym Żydem. Faktor solny czyli agent handlowy, pośredniczący w handlu solą z Wieliczki do Prus, handlarz suknem np. do Turcji. Powołany przez Karla Georga von Hoyma na przysięgłego górniczego. Hoym powierzył mu nadzór na kopalniami ołowiu, srebra i żelaza. To on odkrył w latach 80-tych  XVIII w. złoża węgla koło Niewiadomia, Czernicy i Czerwionki. W 1790 r. zlokalizował płytkie złoża węgla w okolicach Zabrza, dzięki czemu powstała m.in. kopalnia Luiza. To jemu król pruski pozwolił w 1765 r. na osiedlenie się w Pszczynie, choć wtedy jeszcze Żydzi mieli wielkie problemy przy osiedlaniu się w miastach śląskich. Tu kupił dom przy Rynku i jak pisze mój znamienity kolega Sławomir Pastuszka prowadził też karczmę, wybudował dom modlitwy. Bo o założeniu rodu Plessnerów nie wspomnę.

Był członkiem elity żydowskiej Górnego Śląska – tzw. Hofjuden.  Król Fryderyk Wilhelm II napisał w nadanym mu przywileju: „wobec wyświadczonych przez niego ku Naszemu łaskawemu zadowoleniu usług oraz okazanej nienagannej postawy i gospodarności, nie mniej przez wzgląd na to, że w swojej działalności wspierał potrzebujących sukienników poprzez przedpłaty w pieniądzu i wełnie na rzecz wytwórni sukna i takoż nadal w istniejących okolicznościach czynić będzie, temuż (…) po wsze czasy zezwalamy i nadajemy Generalny Przywilej Ochrony i Handlu na Wrocław i Śląsk”. Taki gościu!

To nic wszystko, taki mały mały pikuś, gdyż po jakimś czasie został przez ministra Redena mianowany na górmistrza ze stałą państwową pensją. Na stare lata osiadł w Bytomiu, gdzie prawdopodobnie zmarł. I to jemu zawdzięczamy powstanie kopalni Hoym pod Rybnikiem, dziś Zabytkowej Kopalni Ignacy, na której jutro zaczynam pracę  😆 Po tylu latach utrzymam tradycję rodzinną.

Jeden Salomon jednak wiosny nie uczynił w moich dzisiejszych historycznych poczynaniach. Dokopałam się do informacji, iż sam Karl Georg von Hoym, od nazwiska którego nazwano, powstałą w 1792 r. kopalnię był bardzo przychylny Żydom. Przyczynił się do powstania rabinatu śląskiego i reglamentu żydowskiego. Należy pamiętać, iż było to jeszcze przed Edyktem Emancypacyjnym. No i w Brzegu Dolnym, gdzie miał posiadłość (nota bene fantastyczną) pozwolił na wydawanie jedynej na Śląsku gazety żydowskiej oraz na wybudowanie w 1785 r. synagogi. I jak nie lubić takiego gościa i jego, a od jutra i mojej gruby 🙂

Żeby jednak nie było za miło, to w swoich zasobach laptopowych znalazłam coś, co też wiąże się z kopalnią Ignacy (dawniej Hoym). Rok 1939  🙁

Na tym bożociałowa nauka się kończy. Jak się do jakichś innych Żydów z Ignacego dokopię, to na pewno o tym napiszę. Over na dziś.