6 lutego 2022

Major Leopold Okulicki, prokurent Otto Attermann i pies

Życie generała Leopolda Okulickiego, żołnierza w czasie wojny bolszewickiej, obrońcy Warszawy, cichociemnego, ostatniego dowódcy Armii Krajowej, zamordowanego przez Sowietów po tzw. procesie szesnastu pod koniec 1946 w więzieniu na Łubiance w Moskwie, można prześledzić na wielu stronach internetowych, zastanawiając się nad tragicznym losem tego bohatera.

Generał, jeszcze wtedy w randze majora, od kwietnia 1930 do czerwca 1931 roku, przebywał w Rybniku jako dowódca batalionu 75 pułku piechoty. Był u nas ciut ponad rok. Ulica nazwana jego imieniem jest bardzo długa i ciągnie się od Chwałowic do Radziejowa. Na domu, w którym mieszkał (wówczas przy ul. Rudzkiej, obecnie to Chrószcza) umieszczono pamiątkową tablicę. Aż tyle, czy tylko tyle? Na mój rozum akurat.

Ze trzy lata temu, natknęłam się na dziwną pamiątkę po pobycie Okulickiego w Rybniku, czyli jego podpis na dokumencie ślubu. Nie własnym, rzecz jasna. Podpisał się jako świadek.

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby pan młody był żołnierzem. Ale nie! Żeniący się mężczyzna był żydowskim kupcem, czy też raczej wtedy jeszcze pełnomocnikiem jednej z rybnickich firm. Ślub był „mieszany”, gdyż wybranka była wyznania katolickiego. Jeszcze żeby panna młoda była córką jakiejś ważnej persony z przedwojennego Rybnika, to też bym to jakoś zrozumiała. Ale nie! Była to córka ślusarza z Kolonii Emma w Radlinie.

Dlaczego? Jak? Przez jakie okoliczności? Major Leopold Okulicki, wraz z innym Żydem kupcem – Marcelim Steinerem świadkował w styczniu 1931 r. na ślubie Ottona Attermanna, urodzonego w Vítkovicach, czyli w jednym z dzisiejszych obwodów Ostrawy oraz Klary Antonii Lindnerówny, urodzonej w Paruszowcu.
Wykazy płaconych na rzecz gminy żydowskiej podatków, potwierdzają pobyt Attermanna w Rybniku. Nawet jest podany adres zamieszkania, zresztą taki sam co drugiego ze świadków. Obydwaj mieszkali w kamienicy przy ul. Sobieskiego 19. Czyli jeden ze świadków był sąsiadem, co jest dość logiczne, tym bardziej, że Otton nie był „nasz”, więc za dużo znajomych raczej nie miał. Ale skąd wytrzasnął Okulickiego?

Postarałam się poszukać czegoś na temat Ottona. W ostrawskich wykazach adresowych znalazłam sporo Attermanów. Dość szybko udało się ustalić, że jego rodzice zginęli w czasie wojny w obozie koncentracyjnym w Theresienstadt. Gorzej było z namierzeniem pana młodego. Dopiero, gdy natrafiłam na opis tragedii, która miała miejsce pod koniec 1932 roku wyjaśniło się, że Attermann pojawił się w Rybniku jako prokurent firmy „Fr. Mikeska Górnośląski Przemysł Spirytusowy Spółka Akcyjna”. Spółka miała siedzibę pod adresem Rybnik ul. Sobieskiego 19-21. Marceli Steiner, który wraz z Okulickim spotkał się w rybnickim Urzędzie Stanu Cywilnego, by wspólnie poświadczyć zawarcie tego małżeństwa, też był przez pewien czas prokurentem u Mikeski, a od 1928 r. nawet zasiadał w zarządzie spółki. Obydwaj mieszkali w miejscu pracy. Jako ciekawostkę dodam, że sporo Żydów działało w tej firmie, co widać po informacjach o zmianach w zarządzie firmy, która miała swoje filie w wielu miastach na Śląsku.

Może firma Franciszka Mikeski dostarczała gorzołkę dla stacjonujących w Rybniku żołnierzy? Raczej nie da się ustalić powodu, dla którego Okulicki został świadkiem na ślubie Ottona, wyznania izraelickiego i Klary katoliczki.

Wspomniałam o dramacie, który zdarzył się w niecałe dwa lata po ślubie,  małżonkowie wtedy cieszyli się już pierwszym potomkiem. Gdy w prasie rzuciła mi się w oczy klepsydra informująca o śmierci Klary Attermann, zaraz czułam, że coś się musiało stać.

Początkowo przyjęłam, że zmarła przy porodzie syna Petera, bo to wydawało mi się najprostszym rozwiązaniem. W życiu bym nie przypuszczała, że powodem śmierci tej dwudziestopięciolatki był pies. Jak to dobrze, że nasz kronikarz i redaktor naczelny Katholische Volkszeitung – Artur Trukhardt lubił pisać o małych sensacjach i plotkach. Dzięki jego relacji wiem co się stało.

W okolicach świąt Bożego Narodzenia, panią Attermann ugryzł w nogę pies. Dodam, że nie obcy, a swój własny – niby niegroźny. Ponoć pies rozrabiał w mieszkaniu, więc Klara pogroziła mu kijem. Ten rzucił się na nią i dotkliwie pogryzł. Początkowo pogryziona nie przywiązywała wagi do ran, lekceważąc to co się stało. Niestety doszło do zakażenia krwi i młoda kobieta zmarła w strasznych męczarniach na tężec 29 grudnia 1932 r. Nie podano szczepionki, choć już wtedy była dostępna. No cóż… Niewiele się zmieniło od tamtych czasów.

Tu warto dopowiedzieć, że dziennikarz nie omieszkał wspomnieć, iż zmarła po ślubie zmieniła wiarę, ale gdy nadchodził jej kres i zanim „zbladły na zawsze jej usta”, powróciła na łono Boga chrześcijańskiego.

Wdowiec sprzedał owczarka, ale ten już dwa tygodnie później pogryzł trzymającą go na smyczy dziewczynkę w Rydułtowach. Trzech rosłych chłopów nie potrafiło go od niej odciągnąć. Mam nadzieję, że tym razem podano szczepionkę. Swego czasu i mnie też pogryzł wielki pies i dobrze pamiętam jak wyglądała moja ręka po dwóch dniach, gdy zaczęły w niej wyrabiać drobnoustroje tlenowe i beztlenowe. Jako osoba ufająca nauce i lekarzom, przeszłam cały cykl szczepień przeciw tężcowi i wściekliźnie.

Dalsze losy psa, który przyczynił się do śmierci Klary nie są znane.

Co się stało z Ottonem Attermannem i jego synkiem też nie wiem. Mimo naprawdę rozległych poszukiwań nie znalazłam o nich żadnych informacji. W czasie wojny zamordowano drugiego ze świadków – Marcela Steinera. Na szczęście jego żona i urodzony w 1928 r. w Rybniku syn Erno przeżyli. W 1948 r. starali się o wyjazd do Australii.  

Na cmentarzu na Powązkach jest symboliczny grób generała Leopolda Okulickiego, który jako major, 91 lat temu szkryfnął się w rybnickim magistracie na jednym dokumencie. Czy był potem na weselu? Myślę, że tak. Wznosił toast młodej pary wódką z Rybnika 😆