Marsz Żywych, czyli jesteśmy ich zemstą
Marsz Żywych
To był mój pierwszy raz. Jeszcze nigdy nie uczestniczyłam w Marszu Żywych, który idzie z dawnego obozu koncentracyjnego Auschwitz do dawnego obozu zagłady Birkenau. W Marszu biorą udział studenci, uczniowie, dawni więźniowie, ludzie tacy jak jak, idą Żydzi, katolicy, prawosławni, ewangelicy i niewierzący. Nie ma znaczenia wiara czy narodowość.
Wiele razy byłam w tych miejscach, nie raz tu się spłakałam i nie raz pogrążałam w głębokiej zadumie. Ale w poniedziałek to było totalnie coś innego. To były, i owszem, łykane łzy, ale bardziej z radości, wzruszenia, jakiejś dziwnej euforii. Gdy patrzałam na ten niebiesko-biały tłum młodych ludzi siedzących przy szynach, gdy widziałam flagę izraelską z Gwiazdą Dawida zawieszoną na drutach na tle wieżyczek strażniczych, gdy patrzałam na wetknięte w ruiny krematorium chorągiewki, gdy słyszałam pieśni śpiewane po hebrajsku i widziałam Żydów z każdego najdalszego zakątka świata, to wiedziałam, że napis na tabliczce, który pokazuję poniżej jest w 100% trafny.
„We are their revenge”, czyli my jesteśmy ich zemstą. My, a raczej oni – potomkowie tych, którzy przetrwali. Życie zwyciężyło.
Poszłam na Marsz, by upamiętnić rybnickie ofiary Holokaustu. Niestety odnajduję ich coraz więcej. Napisane jakiś czas temu przez pana Klistałę Martyrologium mieszkańców Ziemi Rybnickiej nie zawiera nazwisk Żydów, którzy u nas się urodzili, mieszkali, czy pracowali przed wojną. Noo, może paru jest ujętych, ale wg mnie zginęło ze 150-200…
Poszłam na Marsz dla rodziców i rodzeństwa Jay’a Kupermana, mojego 90-letniego przyjaciela z Rybnika mieszkającego obecnie za oceanem, dla rodziców Dawida Danieli – przyjaciela z Izraela, dla zamordowanych członków rodziny Aronade, Gadiel, dla Priesterów, Majerowiczów, Guttmanów, dla pana Eryka G., dla prawie całej familii Kaiserów, dla szewca Fajfmana, dla Korblumów, którzy zostali wywiezieni do Auschwitz jako obywatele Holandii, choć przez pokolenia u nas mieszkali i dla wielu wielu innych.
A przede wszystkim poszłam tam dla małej Shaindli.
Ta śliczna dziewczynka o wielkich oczach – Shaindla Ryba (Riba) urodziła się u nas w 1932 roku, a zginęła w Birkaneu prawdopodobnie w 1943, czyli gdy miała 11 lat. Jej tata Abraham Ryba miał, jak byśmy to dziś powiedzieli, punkt skupu złomu i starych szmat w pobliżu sądu przy ul.Młyńskiej. Mama Miriam i tata Abram też nie mają grobów… Zostały po nich tylko strony pamięci na Yad Vashem – wirtualny ślad po ludziach, których prochy nie leżą w spokoju.
I już cisza i tylko zdjęcia
Tulipany pod pawilonem holenderskim
Międzynarodowy tłum między KL Auschwitz a Birkenau
Teren dawnego obozu zagłady Birkenau
Dla rybnickich Żydów
Dla innych braci, mężów, ojców… ludzi…
Dla wszystkich bezimiennych
Patetyczne, ale chyba słuszne: „Love is the answer”.