18 kwietnia 2023

Ernestine

Pamięci rybniczanki Erny Lewin z domu Seidemann, zamordowanej wraz z mężem Adolfem w warszawskim getcie oraz pamięci innych Żydów niemieckich, deportowanych do Warszawy w czasie wojny.

Gdy się urodziła, to urzędnik stanu cywilnego w Rybniku na akcie dopisał numer 114. Było to 17 listopada 1880 roku. 

Gdy, mając 42 lata, wychodziła za mąż, inny urzędnik – berliński, na stosownym dokumencie starannym pismem wpisał numer 583. Było to w maju 1922 roku.

Gdy miała 58 lat, na tym samym papierze o numerze 583, kolejny urzędnik przybił pieczątkę, informującą, że jej i jej mężowi dodano imiona: Sara i Israel. Było to 23 marca 1939 roku.

Gdy miała 61 lat, kubański urzędnik portowy, na liście pasażerów o numerze 9, przy nazwisku jej młodszego brata zrobił mały haczyk, zaznaczając, że wsiadł na statek SS Mexico. Było to 3 maja 1941 roku.

Gdy miała niecałe 62 lata, raczej już nie urzędnik, choć nadal berliński „ktoś”, przy jej nazwisku na Transportliste dopisał numer 392. Jej mąż miał numer 391. Było to albo 2 albo 3 kwietnia 1942 roku.

Gdy nadal miała ten sam wiek urzędowy, Adam Czerniaków, przewodniczący warszawskiego Judenratu, zanotował we wpisie do dziennika: „O godz.8 przyjechało z Berlina 1025 deportowanych”. Było to 5 kwietnia 1942 roku.

Gdy może czekała na Umschlagplatzu i choć urzędowo była tylko kilka miesięcy starsza to czuła że była krok od śmierci, rybnicki urzędnik stanu cywilnego, na akcie urodzenia jej brata, czyli na dokumencie z 1885 roku o numerze 45, sprawnym ruchem przybił pieczątkę, informującą o jego śmierci w Oranienburgu. Dopisał też numer: 1909/42. Nie dopisał, że miejscem śmierci był KL Sachsenhausen. Było to w lipcu 1942 roku.

Gdy nie wiadomo dokładnie ile miała lat, w warszawskim getcie, choc może i w Treblince, przyszła śmierć. Żaden urzędnik urzędowo tego nie poświadczył, tym samym jej zgon nie został zanumerowany.

Gdy nie miała już żadnych lat i wieku, następny berliński urzędnik stanu cywilnego, na starym dokumencie nr 583 przybił jeszcze inną pieczątkę. Stwierdzała (ta pieczątka) że uchylono z mocą wsteczną II rozporządzenie o wykonaniu ustawy o zmianie imienia i nazwiska z dnia 17 sierpnia 1938 r. Było to 3 czerwca 1954 roku. Niemieckie państwo gumkowało swoje zbrodnie i zbrodnicze prawa.

Nie była numerem. Miała na imię Ernestine. Była córką rzeźnika Jakoba Seidemanna i Augusty z domu Wolff. Rodzice, po ślubie zawartym w Rybniku, doczekali się trójki dzieci. Miała dwóch młodszych braci oraz sporo kuzynek i kuzynów. Brat Max urodził się gdy miała 5 lat, a brat Julius 10 lat później. Może poświęciła się, by ich wychowywać i dlatego wyszła za mąż dopiero w dojrzałym wieku? Kto wie? Starszy z braci z dumą świadkował na jej berlińskim ślubie z pochodzącym ze Żnina kupcem Adolfem Lewinem. Adolf był 46-letnim wdowcem, więc zapewne Ernestine matkowała teraz jego dzieciom. Przez lata mieszkali w Berlinie przy Barnimstrasse 29 i ten adres został zapisany na Transportliste, czyli liście Żydów wywiezionych z Berlina do warszawskiego getta na początku kwietnia 1942 roku. Raczej, gdy zamordowano jej brata w Sachsenhausen, Erna już nie żyła. Zostały po niej tylko numery na różnych dokumentach. Gdzieś w dalekich Stanach jej brat Julius przy okazji jej urodzin zapalał świeczkę. 

Zapewne była jedną z opisanych w poniższym raporcie anonimowego informatora z warszawskiego getta. Może i dojechała do Warszawy z futrem, które kupił jej mąż… Na pewno nie była koniem trojańskim, a biedną, wystraszoną kobietą, której życie zaczęło się w Rybniku a skończyło w Warszawie. 

(…) Z raportu tygodniowego 7 kwietnia 1942 roku. Największe jednak wrażenie wywołała niespodziewana deportacja niemieckich Żydów do Warszawy. Społeczeństwo zastanawiało się powszechnie na temat miejsca pochodzenia nowo przybyłych. Mówiło się, że członkowie pierwszej grupy pochodzili z dystryktów Berlina i Hanoweru oraz obszarów graniczących z Nadrenią. Druga grupa składała się z Żydów berlińskich i drezdeńskich. Kiedy Żydzi ci byli prowadzeni przez ulice miasta, wszystko było zamknięte: deportowanych można było obserwować jedynie z daleka. Zauważono, że byli oni w różnym wieku. Po raz pierwszy warszawscy Żydzi zobaczyli żółtą opaskę, zwrócono również uwagę, że ubrania niemieckich Żydów były czyste i w dobrym stanie, szczególnie rzucały się w oczy ich futra. Jednocześnie rozeszła się pogłoska, że Żydzi z pierwszej grupy zostali zmuszeni do oddania swoich futer. Ponadto zanotowano, że pozwolono im zabrać 50 kg bagażu, mówi się również, że przywieźli oni kilka ciężarówek z żywnością. Nie byli transportowani pociągami towarowymi, ale w wagonach trzeciej klasy, które nie były opieczętowane, tylko zamknięte. Zwrócono również uwagę, że Judenrat potraktował niemieckich Żydów z ogromnym szacunkiem: przewodniczący Judenratu, szef żydowskiej policji, Szeryński oraz inni wyżsi urzędnicy Judenratu pojawili się, aby ich przywitać. Nowo przybyli Żydzi tryskają energią i są bardzo pracowici. Dlatego też rozeszły się pogłoski, że przewodniczący Judenratu otrzymał list od Komisarza Dzielnicy Żydowskiej, nakazujący mu przydzielić ważne posady w administracji dzielnicy żydowskiej niemieckim Żydom. Znajdowały się wśród nich osoby, które uczestniczyły w Pierwszej Wojnie Światowej, którzy otrzymali odznaczenia i pochwały – przede wszystkim byli oficerowie. Przybysze w dalszym ciągu odbywają kwarantannę na Gerichtstrasse 109 (ul. Leszno). Ci, którzy mają krewnych w getcie, mogą ich odwiedzać. Według pogłosek niektórzy z nich zamieszkują Bibliotekę Judaistyczną przy ulicy Tłomackie, która obecnie znajduje się poza granicami getta. Inne źródła mówią, że prowadzone są negocjacje z Judenratem dotyczące ewentualnego zakwaterowania niemieckich Żydów w tym kompleksie budynków, pod warunkiem, że będzie on potem znów włączony do dzielnicy żydowskiej.
Zważywszy na możliwość, że niemieccy Żydzi rzeczywiście zajmą główne stanowiska w Judenracie, uważamy te pogłoski za tendencyjne, mające na celu zwrócenie się przeciwko nim. Mówi się na przykład, że większość z nich jest ochrzczona i nie ma żadnych więzów z judaizmem; że zachowują się oni bardzo arogancko, stawiają wysokie żądania i mają duże ambicje; że ich stosunek do innych Żydów jest bardziej agresywny, niż oczekiwałoby się od prawdziwych Niemców; że żywią głęboką nienawiść do Ostjuden i że w swych działaniach kierują się tą nienawiścią.
Podczas gdy Żydzi z Lublina spotkali się z głębokim współczuciem, uczucia do niemieckich Żydów są ambiwalentne: z jednej strony ludzie im współczują, jednak z drugiej, zastanawiają się, czy ich przybycie nie jest wprowadzeniem w mury getta konia trojańskiego. Taki pogląd jest szczególnie popularny pośród kręgów zbliżonych do Judenratu. (…)*

* The Reports of a Jewish „Informer” in the Warsaw Ghetto – Selected Documents, zamieszczonego w „Yad Vashem Studies”1986, t. 17 (Jerusalem). Opracowanie Israel Gutman, tłumaczenie: Jerzy Giebułtowski.

 

Tylko tyle? Aż tyle. Każde życie jest warte wspomnienia. Erna z Rybnika też. 

 

Kategoria: Judaika | Możliwość komentowania Ernestine została wyłączona