9 czerwca 2015

Poszukiwania Weissenbergów

Jakiś czasu temu skontaktowała się ze mną córka, ocalałego z Holokaustu, potomka śląskich Żydów. Zero powiązań z Rybnikiem, ale co za różnica, skoro trzeba pomóc w rozwikłaniu kolejnej zagadki. Ojcu Clare, urodzonemu w Pszczynie, a dokładniej w ówczesnym Pless, więzieniowi Dachau, udało się jeszcze w 1939 wyjechać do Anglii. Niestety cała reszta rodziny, czyli mama, babcia, ciotki, wujkowie, kuzynostwo nie przeżyło. Clare przylatując do Polski, nawiasem mówiąc po raz pierwszy, miała jedynie listy, które mama taty pisała do syna w drugiej połowie lat 30-tych, kilka dokumentów niemieckich, jakieś imiona, powojenne listy z Czerwonego Krzyża, gdy ocalały szukał losów swej rodziny i nic więcej. Przewijały się w nich niemieckie nazwy obecnych polskich miast, czyli Pyskowic, Toszku, Pszczyny, Raciborza no i Gliwic.

Clare założyła własnego bloga, na którym opisuje historię rodziny i sukcesywnie umieszcza owe niezwykle dramatyczne listy pisane pod koniec lat 30-tych z Gliwic. Gdy człowiek zagłębi się w słowa matki – niemieckiej Żydówki pisane w 1939, 1940, a potem przed samą deportacją do swego jedynego syna, to ma noc z głowy. Nie zaśnie.

Ciekawym historii i znającym angielski (listy są w oryginale i przetłumaczone na angielski) to polecam bloga Od numerów do kamieni.

Przez dwa dni wspólnie szukaliśmy (Clare, jej mąż i ja) śladów po rodzinie Weissenbergów, Blochów i Gruschków. Pierwszym etapem była Pszczyna, gdzie urodził się ojciec Werner w 1911 r. Dziś w kamienicy, w której chyba przez krótki okres czasu jego rodzice mieli mały sklepik, jest kwiaciarnia na starówce.

Pszczyna 2.06.2015 (25)

 

Raciborski ślad, czyli odręczny zapisek Wernera, sporządzony już po wojnie, nie znalazł potwierdzenia w aktach USC. Od razu chwalę tamtejsze urzędniczki, które bez ceregieli, jakie zazwyczaj napotykam, wsio nam powiedziały.

Najważniejszym elementem wizyty miały być poszukiwania w gliwickim archiwum. Byłam tam pierwszy raz i już wiem, że nie raz tam jeszcze zawitam. Cud, miód, malina. Tak pomocnych, uprzejmych, sympatycznych ludzi życzmy sobie wszędzie. Udało nam się wiele ustalić, odnalazłyśmy akty urodzenia, ślubów, zgonów z XIX w., ciut powyjaśniały się rodzinne powiązania. Jeszcze przez przypadek razem z nami kwerendę robił pan Piotr Hnatyszyn z zabrzańskiego muzeum, który pomagał nam od razu tłumaczyć niemieckie odręczne pismo, dzięki czemu wiele rzeczy wyjaśniało się na miejscu. Serdecznie mu z tego miejsca dziękuję.

Gliwice 3.06.2015 (37)

Najtrudniejsze jednak było przed moim gościem. Chciała zobaczyć kamienicę, w której jej nieznane babcia i prababcia mieszkały zanim zostały wywiezione do obozu. Nie muszę chyba tłumaczyć do jakiego. Choć w jednym z ostatnich listów babcia Clare pisała, iż mają być wywiezione gdzieś do Polski lub Rosji.  Tu popłynęły łzy. Nawet tak oszczędni w okazywaniu emocji Anglicy w takim momencie tracą swój „nice smile”.

Kamienica stoi przy ul. Dolnych Wałów. Fasada zewnętrzna jest piko belo, ale jej zaplecze i druga część stojąca w podwórzu, to miejsce, które za bardzo nie zmieniło się od 1942 r. Wejście na podwórko było pozamykane na 4 spusty, bramy przesuwne i inne bariery, ale co to dla Małgosi. Popisowy uśmiech na twarz, głupia mina i załatwiłam wejście.

Gliwice 3.06.2015 (89)

Nawet dostałam się do jednego komunalnego mieszkania, ale dla Clare to chyba było naruszanie czyjejś prywatności i nie chciała przekroczyć progu mieszkania dwóch bardzo biednych starszych pań. Ja bym posznupała, ale Anglicy byli lekko wystraszeni stanem lokalu. No cóż…

Gliwice 3.06.2015 (90)

Mieliśmy jeszcze wiele miejsc do odwiedzenia, ale czasu już było mało. Dlatego też ostatecznie wspólnie uznaliśmy, iż Toszek to miasto, w którym dziadkowie, a tym samym i ojciec Clare spędzili najwięcej czasu. I to małe, senne, pełne cykniętych lokalsów miasteczko chyba najbardziej ją zachwyciło.  Przy Rynku nadal stoi dawny dom Weissenbergów.

Toszek 3.06.2015 (1)

I choć po spalonej w Noc Kryształową synagodze nie ma śladu, to jednak jest upamiętnienie tamtejszej społeczności żydowskiej w postaci pamiątkowej tablicy. Na cmentarz już nie dotarliśmy, gdyż goście musieli wracać do Krakowa.

Toszek 3.06.2015 (12)

Szuflada Małgosi zrobiła kawał dobrej roboty, bo Anglicy opuszczali nasz kraj w przekonaniu, że jest cudny, ludzie mili i pomocni, a pogoda jak w Grecji. Jedynie archiwa są nie do przejścia bez kogoś miejscowego.

Z uwagi na odkryte powiązania z Katowicami może kiedyś powrócę do sprawy i jeszcze poszukam przodków Weissenbergów 🙂

Tagi: , , , , , , , ,

Opublikowano 9 czerwca 2015 przez Małgorzata Płoszaj in category "Judaika", "Turystyka i krajoznawstwo