U cadyka w Lelowie
Jakoś Lelów nigdy nie leżał na trasie naszych wycieczek. Może to i dobrze, gdyż gdybym do niego dotarła wcześniej, to byłaby to wizyta w zwykłym sennym miasteczku, jakich pełno w Polsce. Byłaby to wizyta bez emocji i zapewne bez uniesień.
O wyjeździe na jorcajt cadyka Dawida Bidermana pierwsza wspomniała znajoma z Uniwersytetu III Wieku, w którym gawędziłam w grudniu o synagogach. No i tak od napomknięcia doszło do czynu, czyli wyjazdu do Lelowa. Wiadomym było, że muszę zahaczyć o cudowne Żarki, bo gdybym tam nie wdepnęła na chwilkę, to bym się źle czuła. Oprowadziłam trzy turystki i tatę po żareckich judaikach (nawet udało się zobaczyć żeliwne macewy znalezione w klasztorze paulinów Leśniowie) i dawaj do Lelowa.
W tym roku minęło dwieście lat od śmierci cadyka Dawida Bidermana, najlepszego ucznia mojego ukochanego cadyka – Elimelecha z Leżajska. Z okazji tak ważnej rocznicy można się było spodziewać, iż do grobu cadyka będzie pielgrzymować dużo chasydów.
Ani moje turystki, ani dziadek nigdy dotychczas nie byli na tego typu uroczystości, więc było to dla nich niezwykłe przeżycie.