21 sierpnia 2024

„Vorbei Mandowski”

Poniższy tekst jest kontynuacją historii jednego z rybnickich browarów, który do 1883 r. był w rękach Isidora Müllera – syna Jakoba protoplasty tutejszych żydowskich browarników (warto do tego artykułu sięgnąć) ➡ „O browarnikach Müllerach raz jeszcze”.

Gdy Isidor Müller zdecydował o wyprowadzce z Rybnika, i gdy po roku nie znalazł się żaden zewnętrzny kupiec, zapewne uznał, że na tym bezrybiu chętnych, sprzedaje go teściowi – Ludwigowi Mandowskiemu z Raciborza. Przypominam, że browar, od momentu sprzedaży zwany „browarem Mandowskiego” mieścił się przy Bahnhofstrasse (obecnie ulicy Miejskiej).
Mam nadzieję, że poniższa współczesna mapa, z naniesionym fragmentem starej, ułatwi zlokalizowanie tego miejsca.

Z Mandowskimi z Raciborza, którzy byli mocno skoligaceni z naszymi Müllerami, miałam sporo kłopotów. A nie lubię tych chwil, gdy nie potrafię ustalić drzewa genealogicznego jakiejś rodziny i gdy za dużo jest facetów o tym samym imieniu.
Kogo nie ciekawią zawiłości rodzinne może poniższy akapit pominąć, bo to i dla mnie jest zbyt skomplikowane 😉
Najpierw jedna z córek Jakoba Müllera (protoplasty rodu i browarnika) wyszła za mąż za Ludwiga Mandowskiego i z tego związku urodził się (w 1839 r.) Ferdynand, w dodatku zwany Raffelem. A tenże Ferdynand/Raffel spłodził m.in., urodzonego w 1873 r., Ludwiga, więc dwóch Ludwigów mi się myliło od początku. Na dodatek, syn Jakoba Müllera, czyli Isidor, który był do ok. 1883r. właścicielem opisywanego browaru, był dwa razy żonaty z pannami z rodziny Mandowskich. Obie były córkami Ludwiga starszego, czyli tego, który stał się właścicielem browaru. Ponoć w międzyczasie, czyli w 1896 r., jako Breuereibesitzer wymieniany był jego syn Ferdynand , co raczej jest mało prawdopodobne, gdyż od roku już nie żył. Pewne jest za to, że na przełomie XIX i XX w. w posiadanie browaru wszedł drugi z Ludwigów – wnuk. Reasumując, dwóch Ludwigów Mandowskich (nazwisko pisano też Mandowsky) zarządzało browarem po Isidorze Müllerze: najpierw był to teść, a potem syn siostrzeńca, zarazem wnuk teścia. Ufff.

Reszta opowieści już będzie prostsza, choć nie do końca. Ludwig młodszy był obrotną personą. Z urodzenia raciborzanin, zapewne przez jakiś czas też z zamieszkania, potem przez parę lat rybniczanin, z wyboru zabrzanin, z konieczności berlińczyk. Jego dwaj bracia pokończyli studia, a on – najstarszy poszedł w biznesy. U nas raczej bywał niż mieszkał, a prasa gdy o nim pisała tytułowała go dyrektorem browaru, jak choćby w 1912 r., gdy wracając automobilem z Cieszyna dostał sztachetą w łeb we wsi Skrzyszów. Sprawca mini zamachu został skazany na trzy miesiące więzienia. Za co cieśla walnął w automobil tą sztachetą prasa nie podała. Mandowski bidokiem nie był. Lubił nowinki techniczne, czyli samochody, w browarze pracowały maszyny parowe i wszystkie najnowsze urządzenia potrzebne do warzenia dobrego piwa. Jako ten dyrektor został też wymieniony w sprawozdaniu sporządzonym z okazji 4. rocznicy istnienia rybnickiego gimnazjum. Wymieniono go jako darczyńcę, który przekazał szkole kopię obrazu Antona von Wernera pt. Kaiserproklamation in Versailles w ciężkiej ramie z masy kamiennej.

Z Cieszyna zaś wracał, bo stamtąd pochodziła jego żona – Sidonie. Ojciec Sidonie, czyli teść naszego browarnika to była ważna postać w Cieszynie. Był producentem wódek i likierów i cesarsko-królewskim dostawcą dworu, odznaczonym przez samego Franza Josefa Złotym Krzyżem Zasługi Cywilnej z Koroną. Takiego kasiastego teścia trzeba było odwiedzać, tym bardziej, że ten jego rybnicki browar miał poważnego konkurenta na tutejszym rynku, z którym Ludwig Mandowski ostatecznie nie wygrał. Pieniądze teścia zawsze mogły się przydać 😉 Tym lepszym okazał się daleki kuzyn ➡ Hermann Müller.
Kierowcy Mandowskiego dość często powodowali wypadki. W 1905 r. samochód rozwożący piwo na trasie z Rybnika do Gliwic zderzył się z furmanką. Na szczęście nic się poważnego nie stało. Ale już w roku 1910 niestety tak. Na tej samej trasie, czyli na ulicy Gliwickiej, kierowca pojazdu jechał za szybko i najechał na synka rybnickiego stolarza. Trzylatek, któremu auto przejechało obie nóżki, zmarł. Sam Mandowski był wtedy członkiem automobilklubu wraz z kilkoma innymi bogatszymi rybniczanami, których również pasjonowała motoryzacja. Ciekawe, z którym się ścigał na trasie do Oppeln czy Breslau?

Jeszcze przed wybuchem I wojny, gdy trzeci z lokalnych browarów, czyli Browar Zamkowy (też pomüllerowy), przekształcony został w spółkę akcyjną, Mandowski wszedł do jej zarządu. I chyba ta spółka przejęła oficjalnie jego własny browar. Piszę chyba, gdyż nie mam na to pewnych dowodów. Mandowski już w czasie wojny podpisywał dokumenty dla obu, w pewnym sensie, niezależnych, ale jednak powiązanych, przedsiębiorstw.

Czas Wielkiej Wojny przyniósł sporo problemów rodzinnych, bo najpierw zmarła teściowa w Cieszynie, potem z frontu dotarła informacja, że zginął brat Ludwiga – Kurt (był chemikiem). Czy on faktycznie wtedy zginął w tym 1918 r., to kolejna zagwozdka. Niby ukazał się nekrolog, ale Kurt wg mnie jedynie zaginął i jakimś cudem się potem odnalazł. Bowiem to on, w styczniu 1942 r. poszedł do Standesamtu w Berlinie, by zgłosić śmierć Ludwiga Mandowskiego – dawnego Brauereidirektora. O tym jednak w stosownym czasie.

Na razie mamy nadal I wojnę i problemy z browarem (jeszcze nie dotyczyły one Zamkowego) gdyż nasz ówczesny burmistrz, wraz z radą miasta, wyznaczył pomieszczenia browaru Mandowskiego na miejsce, gdzie ewentualnie by przeprowadzano masowe dożywianie rybniczan. Ta informacja z 1917 r. może sugerować, że produkcji piwa w tym browarze mogło już nie być. W Zamkowym jeszcze warzono, ale nie w tym przy ówczesnej ul. Dworcowej (teraz Miejska).

Mandowski od początku raczej nie zamierzał zapuszczać korzeni w Rybniku i plany życiowe wiązał z większym miastem, którym zostało Zabrze (Hindenburg). Miał tam od 1912 oberżę z gruntem, nabytą od niejakiego Simenauera. Zresztą inwestował nie tylko w Zabrzu, gdyż przez jakiś czas był też właścicielem jednej z piękniejszych kamienic na bytomskim rynku. A i w Gleiwitz miał restaurację, której się pozbył w 1909 r. 

W 1919 r. trzeba było jeszcze pochować zasłużonego dla Cieszyna teścia, a potem już wielki górnośląski przemysł browarniczy stał otworem. Ludwig Mandowski został dyrektorem „Oberschlesische Bierbrauerei A.-G.”. To co mu zostało w Rybniku raczej traktował po macoszemu, bo też wnet i Browar Zamkowy zaprzestał produkcji. Bogate górnośląskie miasta to była szeroka perspektywa. Rybnik był dla niego za mały.
Zwykli rybniczanie uznali to za plajtę i ucieczkę bogatego dyrektora. A to zapewne była chłodna kalkulacja biznesowa, że skoro piwo Müllera króluje w tutejszych szynkach i domach, to po jaką cholerę sobie żyły wypruwać przy jakichś fitulityngeszeftach. Dobre pieniądze można zarabiać w Hindenburgu, bez boksowania się rybnickim potentatem.

I tu teraz ciekawostka, którą znalazłam i która kojarzy mi się jakoś z moim dzieciństwem i powiedzonkiem, które zdarzało mi się słyszeć w pewnych sytuacjach.

„Vorbei Mandowski”

W 1934 r. Oberschlesische Volkskunde zadał pytanie czytelnikom, skąd się na Górnym Śląsku wzięło powiedzenie „Vorbei Mandowski” i co ono oznacza. Ponoć często je wypowiadano przy bilardzie. Ja je pamiętam już bez tego Mandowskiego i w wersji „forbaj”. I u mnie w domu się tak mówiło, gdy coś było „już musztardą po obiedzie”, „popapane”, czy przegrane lub nieudane. Mama mówiła ten Ausdruck: „i forbaj”, czyli nic się już nie zrobić.

Na zadane przez gazetę pytanie odpowiadali w kolejnych numerach czytelnicy z różnych miast niemieckiego Górnego Śląska. Jedno z tłumaczeń było następujące: 

Na przełomie wieków w Rybniku mieszkał właściciel browaru Mandowski. Był człowiekiem szanowanym i zamożnym, który szybko powiększył swój majątek, kupując drugi rybnicki browar i inne nieruchomości. Nawet, w 1903 lub 1904 roku, wygrał jakąś wielką nagrody – tak przynajmniej twierdził – i za uzyskane pieniądze kupił samochód ciężarowy, co było w Rybniku wówczas czymś niespotykanym i powszechnie podziwianym. Z dnia na dzień firma, która prawdopodobnie nigdy nie miała solidnych podstaw, upadła. Mandowski nagle zniknął z Rybnika, a jego majątek został podzielony pomiędzy licznych wierzycieli. W tym samym czasie powstało powiedzenie „Vorbei Mandowski”, którego niemieckość nie jest do końca prawidłowa, ale jest charakterystyczna dla lokalnego obszaru dwujęzycznego, a treść głosi: „Chwała się skończyła”. W tym sensie powiedzenie to było i jest również używane przy nieistotnych okazjach, jak na przykład w grze skat w momencie, gdy przeciwnik zdobywa 60 punktów, a gracz przegrywa. Wyjazd wielu rybniczan z miasta po plebiscycie mógł mieć duży wpływ na upowszechnienie się ale i zmianę tego powiedzenia.

Z kolei nauczyciel Rotter z Rokitnicy przesłał do Oberschlesische Volkskunde odpowiedź, że słyszał to powiedzenie w Rybniku lub na przedmieściach miasta. Napisał też, że o ile się orientuje to, w okolicach Rybnika mieszkał karczmarz lub właściciel browaru nazwiskiem Mandowski. Ponoć gdy grywał i przegrywał w bilard to kwitował to słowami „Vorbei Mandowski”.

Zaś czytelnik z Gliwic wyjaśnił te „Vorbei” następująco:

Często słyszałem sformułowanie „Przeminął Mandowski” o losie loteryjnym. Czytając listę nagród, starszy pan użył przy mnie wyrażenia „Przeminął Mandowski”, gdy nie zauważył numeru swojego losu. Moja żona używa tego wyrażenia, jeśli nie odpowiem na pytanie z powodu rozproszenia uwagi i wrócę do niego po pewnym czasie. Mówi się, że Mandowski był Żydem.

A Szymon Jucha z Beuthen tak wyklarował ten Ausdruck (i przy okazji przesłał inne):

Słyszałem tylko takie powiedzenie: „ferbaj Mandowski” w Beuthen. Jeśli coś poszło nie tak, to tak mówili. Znam podobne powiedzenie z mojej rodzinnej wsi, obecne miasto Siemianowice, brzmi ono: „Ferbaj po Krystyanie!” To prawdopodobnie oznacza: „Z Christianem koniec”. Celowo użyłem języka górnośląskiego. Wymowa jest używana, ponieważ jest łatwiejsza do zrozumienia. Zauważyłem w mojej rodzinnej wsi inne powiedzenie, którego do dziś nie rozumiem: „Wyjechoł, jak Zawadzki na mydle”. ? Dziwne, bo w Siemianowitz nie ma Zawadzkiego, ale jest w Beuthen. Wyjaśnienie tego powiedzenia jest dla mnie zagadką. Inne powiedzenie swoje pochodzenie zawdzięcza przypadkowi. W Siemianowicach był górnik Nierychło. Pewnego razu ten dobry człowiek przyszedł do kopalni spóźniony, aby odebrać pensję. Przekazano mu wiadomość: „Ferbaj seckse, gellltaku niema”. Od tego czasu powyższe wyrażenie było często słyszane przy niestosownych okazjach. W Beuthen często słyszałem, jak ludzie mówili „Ferbaj Blandowski” zamiast „Ferbaj Mandowski”. Prawdopodobnie jest to aluzja do dawnej, cieszącej się złą sławą, knajpy na „Gummibrücke”, naprzeciwko starego domu Orłowskich przy obecnej Schulstrasse w Roßbergu.

Kapitalne są te tłumaczenia sprzed prawie stu lat. Szczególnie zauroczył mnie Zawadzki, którego nie było w Siemianowicach 😉 Współcześnie też w prasie wyjaśniono o co kaman z tym Mandowskim.
W 1999 r., w rybnickich Nowinach, Ryszard Kincel, w artykule o dziejach rybnickiego piwowarstwa pisał:

Piwowar Mandowski, zresztą mason, członek loży masońskiej Bnai Brit, znany był nie tylko z warzenia dobrego piwa, lecz też z potocznego zwrotu „ferbaj Mandowski”, popularnego na Górnym Śląsku do drugiej wojny światowej. Bowiem żydowski właściciel browaru był namiętnym graczem w bilard, a kiedy źle uderzył w bilę i przegrywał, mawiał „vorbei Mandowski”. „Vorbei” , znaczy: obok, mimo, ale też: już po nim, już umarł. Jeszcze Wilhelm Szewczyk opowiadał jak to „ferbaj Mandowski” stosowano przy grze w karty, przy nieudanym losowaniu loterii i w ogóle kiedy się coś nie udało.”

Mandowski z Rybnika wyjechał wraz ze swoim powiedzeniem. Może w Hindenburgu nadal przy bilardzie mawiał te swej „Vorbei”. Jako dyrektor wielkiej spółki browarniczej na pewno korzystał z męskich uciech ówczesnego świata, jakim był skat czy bilard. Był członkiem komory handlowej w grupie przemysłowej. Angażował się w lokalną politykę, był w Radzie Nadzorczej Deutsche Volksbank i na pewno powodziło mu się znakomicie.
Mieszkał przy Kronprinzenstrasse, czyli dzisiejszej ul. Wolności w Zabrzu, długiej arterii miejskiej, przy której mieściły się również zakłady, których był dyrektorem. Ich głównym właścicielem była firma Ostwerke A.G. z Berlina. W 1928 roku właścicielem zakładu został niemiecki koncern piwowarski Schultheiss-Patzenhofer A.G., który posiadał go do czasów II wojny światowej. Niestety, w 1933 r. było już „Vorbai Mandowski”.

Jeszcze w kwietniu tego roku dał ogłoszenie w prasie o nagrodzie w wysokości 500 RM za wskazanie osoby, która rozsiewała o nim plotki, jakoby przekazał Partii Komunistycznej kilka tysięcy marek. Jeszcze był oficjalnie dyrektorem.

A w maju już nie był. Jak to napisały Nowiny Codzienne ustąpił z zajmowanego stanowiska na własne życzenie. Przy Hitlerze u władzy, jako Żyd, nie miał szans na bycie dyrektorem, więc albo go zmuszono, albo faktycznie sam zrezygnował. „Vorbei Mandowski” 🙁

W czerwcu już wysprzedawał swoje dobra. Mieszkał jeszcze na terenie browaru, ale zapewne zmuszono go do upuszczenia zajmowanego dyrektorskiego mieszkania. Z powodu przeprowadzki, jak to podał w ogłoszeniu, oferował do sprzedaży m.in.: fortepian Bechsteina, porcelanowy zestaw obiadowy na 18 osób (221 sztuk naczyń), dywany perskie, obrazy, kryształy, mahoniową witrynę, meble gięte, sypialnię, umywalki czy figurki miśnieńskie. To było to „Vorbei”.

Rok później, pani Sadonie Mandowska oferowała kobietom usługi masażu. Ktoś widać musiał zarabiać. Nadal małżonkowie mieszkali w Hindenburgu przy tej samej ulicy, ale już w innym miejscu. Gdy w 1934 r., zmarł Zygfryd Müller, Ludwig i jego bracia odziedziczyli po 1/324 w spadku po dalekim rybnickim krewnym. To dawało im po 5 udziałów w, utworzonej z müllerowego browaru, spółce z ograniczoną odpowiedzialnością. Nie był to wielki majątek, ale zawsze coś.

Ze swoją Sidonie wyprowadził się do Berlina i to tam spędzili w strachu ostatnie lata swojego życia. Myślę, że miał tam mieszkanie jeszcze przed 1933 r. Ludwig zmarł 30 stycznia 1942 r. z powodu zwapnienia tętnic wieńcowych i uremii. Jego zgon zgłosił Kurt Israel Mandowsky – brat, którego onegdaj już opłakiwano jako poległego na polach walki w 1918 r. Były dyrektor browaru (tak napisano na akcie) Ludwig Israel Mandowsky, wyznania izraelickiego, zmarł w mieszkaniu brata Kurta w wieku 69 lat. „Vorbei Mandowski” 🙁

 

Pół roku później wdowę Sidonię wywieziono hen daleko… „Vorbei Frau Mandowski” 🙁 Zamordowano ją w lesie pod Rygą. To straszne miejsce. Byłam tam.

A młodszego brata Kurta zapakowano do wagonu w stronę Auschwitz w lutym 1943. „Vorbei”…
Trzeci z braci – Max – był farmaceutą. Jego rodzinę też dopadło to „Vorbei”. Przeżyła tylko jedna córka.

Kurt Mandowski i jego szwagierka Sidonie zostali upamiętnieni w Berlinie kamieniami pamięci.

Czy Ludwig i Sidonie mieli dzieci nie udało mi się ustalić. Na 95% nie. Po właścicielu rybnickiego browaru Mandowskiego, dyrektorze rybnickiego browaru Zamkowego oraz wielkiego browaru zabrzańskiego nic nie zostało za wyjątkiem tego zapomnianego Ausdrucku: „Vorbei Mandowski”. Przez ustalenie tej historii owe „forbaj”, którego używała Mama i chyba obie babcie, nabrało dla mnie teraz ciut smutniejszego znaczenia.

Tagi: , , , , , , , , , , ,

Opublikowano 21 sierpnia 2024 przez Małgorzata Płoszaj in category "Judaika