Haase epopeja (cz.1)
Na punkcie rodziny Haasych mam fioła od wielu lat. Żadnej z rybnickich rodzin żydowskich nie poświęciłam tyle czasu na poszukiwania, analizy, czy jak to nazywają fachowcy-historycy, na „badania”. Artykuł o Haasych wisi na stronie Zapomnianego Rybnika od dawna. Przepięknie o rodzinie pisał pan Michał Palica na łamach Gazety Rybnickiej (kłaniam się panie Michale). W wielce poważnej publikacji „Żydzi na Górnym Śląsku w XIX i XX w.” są moje wypociny o nich. Na Wirtualnym Sztetlu wisi link do wykładu o nich. Jednak Szuflady o tej rodzinie biznesmenów i filantropów brakowało. Brakowało opowieści od serca. Tak więc… oto jest. Tytuł cyklu na wyrost, ale kto mi tu w Szuflandii podskoczy 😆
Zapraszam do dawnego Rybnika.
Prawie 250 lat temu w naszym mieście, Jakob Fabisch, żydowski przedsiębiorca i praprzodek słynnej w Rybniku rodziny Haase, założył pierwszą garbarnię skór.
(Mały współczesny wtręt: w przyszłym roku jesienią będzie bardzo okrągła rocznica. Uważam, że miasto powinno coś już planować. W końcu jak stwierdził pan Palica – członkowie rodziny Fabisch-Haase to byli prekursorzy przedsiębiorczości w Rybniku.)
Wracam do opowieści, którą będę plotła w oparciu o kronikę Ezechiela Ziviera, napisaną z okazji 150-lecia istnienia fabryki, w oparciu o wspomnienia odnalezionych przeze mnie członków rodziny, na podstawie różnych publikacji, gazet z bibliotek cyfrowych, oraz w oparciu o dane z archiwum w Raciborzu.
Ziemia rybnicka, po wojnach śląskich przypadła państwu pruskiemu. Nie jestem historykiem, więc nie będę się wdawać w zawiłości XVIII w. Interesują mnie tylko ludzie i mój Rybnik. A ten był ożywiany przez urzędników pruskich na różne sposoby. Starali się choćby wprowadzać nowe, dotychczas nieznane przemysły, by z zabidzonej pipidówy stał się jakimś tam, w miarę cywilizowanym, miasteczkiem. Do takich innowacyjnych działalności należało w Rybniku garbarstwo.
W XVIII w. we wprowadzaniu przemysłu skórzanego (i nie tylko), zarówno na Śląsku, jak i w innych pruskich krajach, znaczny udział mieli Żydzi. Nie było to specjalnie dziwne w owych czasach, bowiem Żydzi od XVII w. dzierżyli w swoich rękach gorzelnie, browary, cegielnie czy warzelnie potasu. Państwo pruskie zachęcało ich do inwestowania w nowe gałęzie przemysłu, choćby z tej racji, że Żydzi raczej rzadko domagali się państwowych subwencji czy też wsparcia. Nie chorowali gremialnie na „grantozę”, czyli „dotacjozę”, która toczy wiele współczesnych instytucji i przedsiębiorstw. Do sprowadzenia Jokoba Fabisch’a do Rybnika przyczynił się ówczesny tzw. burmistrz policyjny Fellner.
Z protokołu spisanego 30 października 1766 roku z Jakobem Fabische’em wynika, iż ten – dziś powiedzielibyśmy – biznesmen został poproszony o założenie w Rybniku garbarni. W 1765 roku najbliższy zakład przerabiający skóry był w Raciborzu (myślę, że też był to zakład żydowski). Do wspomnianego protokołu Jakob oświadczył, że zadecydował się założyć manufakturę i w związku z tym sprowadził z Moraw specjalistę od skór Johanna Lazarka (dodam, że nie-Żyda), który przedstawił próbki wyrabianych przez siebie towarów. Ha ha, rozmowa kwalifikacyjna chyba była. W protokole ujęto również oświadczenie burmistrza policyjnego, iż nie wnosi on zastrzeżeń do odstąpienia placu, będącego własnością miasta, jeżeli Fabisch za ten plac zapłaci i zobowiąże się do opłacania podatku gruntowego. Jeszcze w listopadzie tegoż roku we Wrocławiu wydano stosowną koncesję na wzniesienie w Rybniku fabryki skór cielęcych i zezwolono na sprzedaż miejskiego placu. Jakob Fabish wzniósł swoją manufakturę na polu pomiędzy pańską łąką „Pasternik”, a miejskim browarem, nad wypływającym z tegoż browaru potokiem. Jego garbarnia powstała bez zapomóg, zwolnień podatkowych, czy ulg w opłatach.
Niewiele wiemy o założycielu fabryki. Polegam na swojej intuicji i prądach w głowie, więc sądzę, iż był człowiekiem majętnym jak na tamte czasy. Był bowiem również dzierżawcą miejskiej gorzelni hrabiego Węgierskiego i piwiarni miejskiej. A kto ma „procenty” ten ma kasę – tak było od zawsze. Wtedy Żydzi nie mieli jeszcze oficjalnie nazwisk, więc i Jakob nie miał rodowego nazwiska w naszym rozumieniu. Zazwyczaj do imienia danej osoby dodawano imię ojca, które dla jednego pokolenia stawało się jakby nazwiskiem. I tak nazwisko Fabisch oznacza imię ojca Jakoba. Myślę, że znał i niemiecki i śląski, być może jidisz. Jako kupiec i producent musiał znać języki ludzi, dla których i wśród których pracował.
Kupiona za 15 talarów posesja, na której prowadził swoją fabryczkę, była nad Nacyną – przy browarze miejskim. Pracowało w niej 3 garbarzy fachowców, w szczytowym okresie manufaktura wyprodukowała 2320 skór wołowych oraz 1410 cielęcych (1780 r.). Był zysk, były talary, były inwestycje.
Jakob prowadził założoną przez siebie fabrykę 14 lat, aż do śmierci w 1781 roku. Być może pochowano go w Mikołowie, gdyż w Rybniku cmentarza żydowskiego jeszcze nie było. Jeśli moje założenie jest prawidłowe, to wielce prawdopodobne jest, iż jego prochy nadal leżą w spokoju w tym ślicznym mieście. Mikołowski cmentarz żydowski dotrwał do czasów nam współczesnych. A może w Białej koło Prudnika? Tam też w miarę wsio bez dewastacji.
Majątek Jakoba przejęła wdowa po nim Dorothea Fabisch. Jakob i Dorka mieli 2 synów – Abrahama i Löba (Jehudę), którzy zgodnie z obyczajem żydowskim przyjęli imię ojca za swe nazwisko – Jakob. Później jednak przyjęli nazwiska rodowe według ogólnego obyczaju (edykt króla Prus z 1796 nakładał na Żydów obowiązek używania nazwisk). Bracia nie przyjęli jednak tego samego nazwiska; Löb, jako handlarz winem, nawiązując do swego zawodu, przyjął nazwisko Traube (winogrono), zaś Abraham nosił nazwisko Birkheim. Abraham Birkheim był tym z synów Jakoba, który po śmierci matki (ok. 1790 r.), prowadził w latach 1791-1820 fabrykę skór. Do czasów wojen napoleońskich fabryka bardzo prężnie się rozwijała.
Reszta w następnych odcinkach.