Judaika rybnickie
Dziś, moja skromna kolekcja rybnickich judaików powiększyła się o nowy nabytek, czyli reklamę Domu Towarowego Emila Pragera i następców.
Dom zakupu w większym stylu na razie zawisł pod półką, na której leży fragment oparcia z krzesła z browaru Hermanna Müllera.
Na tej samej półce leży mała unikatowa naklejka jüdische Waisenhaus, czyli żydowskiej ochronki, którą kiedyś kupiłam od jakiegoś kolekcjonera ze Stanów.
Flaszka z Müllerowego browaru stoi na innej półce, bo wszystkie żydowskie książki mi się na nią przewracały, a z racji tego, że ich cały czas przybywa i się już nie mieszczą, to flaszka była zagrożona.
Dwa kolejne judaika to kartki wysłane w marcu i kwietniu 1920 r. przez Alfreda Aronade, występującego pod nazwą firmową swego ś.p. ojca Jonasa do Karla Krzystolika z Miedźnej. O czym Alfred pisał nie wiem, bo google mi nie pomoże przy nieczytelnym (dla mnie) rękopisie.
Tych dokumentów już nie trzymam na półkach, a w koszulkach. A te zaś w segregatorach. Jestem jak jakiś IPN, czy inny urząd śledczy U Pristerów wsadzony jest Rechnung wystawiony przez Adolfa.
I na koniec wisienka na tarocie, czyli książka kupiona w tym roku. Moje mądre dziecko, uczące się obecnie jidisz, coś mi tam potłumaczyło ze strony tytułowej i ostatniej. Treść książki nie jest dla mnie ważna. Na pewno niezwykłe jest, że z samego żydowskiego serca Warszawy, czyli z ulicy Nalewek dotarła do śląskiego miasta pozycja wydana przez E.Gitlina. Niestety pieczątka odbita na jednej ze stron jest bardzo słabo czytelna i wiadomo z niej jedynie, że chodzi o Rybnik i „kultur coś tam”.
Lichuteńka pieczęć.
Osiem pamiątek po moich Żydach, to nie jest kolekcja powalająca na kolana. Ale biorąc pod uwagę, że 10 lat temu nie miałam nic… Ba, nawet 5 lat temu nie miałam niczego, to jest nadzieja na jakiś postęp w kupowaniu czy odnajdywaniu. Może niekoniecznie geometryczny, ale postęp.