Mikołów i potomek cadyka Elimelecha z Leżajska
Końcówki roku mam od paru lat cmentarne, a raczej kirkutowe, jeśli tak to można nazwać. Tym razem zagnało mnie do pobliskiego Mikołowa, na którym na pewno leżą i nasi – rybniccy Żydzi. Ci, którzy umierali zanim u nas założono cmentarz oraz ci, którzy z różnych powodów przeprowadzili się do tego pięknego miasta. Księga zgonów dla miasta Rybnika jest wyraźnym na to dowodem.
W Mikołowie miałam się spotkać z Sarą, która przylatywała do Polski, by odszukać groby swoich pradziadków. Nie będę się wdawać w szczegóły w jaki sposób Sara Malka się ze mną skontaktowała, bo w sumie to mailowała do wszystkich, którzy mogliby jej pomóc. Nie brałam w ogóle pod uwagę, że może mieć powiązania z Rybnikiem i chciałam się z nią spotkać, bo fajnie jest poznawać nowych ludzi. Jeśli jeszcze przy okazji można, po raz któryś tam ponownie, pochodzić po mikołowskim kirkucie, to człowiek się nie zastanawia i umawia się w ciemno.
Miałam pewne informacje dotyczące osób, nad grobami których chciała się pomodlić, ale przed świętami zbytnio nie miałam czasu by wgłębiać się w zawiłości rodziny Weisslerów, z której właśnie Sara się wywodzi. Widziałam dopisek, iż jej prababcia Hulda była z domu Priester, ale chyba obżarstwo świąteczne przyćmiło mi mózg. Tym bardziej, że niejednemu psu Burek, więc to panieńskie nazwisko nie wzbudziło moich podejrzeń. Dopiero w przeddzień spotkania, zaczęłam analizować, googlować, grzebać w swoich archiwach i nagle prasnęło mnie w ten przymulony czerep. Hulda Weissler, geboren Priester to była rybniczanka! Była córką Adolfa Priestera, czyli pochodziła z rodziny, do której należała choćby kamienica przy ul.Sobieskiego 2, czy przy Pl.Wolności.
Hulda wyszła za mąż za Maxa Weisslera z Mikołowa i tam mieszkała przez większość swego życia. No to skrzydła miałam już rozwinięte i następnego zamglonego ranka sunęłam do Mikołowa nie przypuszczając, że to nie koniec niespodzianek.
Wiedziałam, że Sarze w poszukiwaniach mieli pomagać członkowie Mikołowskiego Towarzystwa Historycznego. Swój swego zawsze wyczuje Powiem jedno: fantastyczni ludzie, którzy są zakochani w historii swojego miasta i mają niesamowitą wiedzę, czyli już choćby z tego powodu warto było jechać do Mikołowa.
Ale to jeszcze nadal nie jest ta wisienka na torcie. Otóż okazało się, że Sarah Malka i jej mąż Zvi to chasydzi. Gdy zobaczyłam sztrajmel (futrzana czapka noszona właśnie przez chasydów) to zbaraniałam. Na śląskim cmentarzu żydowskim, gdzie pochowani są prawie w 100% niemieccy, czyli mocno asymilowani Żydzi, zobaczyłam chasyda z galowym ubiorze i jego żonę chasydkę, szukającą grobów pradziadków.
Łał! Uwielbiam chasydów od kiedy, lata temu, po raz pierwszy pojechałam do Leżajska na jorcajt (rocznicę śmierci) wielkiego cadyka Elimelecha. Widziałam ich wiele razy przy różnych okolicznościach, ale nigdy nie miałam możliwości rozmawiania z jakimś. Choć kiedyś przez przypadek byłam prawie w środku ichniego tańca, co udało mi się nagrać.
Zvi okazał się niezwykle sympatyczny, otwarty (co u nich nieczęste w stosunku do kobiet gojek) i rozmowny. Z góry wiedzieliśmy (moi nowi znajomi z Mikołowa i ja), że grobu nie znajdziemy, a na pewno nie znajdziemy macew pradziadków. A kij tam z macewami. Dochodzę do najważniejszego. W trakcie rozmów okazało się, że goście są po raz pierwszy w Polsce i z Mikołowa jadą zwiedzać Kraków oraz modlić się na kilku kirkutach. Nagle padło słowo Lizansk, czyli Leżajsk. No to zaczynam pitolić, że byłam wiele razy i że Elimelech to mój ukochany cadyk (bo to prawda). Macham tymi łapami w te i wewte jak porąbana.
A Zvi na to, że jest praprapra (+pra zwielokrotnione) wnukiem Elimelecha! Ja pierdziu! Wiem, że każdy chasyd może mi powiedzieć, że w jakiś sposób jest z nim powiązany, ale co tam. Mam przed sobą potomka wielkiego cadyka z Leżajska! Następne 15 minut, gdy goście modlili się nad pierwszym lepszym grobem (symbolicznie), kombinowałam, czy będzie bezczelnością z mojej strony poproszenie o wspólne zdjęcie. I poprosiłam. I mam 😉 Mikołowianie też mają. Myślę, że moje szczere wyznanie o wielkiej sympatii do cadyka z Leżajska go ujęło Zvi, który na co dzień prowadzi cheder (szkołę) w Londynie Obiecał, że pomodli się w moim imieniu, gdy dotrze do ohelu w Leżajsku.
Grobów przodków nie znaleźliśmy, ale Sara i Zvi pomodlili się i to na pewno dla nich było ważne. Rozumiem to, bo też mam zawsze mus, by się nad grobami własnych przodków modlić. Z cmentarza poszliśmy na mikołowski Rynek. I tu muszę powiedzieć, że jednak nie wszyscy są gotowi na takie widoki jak ortodoksyjny Żyd. W Krk tak, ale u nas to jeszcze nie za bardzo. Wspólnie pooglądaliśmy dawną kamienicę Weisslerów, posłuchałam niezwykle interesujących informacji o mikołowskich Żydach, na koniec podjechaliśmy jeszcze na nieistniejący stary cmentarz na tzw. Skotnicy, na miejscu którego stoi obecnie szkoła. Sarah i Zvi pomodlili się i przed szkołą. Mina pani wychodzącej z sąsiedniego bloku z pieskiem- bezcenna
Potem już tylko było pożegnanie i pojechaliiiii dalej. Oczywiście zdążyłam przekazać Sarze, że w jej żyłam płynie krew rybniczanki.
Jest w tej historii jeszcze jeden element łączący mikołowską rodzinę Weisslerów z Rybnikiem, ale na razie go nie rozgryzłam do końca. Otóż byli na mur powiązani z naszymi Brauerami. Raz, że przez Priesterów, a dwa poprzez bezpośrednie małżeństwo jakiejś Wiesslerówny z Brauerem. A co się stało z samymi mikołowskimi Weisslerami? Hulda i Max odeszli jeszcze przed wojną. Większość członków ich rodziny zginęła w Holokauście. Idzie koniec roku, czas Sylwestra, zabaw i radości, więc nie chcę tu pisać o bardzo smutnych sprawach. Myślę, że wystarczy ta wklejka z Monitora Polskiego z 1947 r., gdy Maksymilian Brauer (rybnicki, choć obok wskazany jaki mieszkaniec Gliwic) prawdopodobnie jeden z niewielu krewnych, który przeżył, wiedząc na pewno o śmierci Weisslerów, musiał dać poniższe ogłoszenie dla celów spadkowych. Nie trzeba zbyt wiele tłumaczyć. Pięcioro malutkich wnuków Huldy z Priesterów zginęło w Auschwitz wraz z rodzicami. Na stronie Yad Vashem są ich zdjęcia. Można się uodpornić na wiele rzeczy, ale nie na takie 🙁
To było fajne zakończenie tego dobrego roku. Mam nadzieję, że Elimelech będzie czuwać, by 2016 też był dobry, czego życzę wszystkim otwierającym tą szufladę od czasu do czasu 😉