9 listopada 2022

Rybniczanka, która była świadkiem Nocy Kryształowej

Urodziła się w Rybniku przy Schloßstrasse 23 maja 1900 r. Rodzice rok przed jej narodzeniem stracili maleńką córeczkę Getrude, więc przyjście na świat kolejnego dziecka było oczekiwane przez całą rodzinę. Jej kwilenie, pierwsze gaworzenie, potem nieporadne kroczki pozwalały mamie Betty choć trochę zapomnieć o utracie niespełna trzyletniej pierwszej córki.

Dzieciństwo miała szczęśliwe. Dorastała w miłości, choć gdy urodził się braciszek Fritz, to tak po dziecięcemu była lekko o niego zazdrosna. Tatuś hołubił syna, ale miłość mamusi jej wszystko rekompensowała. W ogromnym mieszkaniu z ciężkimi i bogatymi meblami goniła raczkującego Fritza, bo mamusia zawsze prosiła, by miała na niego oko. Gdy była już dziesięcioletnią dziewczynką, trafiało jej się pilnować maleńkiej ➡ kuzynki Doris, która urodziła się wujkowi Adolfowi i cioci Klarze. Ciocia Klara była siostrą mamy a wujek bratem taty. Wszyscy razem obchodzili ważne święta, cieszyli się z nowej kamienicy, którą wujek wybudował na Ringu, a gdy dumnie paradowali zieloną Promenadestrasse, to Ona czuła się taka ważna, że to właśnie jej powierzano pod opiekę rozdokazywanego brata i małą Doris w wielkim wózku.

W maju 1912 r. skończyła 12 lat. Pewnego dnia tatuś zawołał do swego gabinetu. Powiedział jej, że jest już dużą dziewczynką i powinna wiedzieć, że mamusia od jakiegoś czasu jest chora, ale nie wolno z nią na ten temat rozmawiać, by jej nie martwić. Może się też zdarzyć, że Mutti wyjedzie do szpitala i wtedy ona będzie musiała pełnić rolę gospodyni w domu. Wybiegła szybko na zaplecze rodzinnej palarni kawy, gdzie zawsze się chowała, gdy miała jakieś zmartwienie. Łkała tam przez kilka godzin niezauważona przez nikogo. Znalazła ja dopiero służąca, zabrała do domu i przez następną godzinę tuliła i pocieszała. Nie będzie tak źle, moja śliczna. Pani wyzdrowieje.

Spełniły się słowa taty. Mutti co jakiś czas trafiała do szpitala, z którego wracała coraz bardziej smutna i słaba. Ona ukradkiem podsłuchiwała rozmowy dorosłych i wiedziała, że tata załatwił dobrego lekarza w Breslau. O tym Breslau to mamusia i Tante Klara nie raz z zachwytem opowiadały. Teraz ta nazwa jej się źle kojarzyła. Jesienią 1912 r. tato zawiózł tam mamę. Starała się jak mogła, by dom był posprzątany, ośmioletni braciszek się uczył i by wszystko było tak, jakby mamusia sobie życzyła.
12 listopada wieczorem przyszedł telegram ze złą nowiną. Ciocia Klara dostała histerii, a tato zamknął się sam w swoim ciemnym pokoju. Ona poszła do kuchni, gdzie Fritz akurat podkradał smakołyki kucharce i powiedziała bratu: Mutti umarła. Na dworze padał mocny listopadowy deszcz, że przez okno nie było nawet widać latarni przy synagodze. Dusiły ją łzy i zapach kawy z palarni na dole. Nienawidzę listopada, pomyślała.

Niecałe dwa lata później tatuś się ponownie ożenił. Była wkurzona i miała za złe bratu, że po powrocie ze szkoły opowiada macosze o swoich kolegach, o nauczycielach, czy kolejce pod ich sklepem. Przez dwa lata od śmierci mamy poczuła się gospodynią, a tu nagle wszystko wywróciło się do góry nogami. Tata się zmienił, brat był coraz bardziej złośliwy, jedynie z Tante Klarą znajdowała wspólny język. W gestach, ruchach, a nawet z głosu przypominała jej mamę.
Miała 14 lat i postanowiła sobie, że gdy tylko będzie mogła to się z tego domu wyprowadzi. Nie zniesie panoszenia się obcej kobiety w miejscach, gdzie jeszcze był zapach mamy. Jeszcze ta wojna w Europie!

Ojciec w końcu uznał, że lepiej będzie dla córki oraz nowej żony, gdy tą pierwszą wyśle gdzieś dalej w głąb Niemiec na dalszą naukę, lub poszuka jej dobrej pracy. Tym bardziej, że żona była w ciąży, a atmosfery w domu nie można było określić jako dobrą. Miała niecałe 22 lata, gdy opuszczała Rybnik. Zresztą nie była jedyną, która stąd wyjeżdżała. Wnet władzę mieli objąć Polacy. Dała się namówić na ostatnie zdjęcie rodzinne z tatą, bratem Fritzem, macochą i kolegami Fritza. Donosiła kawę, więc wolała być z boku stołu. Już siedziała na walizkach i marzyła o wielkim świecie.

Wkrótce dotarła do Monachium. Była dobrą modystką, więc szybko znalazła pracę. Chciała wszystkim udowodnić, że da sobie radę w tym wielkim München. Gdy wpadła w oko, starszemu o 24 lata, Jakobowi, nie zastanawiała się długo. Bez wahania przyjęła oświadczyny tego kupca z podpoznańskiego Miłosławia i 23 sierpnia 1923 r. została panią Kaphan. Nie chciała ślubu w Rybniku. O nie!
Gdy nadszedł listopad wszyscy dookoła gadali o jakimś Hitlerze, o wiecach w piwiarniach i strzelaninach. Mąż, który był dwa razy ranny na wojnie i swoje już widział uspokajał ją, że to nic poważnego. Na szczęście uczestników puczu z 9 na 10 listopada 1923 r. aresztowano i jako tako wszystko wróciło do normy.
Cały listopad, dwa lata później, przeleżała w łóżku, bo to zalecił lekarz, obawiając się przedwczesnego porodu. Znowu ten pechowy listopad! 27 grudnia 1925 r. w mieszkaniu przy Reitmorstraße 53 urodziła syna Kurta Tobiasa. Do Rybnika wysłała tylko lakoniczny telegram. Tam i tak bardziej interesowano się jej przyrodnim bratem Wernerem, który miał już 3 latka.
Na początku lat 30-tych pojawił się znowu ten Hitler. Nastrój dookoła był bardzo ponury. Dla ponad 9000 Żydów mieszkających w stolicy Bawarii nadchodził straszny czas. Przerażały ją nagłówki gazet i wolała nie słuchać politycznych dywagacji męża. Niestety, stało się to co stało. Jakob ją czasem namawiał, że może wyprowadzą się do Polski, do Rybnika, ale zaraz ucinała takie dyskusje. Jakoś to będzie i dadzą sobie radę, powtarzała uparcie.
Kazano im wyrobić nowe dokumenty, gdzie wbito obowiązujące pieczątki. Kurt Tobias miał takie same pucułowate policzki jak ona…

Było coraz gorzej, wręcz strasznie. Ponoć Hitler nie mógł znieść widoku wielkiej synagogi, więc została zniszczona już w czerwcu 1938 r. Nadszedł listopad i zbliżała się 26. rocznica śmierci Mutti. 9 listopada odbywało się doroczne spotkanie nazistowskich „starych bojowników” z Hitlerem, upamiętniające nieudany pucz z 1923 roku. To co stało się tej nocy z 9 na 10 listopada zostało nazwane Kristallnacht, czy Reichspogromnacht.
Listopadową nocą patrzała ukradkiem zza zasłon i widziała rozwalane sklepy, domy modlitwy, bibliotekę żydowską, palone książki i żydowski dobytek. Jak bardzo tęskniła za latarniami w Rybniku. Od tej nocy czuła, że stanie się najgorsze. Rano miasto wyglądało jak po wojnie. Gdy przechodziła obok zniszczonej synagogi czuła przerażający strach.

W 1940 r. cała trójka musiała się wyprowadzić ze swego mieszkania. Zakwaterowano ich przy Robert-Koch-Straße 1 wraz z wieloma innymi monachijskimi Żydami. 4 kwietnia 1942 r. szesnastoletniego Kurta Tobiasa wywieziono do okupowanej Polski. Znalazł się na liście transportowej do getta w Piaskach pod Lublinem. Zamordowano go prawdopodobnie w Bełżcu.

Kilka dni później ona z mężem, na krótko, znalazła się w obozie internowania przy Clemens-August-Straße 9. Po trzech miesiącach, tym samym transportem wywieziono ich do Theresienstadt. Jakoba zamordowano 9 lipca 1944 r. Miał 68 lat.

Ją wsadzono do pociągu, który ruszył do Auschwitz. Było to 9 października 1944 r. W tym transporcie było 1600 Żydów. 1557 zamordowano. Ją też.

Nazywała się Bertha Charlotte Aronade, po mężu Kaphan.

Kilka lat temu grupa osób zaangażowanych w upamiętnianie monachijskich Żydów przed kamienicą, w której Bertha mieszkała z synem i mężem wmurowała w chodnik tzw. Storpensteiny, czyli „kamienie pamięci”. A w 2020 r. na tej samej kamienicy, w rocznicę Nocy Kryształowej, pojawił się portret Berthy. Zdjęcie rybniczanki, która była świadkiem najgorszego i najgorszego doświadczyła.

Wojny nie przeżył ani jej ukochany brat ➡ Fritz, ani jej przyrodni brat Werner, ani jej tata Alfred Aronade, ani jej macocha. Zamordowano również bratową Hertę oraz śliczną bratanicę Werę.

Zdjęcia pochodzą ze strony:
gedenkbuch.muenchen.de, Wikipedii oraz dzięki uprzejmości Terry’ego Swartzberga z Monachium.

 

Czytelniku, jeśli uznałeś, że ten tekst był w jakiś tam sposób ważny, to ➡ możesz mi postawić kawę, z której słynęła palarnia taty Berthy. 

 

Tagi: , , , ,

Opublikowano 9 listopada 2022 przez Małgorzata Płoszaj in category "Judaika