21 maja 2024

Rudolf Strauss – zapomniany oszust (uzupełnienie)

O tej tragicznej postaci pisałam już lata temu: ➡ Strauss

Znalezione w raciborskim archiwum dokumenty spowodowały, że muszę zrobić uzupełnienie do historii żydowskiego przedsiębiorcy Rudolfa Straussa, przedwojennego właściciela garbarni, której budynki stały mniej więcej tam gdzie dziś straszy biurowiec „telekomunikacji”, czyli w okolicach ulic Pocztowej i Hallera. Nieistniejący zielony budynek dawnej przychodni przy Hallera przed wojną należał właśnie do tego zakładu. Zburzono go w 2015 r. Oficjalny, przedwojenny adres garbarni to ul. Pocztowa 6.

28 marca tego roku minęło 80 lat od zamordowania w KL Plaszow Rudolfa Straussa, do którego, jak do wielu szemranych postaci z Rybnika, mam wyjątkowy sentyment. Dla przedwojennej prasy był to oszust, malwersant i wyzyskiwacz. Dla mnie to mało krystaliczny fabrykant, którego los na jakiś czas związał z Rybnikiem i którego życie być może zostało przerwane przez „pana śmierci i życia”. Obóz w Płaszowie kojarzy mi się jednoznacznie z „Listą Schindlera” i oczyma wyobraźni widzę jak ów „pan” tj. Amon Göth z papierosem w ustach strzela z balkonu swej wilii do Straussa pchającego wagonik z wapieniem. Co prawda zaświadczenie wystawione przez Waffen SS Konzentrationslager Krakau-Plaszow informuje tylko, że „żyd Rudolf Strauss ur. 4 sierpnia 1895 w Zabłociu pow. Żywiec zmarł dnia 28 marca 1944 w obozie koncentracyjnym”, ale inaczej wtedy nie pisano. Gdy w archiwum w Raciborzu dotykałam jego odręcznego testamentu spisanego w obozie czułam wyjątkowy smutek. Jakie wtedy miały znaczenie te jego nieruchomości, długi i hipoteczne obciążenia?

Strauss pojawił się w Rybniku pod koniec lat 20-tych, początkowo jako zarządca, a następnie jako właściciel Górnośląskiej Fabryki Skór, która była prowadzona jako spółka z ograniczoną odpowiedzialnością. Przedtem, podobny zakład prowadził w Zabłociu oraz pod Radomiem. Prawie od początku miał problemy z prawem, jak choćby za zatrudnianie bez wymaganego zezwolenia cudzoziemców. W 1933 r. „Gazeta Robotnicza” pisała o wyzysku pracowników i braku umów u „rybnickich fabrykantów skór”. Tu należy wspomnieć, że niewypłacanie wynagrodzeń opisano również u konkurentów Straussa, czyli w garbarni Żurków.

W skład nieruchomości Straussa wchodziły (podaję za testamentem): Realności hipoteczne przy ul. Pocztowej 4 i 6 oraz Hallera 8. Składały się na nie budynki fabryczne, urządzone wraz z magazynami, dołami do garbowania, beczkami do wałkowania skór, budynek magazynowy, budynek wydzierżawiony firmie Sobczyk na wyrób cukierków i czekolady, dwupiętrowa willa z mieszkaniami, w ogrodzie budynki administracyjne i mieszkania dla robotników, łaźnia oraz garaż. W swej ostatniej woli spisanej 14 sierpnia 1943 r. Strauss ujawniał wszystkie zadłużenia, które ciążyły na jego nieruchomościach oraz powołał do spadku swoją żonę Margit Strauss, a także dwie siostry oraz brata. Zastrzegł, że gdyby jego żona nie żyła, to jej część ma przypaść rodzeństwu. Testament oddał w ręce adwokata dr. Jana Kańskiego z Krakowa i mianował go wykonawcą tej woli. Po kilku dniach spisał dodatek do swego ostatniego rozporządzenia, w którym oświadczył, że jest winien pani Stelli Kańskiej (żonie adwokata) kwotę 20.000 dolarów amerykańskich. Dług ten mieli spłacić spadkobiercy.

Poniżej wklejam ostatnią wolę Rudolfa wraz z uzupełnieniem.

Przewidujący wtedy swoją niechybną śmierć w obozie, Rudolf Strauss jeszcze kilka lat przedtem miał wielkie szanse na długie życie. Prowadząc swoją garbarnię w Rybniku był dość majętnym przedsiębiorcą, choć niestety ze skłonnościami do oszustw i do bardzo kreatywnego księgowania. Latem 1937 r. Rybnik (a potem i wiele innych miast) obiegła informacja, że Strauss ogłosił bankructwo i ze sporą ilością gotówki zbiegł zagranicę. Prasa pisała o niepłaceniu podatków, wynagrodzeń, sprzeniewierzeniu składek na ubezpieczenie robotników, o pobranych zaliczkach za towary, poszkodowanych na wysokie kwoty kontrahentach, hipotekach oraz okupacji fabryki przez robotników.

Za uciekinierem wystawiono międzynarodowe listy gończe, a nad fabryką rozciągnięto nadzór sądowy zabezpieczając księgi handlowe i towary. Aresztowano kilka osób podejrzanych o współudział w malwersacjach, przeprowadzono wiele rewizji i gromadzono dowody winy przedsiębiorcy, który wg plotek starał się dostać do Palestyny. To mu się nie udało, gdyż został aresztowany 26 listopada 1937 r. na terenie Czechosłowacji i ostatniego dnia tego samego roku odstawiony do aresztu w Rybniku.

 

Sensacyjny proces Straussa rozpoczął się dopiero we wrześniu 1938 r., gdyż sporo czasu zajęło przygotowanie materiału dowodowego. Na ławie oskarżonych zasiadło jeszcze kilku jego współpracowników i wspólników oraz poborca rybnickiego urzędu skarbowego. Odpowiadali z wolnej stopy w odróżnieniu od głównego oskarżonego, który wyszedł z aresztu dopiero pod koniec października, gdy złożono kaucję w formie zabezpieczenia hipotecznego na nieruchomości jego siostry z Bielska.

I gdy wyszedł na wolność to zaraz wrócił do garbarni jako zarządzający, choć wtedy sam zakład był już wydzierżawiony (być może z jego inicjatywy) dr. Kańskiemu z Krakowa. Tak, tak, temu, który w 1943 r. dostał się jakoś do obozu w Płaszowie i odebrał testament a potem uzupełnienie do niego. Rozmawiałam z pracownikiem Muzeum w Płaszowie i był w szoku, że takie dokumenty zostały w obozie sporządzone i dwukrotnie w niego wyniesione. To było w zasadzie niemożliwe.

Pracownicy garbarni, którzy jeszcze niedawno czuli się poszkodowani i okupowali zakład, składali swemu szefowi życzenia noworoczne pisząc jakim to jest rzetelnym pracodawcą. 

Wyrok w tej bulwersującej rybniczan sprawie zapadł 14 lutego 1939 r. Sąd skazał Straussa na 18 miesięcy więzienia za fałszowanie bilansu, a za pokrzywdzenie wierzycieli również na 18 miesięcy, wymierzając łączną karę dwóch lat pobytu w więzieniu z zawieszeniem na pięć lat. W marcu zapadł jeszcze jeden wyrok w sprawie nieodprowadzania składek do Funduszu Pracy, ale i wtedy oszust nie wrócił za kratki.

1 września 1939 r. żydowski przedsiębiorca na pewno pluł sobie w brodę, że dał się złapać przy węgierskiej granicy. Rybnickie więzienie, w którym spędził niecały rok było rajem w porównaniu z płaszowskim obozem, do którego trafił z Krakowa, gdzie zapewne zbiegł po wybuchu wojny. Dr Jan Kański, już jako Johann Kanski, został zarządcą komisarycznym rybnickiej garbarni, czyli Lederfabrik, z ramienia władzy okupacyjnej.

Ponownie pojawił się w Rybniku, gdy zaraz po wojnie obywatelka Węgier – Julia Böhm, rodzona siostra Rudolfa Straussa zgłosiła się jako spadkobierczyni po bracie. Z uwagi na międzynarodowy wydźwięk tej sprawy, Ministerstwo Spraw Zagranicznych z Warszawy często dopytywało o postępy i kiedy zostanie wydany dekret o dziedziczeniu. Na sprawie zależało też dr. Kańskiemu, gdyż to jego żona została ujęta w dodatku do testamentu jako wierzycielka masy spadkowej. Z powołanych do spadku czterech osób dwie nie żyły. Zarówno Margit, żona Straussa, jak i druga z jego sióstr zostały zamordowane w czasie wojny. Zgodnie z postanowieniem Sądu Grodzkiego w Rybniku obciążony spadek przypadł siostrze mieszkającej w Budapeszcie oraz bratu z Bielska.

 

Nie mam pojęcia, czy Stella Kańska i jej mąż odzyskali swoje 20.000 dolarów, kto spłacił hipoteki, i czy w ogóle żyjący spadkobiercy (brat z Bielska i siostra z Budapesztu) spadek przyjęli. Tajemnicą, chyba na zawsze, pozostanie kwestia powiązań pomiędzy Kańskim i Straussem oraz to w jaki sposób udało mu się przedostać do obozu, by odebrać ostatnią wolę spisaną przez rybnickiego przedsiębiorcę. Czy Strauss napisał testament dobrowolnie? Może na tym dokumencie zależało temu, który był jego wykonawcą? Nie wiem też, w jakich okolicznościach zginęła żona Rudolfa – Margit, z którą ożenił się krótko przed wojną. Sąd ją wezwał na rozprawę pisząc na adres Rybnik Pocztowa 6, ale na tzw. zwrotce pocztowej jest adnotacja, iż „adresat pozostaje nieznany”. 

Budapeszteńska siostra zmarła w 1973 r., a brat inżynier z Bielska, który przeżył wojnę gdzieś w sowieckiej Rosji, wyjechał potem do Australii. 

Mimo wielu zastrzeżeń do tego nieuczciwego właściciela garbarni myślę o nim raczej ciepło. A zarazem mi smutno. Nie tak powinno było się skończyć jego życie…

 

 

Kategoria: Judaika | Możliwość komentowania Rudolf Strauss – zapomniany oszust (uzupełnienie) została wyłączona
28 marca 2024

Sprawa komina

W styczniu, na fanpejdżu „Zapomnianego Rybnika” pokazywałam kilka starych pocztówek oraz fotografii przedstawiających okolice obecnego Placu Kopernika. Komentujący pytali o wysoki komin, którego już w mieście nie mamy, a który wyraźnie wystawał ponad pobliskie budynki i był widoczny zarówno od strony obecnej ulicy Korfantego (gdy nie było jeszcze poczty) jak i z Miejskiej. Stał on gdzieś na tyłach współczesnego bloku, znanego w naszych czasach głównie ze sklepu „Koniaczek”.

Odpowiedź wydawała mi się początkowo prosta: to komin dawnej garbarni, którą prawie do plajty doprowadził przez II wojną szemrany żydowski przedsiębiorca ➡ Rudolf Strauss. Osobnik bardzo kontrowersyjny, gdyż raczej mało uczciwy, za którym wystawiono listy gończe i którego za różne malwersacje sądzono przed sądem w Rybniku. Przy tym równocześnie postać tragiczna, bo jak inaczej określić kogoś, kto został zamordowany w płaszowskim obozie koncentracyjnym w marcu 1944 r. Zabudowania garbarni Straussa znajdowały się gdzieś pomiędzy obecną ul. Hallera, nowym parkingiem wielopoziomowym a biurowcem telekomunikacji. Nie dawało mi jednak spokoju to, że Strauss pojawił się w Rybniku dopiero na początku lat 30., a komin widoczny jest już na pocztówkach z początku XX w., oraz na zdjęciach autorstwa Alfreda Glücksmanna z czasów III powstania śląskiego, czyli przed pojawieniem się tego fabrykanta w naszym mieście.

Pojawiła się druga odpowiedź: to być może komin dawnej fabryki tzw. „modrych druków” rodziny Pragerów. Ona – według historyków – też stała gdzieś w tych okolicach. Fabrykę w XIX w. założył ➡ Moritz Prager i to jeden z jego wnuków był później właścicielem Domu Towarowego na Rynku, o czym pisałam w jednym z poprzednich wydań Gazety. Produkująca tekstylia fabryka należała, obok browaru Müllera i garbarni Haasów, do tych większych zakładów działających w Rybniku. Wszystkie te przedsiębiorstwa miały wysokie kominy, stąd też na panoramicznych fotografiach miasta widać ich sporo. Wiedziałam, że potomkowie Moritza wyjechali z Rybnika na początku lat 20., i że potem przez jakiś czas nadal zakład funkcjonował pod polskim zarządem, ale nigdy się mu dokładnie nie przyglądałam. Dopiero ten komin mnie zaintrygował.

Założyłam sobie tezę: Pragerowie sprzedali fabryczkę, której zabudowania po jakimś czasie kupił Rudolf Strauss i z zakładu produkującego m.in. ubrania zrobiono garbarnię.
Zasoby Śląskiej Biblioteki Cyfrowej są ogromne a przeglądanie starych gazet to bardzo żmudna praca i nie zawsze daje pożądane efekty. Tym razem się udało. Blaudruckerei u. Indigo-Farberei Prager in Rybnik prowadzili, jako wspólnicy, bracia Wilhelm i Ludwig Pragerowie aż do podziału Górnego Śląska. Z racji tego, że już przedtem mieli jedną filię również we Wrocławiu, to tam przenieśli swój rybnicki biznes.

W 1923 r. gazeta „Katolik” informowała, że „Pod kierownictwem Polskiego Banku Krajowego i z udziałem wybitnych polskich osobistości założono w Rybniku Rybnickie Zakłady Tekstylne. Nowa spółka nabyła dawniejsze fabryki Pragera, które wkrótce będą rozbudowane i uruchomione.” Nie mam pojęcia kim były te „wybitne polskie osobistości” ale wiem, że planowane zatrudnienie 700-800 pracowników, o czym wtedy pisał „Katolik” nie doszło do skutku. Zakłady powstały jako spółka akcyjna i w tej formie dotrwały aż do momentu ogłoszenia w 1929 r. o rozwiązaniu spółki i przejściu w stan likwidacji. Adres biur spółki, podawany przy okazji zwoływania walnych zgromadzeń, to Dworcowa 4, a po zmianie nazwy ulicy Grażyńskiego 4 (obecnie Miejska).

Początkowo likwidatorami spółki zostali mianowani członkowie zarządu Franciszek Jagoszewski i Ryszard Glücklich (obaj z Bielska), ale dość szybko, uchwałą zgromadzenia wspólników, tego pierwszego usunięto i na jego miejsce powołano Jana Bartelmusa (też z Bielska). Moja intuicja mi podpowiada, że Rudolf Strauss nie pojawił się w Rybniku przypadkowo, a plajta, i w konsekwencji likwidacja Rybnickich Zakładów Tekstylnych była w pewnym sensie sterowana i zaplanowana właśnie przez niego. Jest raczej pewne, że miał jakieś udziały w tej spółce i zapragnął przejąć za pół darmo całe przedsiębiorstwo. Co prawda Strauss urodził się pod Żywcem, ale działał właśnie w Bielsku. Nasz Sąd Grodzki rejestrował częste zmiany w zarządzie spółki w drugiej połowie lat 20. a to może świadczyć o przejmowaniu firmy przez bielszczan, działających być może na niekorzyść przedsiębiorstwa tekstylnego z zamiarem zmiany jego profilu działalności. 

Otóż w połowie 1928 r. starosta rybnicki podał do publicznej wiadomości, że dyrekcja Rybnickich Zakładów Tekstylnych S.A. wniosła o zezwolenie na urządzenie i prowadzenie fabryki skór i garbarni w budynkach fabrycznych przy ul. Pocztowej nr 6. Wnet słowo ciałem się stało i w miejscu dawnej fabryki Pragerów, później zakładów tekstylnych, Rudolf Strauss rozpoczął swoje urzędowanie jako właściciel Górnośląskiej Fabryki Skór. Z komina znowu szedł dym, a za żydowskim przedsiębiorcą wnet zaczął się ciągnąć smród z powodu jego różnych machlojek, które jak na Rybnik były naprawdę poważne.

Mam ambiwalentne uczucia w stosunku do niego. Z jednej strony wiem, że był oszustem i mało krystalicznym przedsiębiorcą z ogromną listą zarzutów stawianych przez prokuratora (np. przywłaszczenie skór powierzonych przez inne zakłady, sprzeniewierzanie zaliczek, fałszowanie bilansów, niepłacenie ubezpieczenia robotników). Z drugiej zaś strony zdaję sobie sprawę, że nie mogę opierać się na ówczesnej prasie, bo dla niej sensacyjna ucieczka Straussa z Polski w 1937 r., jego ekstradycja i proces przed rybnickim sądem w 1938 r., to była woda na młyn, więc dziennikarze pisali co im pasowało, byle tylko gazeta się sprzedawała. Zresztą część z zarzutów w procesie nie została udowodniona. Poza tym, gdy patrzę na jego testament sporządzony w trakcie pobytu w obozie koncentracyjnym w Płaszowie w 1943 r., to od razu mam skojarzenia z innym kominem, choć raczej Straussa nie spalono w krematorium.

Do „afery oszukańczej Straussa”, jak pisano, muszę jeszcze wrócić, bo od mojego wpisu o Rudolfie minęło 9 lat, więc wiem dziś o wiele więcej, ale na razie skończę sprawę komina.

Widoczny więc na wielu starych pocztówkach komin to była najpierw własność żydowskich fabrykantów Pragerów, potem spółki akcyjnej „Rybnickie Zakłady Tekstylne”, następnie Górnośląskiej Fabryki Skór, zaś po wojnie Zakładów Garbarskich. Te ostatnie pracowały jeszcze w latach 70. jako część Śląskich Zakładów Przemysłu Skórzanego „OTMĘT” w Krapkowicach. Ich likwidację ogłoszono w 1976 r. Może czytelnicy wiedzą, bądź pamiętają, kiedy zburzono ów pragerowo-starussowy komin?


Jeśli chodzi o ostatnich właścicieli fabryki modrych druków, czyli Wilhelma i Ludwiga Pragerów, to ich los był równie tragiczny jak Straussa. Na szczęście z hitlerowskich Niemiec udało się wyjechać, urodzonym w Rybniku, synom Wilhelma. Tak więc potomkowie tych, którzy przez lata przyczyniali się do tego, że Rybnik liczył się na biznesowej mapie Górnego Śląska żyją gdzieś w dalekich krajach (m.in. w Australii i w Ameryce Południowej).

Kategoria: Judaika | Możliwość komentowania Sprawa komina została wyłączona
8 sierpnia 2015

Rudolf Strauss – zapomniany oszust

Przy okazji wyburzenia budynku dawnej przychodni przy ul. Hallera przypomniała mi się historia żydowskiego przedsiębiorcy, którego afery pod koniec lat 30-tych rozpalały umysły rybniczan tak, jak dziś rozpala tropikalne powietrze, które od wielu dni wisi nie tylko nad moją hałdą.

Hallera burzenie (1)

Jak zwykle to będzie historia ze znakami zapytania, oparta jedynie o wycinki z ówczesnej prasy i moją wyobraźnię. A dlaczego przyszła mi na myśl w związku z burzeniem zielonego budynku, to już wyczytacie sami.

Czytaj dalej

Kategoria: Judaika, Rybnik | Możliwość komentowania Rudolf Strauss – zapomniany oszust została wyłączona