29 marca 2023

O rybnickiej synagodze na Pesach i Wielkanoc

Rankiem 21 marca 1930 r., rabin Zygmunt Kohlberg wyszedł ze swojego mieszkania. Była sobota. Od końca lutego zdążył już trochę poznać to miasto. Daleko mu było do Wiednia, w którym niedawno skończył studia rabinackie, ale nie narzekał. To dzięki protekcji starszego brata Teodora, też rabina, dostał tę posadę w Rybniku i wiedział, że musi się wykazać oraz udowodnić mieszkającym tu Żydom, że nadaje się zarówno na rabina, jak i nauczyciela ich dzieci. Mieszkanie, które przejął było skromne, zresztą tutejsza synagoga też nie należała do wyjątkowo spektakularnych budowli. No i była tylko jedna. W małym Kałuszu, z którego pochodził było ich kilka.

 

Wciągnął rześkie wiosenne powietrze i ruszył w stronę ulicy Zamkowej. Nie miał daleko do tego miejsca, w którym od prawie miesiąca odprawiał modły i czytał Torę. Poranne nabożeństwo szabatowe, które miał dzisiaj odprawić trochę go stresowało. Jeszcze nie poznał wszystkich członków tutejszej gminy, a wiedział, że to od nich zależy jak długo tu zostanie. Minął magistrat i wszedł do synagogi. Kantor Hahn już był w środku. Krótko porozmawiali o smutnej informacji, która dotarła także do Rybnika. 19 marca 1930 r. zmarł brytyjski polityk Arthur Balfour, który jeszcze w 1917 r., jako minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii ogłosił tzw. deklarację Balfoura w sprawie utworzenia w Palestynie żydowskiej siedziby narodowej. Kohlberg był syjonistą i bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z wagi i znaczenia tej deklaracji.

Na razie rabin rozejrzał się dookoła i podświadomie zanotował w myślach, że tłumów nie ma, choć o godzinach modłów regularnie informowała lokalna gazeta Katholische Volkszeitung. Jeszcze ich przyciągnie, pomyślał. Donośnym głosem rozpoczął modlitwę Szacharit.

Budowa nowej rybnickiej synagogi przy Schloßstraße została ukończona w 1848 r. Utrzymana była w stylu klasycystycznym, na planie prostokąta i oczywiście była orientowana. Fronton zdobiła Gwiazda Dawida. Z przodu był murowany podest, ze schodami po bokach i kutymi balustradami. We wnętrzu był wydzielony babiniec. Aron ha-kodesz ponoć był bogato dekorowany, a polichromia sklepienia, miała imitować granatowe niebo ze złotymi gwiazdkami. Niestety, nie przetrwały żadne zdjęcia pokazujące jej wnętrze. Do końca XIX wieku posługę w synagodze pełniło tylko dwóch rabinów – Lazarus Karfunkel oraz Daniel Fraenkel. Modliły się w niej całe pokolenia Pragerów, Haasów, Priesterów, Guttmannów, Schindlerów, Brauerów, Böhmów, Aronadów, Mannebergów, Königsbergerów, Rahmerów, Picków, Schäfferów, Müllerów i wielu innych. Tu zawierały śluby rybniczanki, których mężowie pochodzili z innych części Prus, a później Niemiec. Tu mieli bar micwy młodzi chłopcy wkraczający w dorosły świat. Za synagogą dymiły kominy browaru Müllera, przed nią przejeżdżały dorożki zmierzające na rynek, handlarze i handlarki przechodzili obok w drodze na cotygodniowe targi.

W 1930 r. żydowska Pascha, czyli trwające 7 dni święto Pesach, oraz chrześcijańska Wielkanoc prawie się zbiegały w czasie. Pesach zaczynało się 12. i trwało do 20 kwietnia, czyli do Wielkiej Niedzieli. Wszyscy rybniczanie szykowali się do tych ważnych dni. Prowadząca Dom Czekolady na rogu Rynku i ul. Rynkowej, Żydówka Maria Konigsfeld, jak co roku o tej porze, od paru tygodni reklamowała swoje czekoladowe baranki i jajka wielkanocne „z marcypanu i cukru”. Jej główną klientelę stanowili katolicy, więc to był dla niej pracowity okres.

Macę, spożywaną w czasie święta przez żydów, oferował piekarz Guttmann. Rabin Kohlberg zastanawiał się, czy w tym mieście też ludzie wierzą w te kompletne bzdury, że maca zawiera krew chrześcijańskich noworodków. Musi o to spytać przy okazji spotkania zarządu gminy. W swoim skromnym mieszkaniu, w niewielkiej kamienicy na tyłach rybnickiego magistratu, układał sobie przemówienie na ostatni dzień Pesach. Z kolei urzędnicy Starostwa, jeszcze przed Wielkanocą, naprędce powiadamiali Wydział Administracyjny Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego, że rabin już mieszka w Rybniku, ale na temat jego „kwalifikacji moralnych” niewiele wiadomo, gdyż przebywa w mieście zbyt krótko.

Po kilku dniach, Zygmunt Kohlberg z satysfakcją przeczytał o swoim wystąpieniu w niemieckojęzycznej prasie żydowskiej wychodzącej w Bielsku. W krótkiej notatce dziennikarz dodawał, że należy mieć nadzieję na lepsze życie religijne, kulturalne oraz narodowe pod kierunkiem nowego rabina w rybnickiej gminie. Dr Kohlberg lekko się do siebie uśmiechnął. Widać, że ktoś stąd musiał do prasy napisać o tym jak minęło Pesach w Rybniku pod kierunkiem nowego rabina. O wymianie korespondencji pomiędzy urzędnikami z miasta a ich władzą zwierzchnią w Katowicach nie wiedział. 

Powoli się aklimatyzował w mieście. Co prawda doszły do niego plotki, że ceniony przez wszystkich kantor Hahn zamierza wyjechać, ale może to i dobrze. Gmina zatrudni nowego i nie będzie się musiał on – rabin, dostosowywać się do nawyków kantora, który tu czuł się trochę panem na włościach. Musi też pomyśleć co z nabożeństwami zimą. Ponoć przy dużych mrozach w synagodze jest bardzo zimno i miejscowi Żydzi niezbyt chętnie do niej chodzą. Już zdążył zauważyć, że osiadli tu od pokoleń niemieccy Żydzi czują się o wiele ważniejsi od tych, którzy przyjechali do miasta po 1922 roku. Kilka razy dano mu do zrozumienia, że wszyscy nadal pamiętają i wyjątkowo ciepło wspominają rabina Braunschweigera, który gdy wyjechał z Rybnika pracował w Opolu. Nie lubił takich porównań. Zresztą tak samo lekko denerwowały go różne artykuliki w prasie, gdzie zawsze przypominano, iż jest młodszym bratem chorzowskiego rabina. Kochał swego starszego brata i bardzo go cenił, ale wolałby nie być w jego cieniu.

Od 1879 do 1912 r. gmina żydowska w Rybniku nie miała własnego rabina. W latach 1912-1918 rabinat oraz posadę nauczyciela religii pełnił dr David Braunschweiger, który tu ożenił się z rybniczanką Luise Altmann. Po nim nabożeństwa w synagodze odprawiał dr Artur Rosenthal, a następnie dr David Nellhaus. Obydwaj przebywali w mieście stosunkowo krótko. Ten drugi opuścił miasto w październiku 1921 roku. Trunkhardt w swoich „Dziejach Miasta Rybnika” jako następnego rabina wymienia Salo Levina, który na pewno przebywał w Rybniku w momencie pisania kroniki. W rzeczywistości był on jedynie kaznodzieją (Prediger), co wynika z Kwestionariusza gminy wyznaniowej Rybnik, dotyczącego prawdopodobnie roku 1923. W dokumencie czytamy, iż w rybnickiej gminie pełnił również funkcję kantora, nauczyciela oraz rzezaka. Od 1924 roku do momentu zatrudniania dr Zygmunta Kohlberga (początek 1930 r.) w Rybniku nie było rabina, a jedynie kantor.

Jesienią 1930 roku wyjechał kantor Hahn. Wielu bardzo żałowało, że jego przepiękny głos już nigdy nie zabrzmi w synagodze. Ciągle wspominano nabożeństwo, które odprawił 11 listopada 1929 r. z okazji odzyskania niepodległości przez Polskę.
Kolejnym kantorem, a zrazem sąsiadem rabina w kamieniczce przy ul. Grażyńskiego został Jakub Kalmus. Wraz z Kohlbergiem doprowadził m.in. do tego, że w Rybniku otwarto sklep z koszerną żywnością oraz żydowską bibliotekę. W 1932 r. rabin czuł się w mieście już bardzo zadomowiony. Nie dość, że przyjechał tu jego trzeci brat – Leopold z rodziną, to wreszcie mógł przed kimś się wygadać wieczorami. W końcu mógł z kimś przedyskutować to co zamierzał powiedzieć współwyznawcom w synagodze, czy dzieciom na lekcjach religii. Tym kimś była żona Irena. Była wyśmienitym doradcą, gdyż skończyła studia filozoficzne i zawsze potrafiła znaleźć właściwe rozwiązanie, gdy natrafiał na problem, z pozoru, nie do rozwikłania. Jak choćby ten z zamknięciem pierwszego cmentarza żydowskiego. Irena mu podpowiadała jak ma rozmawiać z członkami wspólnoty, by ich przekonać do pomysłów ambitnego rabina.

Siadała na babińcu w synagodze i z zachwytem słuchała charyzmatycznego głosu męża. Gdy zbliżało się święto Pesach w 1933 r. była w zaawansowanej ciąży i radowała się ze zbliżających się narodzin ich pierwszego dziecka. Niestety, w maju urodziła chłopca, który po jednym dniu zmarł. Nie pomogła szybka pomoc brata lekarza. Leopold był przy porodzie w Rybniku i widząc stan zdrowia chłopczyka przewiózł go do szpitala dziecięcego w Katowicach. Mały Salomon zmarł w piątek po południu. Rabin Zygmunt Kohlberg nie był w stanie odprawić nabożeństwa szabatowego w synagodze w tym dniu. Dwa lata później państwo Kohlbergowie doczekali przyjścia na świat córeczki, którą nazwali Rózia Noemi. Prawdopodobnie do lata 1939 r. mieszkali w Rybniku.

Gdy w październiku 1939 r, płonęła rybnicka synagoga niektórzy rybniczanie się cieszyli, niektórzy przechodzili obojętnie, ale byli i tacy, którzy ze wstydem spuszczali wzrok i ze strachem myśleli, co się teraz stanie z żydowskimi sąsiadami. Być może stała tam nieznana osoba, która albo jeszcze przed zniszczeniem synagogi, albo w trakcie jej dewastacji zabrała i ukryła kilka niezwykle cennych przedmiotów z tego miejsca. Czy był to jakiś członek społeczności żydowskiej, czy chrześcijanin dziś nie ustalimy. Z całego wyposażenia tego miejsca spotkań miejscowych Żydów, miejsca studiowania Tory i Talmudu, czy też bożnicy jak nazwali ją Polacy, zachowały się srebrne świeczniki, których fundatorką była Louise Haase, srebrny jad (wskazówka do Tory) oraz tarcza na Torę z napisem donacyjnym w języku niemieckim: „Dar Gustawa i Jenny Henschel”. Świeczniki znajdują się obecnie na wystawie stałej w Domu Pamięci Żydów Górnośląskich w Gliwicach, a pozostałe dwa przedmioty w Żydowskim Instytucie Historycznym w Warszawie.

Gdy w okolicach Wielkanocy 1940 r., Niemcy w miejscu po synagodze planowali paradny skwer z fontanną, ostatni rybnicki rabin dr Zygmunt Kohlberg był w jakimś nieustalonym mieście lub wsi na terenie okupowanej Polski. Zygmunt, jego żona Irena oraz ich córeczka zostali zamordowani. Obecnie, na skwerze u zbiegu ulicy Zamkowej i Chrobrego stoi obelisk informujący, że do jesieni 1939 r. stała tam rybnicka synagoga. Burmistrz Weber go pilnuje…

 

Tekst w wersji papierowej ukazał się w kwietniowym wydaniu Gazety Rybnickiej. 

Gdyby ktoś chciał wspomóc moją pracę to zawsze może to zrobić stawiając mi wirtualną kawę 🙂 ➡ Kawa dla Małgosi

Kategoria: Judaika | Możliwość komentowania O rybnickiej synagodze na Pesach i Wielkanoc została wyłączona
1 września 2022

Przedwojenni kantorzy

W religii żydowskiej kantor (chazan) to wokalista oratoryjny, który zwykle towarzyszy rabinowi w praktykach religijnych i bierze udział w uroczystościach pogrzebowych. Zwyczajowo przewodzi modlitwom w bożnicy. Do jego obowiązków należy: wykonywanie czynności duchownych oraz zaspokajanie religijnych potrzeb wiernych swej gminy przez m.in. odprawianie nabożeństw, wypełnianie posług religijnych, nadawanie imion, udzielanie ślubów, grzebanie zmarłych.

Pod koniec sierpnia 1930 r. z Rybnikiem pożegnał się kantor Gustaw Hahn. Od pierwszego września zamierzano zatrudnić nowego, szukając kandydata poprzez ogłoszenia w prasie.

Odchodzący kantor urodził się w naszym mieście w 1874 r. jako syn miejscowego kupca Jonasa i Dorel z Wielowsi. Jest wielce prawdopodobne, że nie mieszkał w Rybniku przez cały ten czas. Uważam, że jeszcze przed podziałem Górnego Śląska wyjechał stąd, tak jak zresztą większość jego rodziny (rodzice, siostry i chyba brat).

Niewiele wiem o jego życiu. Zakładam, że od czasów rabina Braunschweigera, czyli od końca pierwszej wojny światowej był poza Rybnikiem. Nie miał więc okazji, jeśli moje założenia są słuszne, przyglądać się pracy dwóch kolejnych rabinów-meteorów. Tak sobie ich nazwałam, gdyż trafiali do nas na krótki okres czasu. Dr Rosenthal i dr Nellhaus nie zagrzali tu miejsca i szukali lepszych miejscówek. Przede wszystkim niemieckich.

Ostatnim, który krótko pełnił funkcję urzędnika religijnego po podziale Śląska, choć oficjalnie nie był rabinem, był Salo Lewin. Gdy wyjechał do Olesna w 1924 r., społeczność żydowska na tego, który miał w okresie bezrabinatu przewodzić w kwestiach religijnych, wybrała Gustawa Hahna. Skądś (ale skąd?) go tu skludzono, gdy Lewin zrezygnował. Członkowie gminy chyba go mocno przekonywali, by wrócił do rodzinnego miasta i zapewne argumenty finansowe oraz sentyment do Rybnika sprawiły, że Hahn ostatecznie zamieszkał z żoną w pobliżu synagogi, czyli w budynku gminy izraelickiej przy ówczesnej ulicy Grażyńskiego 5 (kamieniczkę zburzono przy rozbudowie Urzędu Miasta). Wynagrodzenie dla kantora Hahna, i zarazem rzezaka w jednej osobie, co roku było ujmowane w preliminarzu gminy izraelickiej. Gdy tak patrzę na poszczególne lata, to 6.600 zł miał przez cały czas czyli zarząd nie był zbytnio skory do podwyżek.

6 pełnych lat odprawiał nabożeństwa, był nauczycielem, dokonywał uboju zgodnie z zasadami religijnymi, opiekował się żołnierzami żydowskimi, czasem nawet świadkował na ślubach. Właśnie podpis na akcie ślubu nowych rybniczan, Mojżesza z Białej i Blimy z Będzina, to jedyny namacalny ślad skreślony ręką Gustawa. Tych nowych przybywało i gmina powoli się rozrastała.

Jako kantor musiał mieć piękny i silny głos, który zapewne był słyszalny w rozbudowanym magistracie, sąsiadującym przez drogę z synagogą. Hahn dostosował się do polskich warunków i nawet odprawił stosowne nabożeństwa 11 listopada 1929 r. z okazji odzyskania niepodległości przez Polskę. Poinformował o tym listownie naczelnego rabina Wojska Polskiego pułkownika Józef Miesesa.
Nic nie zapowiadało jego rezygnacji. W preliminarzu na 1930 r. jego wynagrodzenie zostało ujęte w pozycji wydatków, a na samym początku roku złożył wraz z żoną życzenia noworoczne swoim przyjaciołom i znajomym.

Jednak już w połowie roku w gminie gruchnęła informacja, że kantor odchodzi. Nawet katolicka prasa uznała to za ważną informację i poinformowała o tym swoich czytelników.

Najobszerniej napisał o Hahnie redaktor Trunkhardt w swoim Katholische Volkszeitung wychwalając go pod niebiosa. Opisał szeroko jego zasługi dla rybnickich Żydów, w szczególności troskę z jaką pochylał się nad biedotą żydowską, nie tylko żydowską oraz umiejętność godzenia wyznawców różnych religii. Katolicki dziennikarz napisał o kantorze: Nie patrzył tutaj na język i religię, ale na biedę. Do biedaków na pewno nie zaliczali się tutejsi Żydzi niemieccy, a raczej przyjezdni domokrążcy z terenów Zagłębia i dawnej Galicji. Jednym z takich uboższych kramarzy był Dawid Rosenberg z ul. Wodzisławskiej, który osobiście za wszystko  podziękował kantorowi poprzez ogłoszenie prasowe. 

Gustaw Hahn miał 56 lat gdy po raz drugi opuszczał Rybnik. Może nie dogadywał się z nowym rabinem Kohlbergiem, który na początku 1930 r. rozpoczął urzędowanie w naszej synagodze. A być może doszedł do wniosku, że jego misja się zakończyła i powinien zostawić wiernych w rękach tego młodego rabina. Ja przychylam się raczej do teorii o braku porozumienia między wykształconym, acz mocno konserwatywnym rabinem z Kałusza, a dojrzałym niemieckim kantorem, chyba o wiele mniej ortodoksyjnym. Gmina kantora i rzezaka potrzebowała, o czym świadczy ogłoszenie w Jüdisches Volksblatt. Znalazła takowego. Wiem o nim jeszcze mniej. Nazywał się Jakub Kalmus i wraz z rabinem Kohlbergiem doprowadził m.in. do tego, że w Rybniku otwarto sklep z koszerną żywnością. Nie wiem skąd pochodził, choć wiem ile miał lat i co się z nim stało w czasie wojny. Dostał się do będzińskiego getta i ślad po nim zaginął. Został zamordowany albo w getcie albo w obozie zagłady. Wojnę na pewno przeżył jego syn Moses, prawdopodobnie urodzony w Rybniku.
Dalszych losów poprzednika Kalmusa, czyli Gustawa Hahna nie znam. Tak więc choć tych informacji na temat przedwojennych rybnickich kantorów mam co kot napłakał, to puszczam je w eter. Liczę na to, że znowu kiedyś znajdzie się ktoś, kto je uzupełni.

 

Kategoria: Judaika | Możliwość komentowania Przedwojenni kantorzy została wyłączona