2 listopada 2022

Na Zaduszki list do Dziadka Pawła

Dzień dobry Dziadku, mój nieznany Dziadku Pawle 🙂 
Dwa lata temu napisałam internetowy list do Babci. Obiecałam wtedy, że i do Ciebie coś skrobnę. Niedawno miałeś urodziny, dziś też Dzień Zaduszny – idealne momenty do kontaktu, ale nie z tej okazji do Ciebie piszę. Muszę Ci wytłumaczyć swoją decyzję o ponownym naruszeniu Twojego spokoju 🙁
Słowo dziadek kojarzy mi się ze starszym pochylonym panem z siwą głową. Taki był mój drugi – śląski Dziadek Józef, którego pamiętam jak przez mgłę. Zmarł gdy miałam ciut ponad 6 lat. Od zawsze kojarzy mi się z ciepłem, dobrocią i spokojnym głosem. Pamiętam jak wsadzał mi w stopy flaszkę z gorącą wodą, gdy spałam z nim i Babcią Kazią pod wielką pierzyną w lodowatym pokoju. Pamiętam jak Babcia go napieprzała po niemiecku, gdy po raz n-ty śpiewał mi piosenkę o „Żydzie co mioł pełno rzić szmyry”(?!?). Gdy ze mną robił fojery na rancie za starym domem, pasł kury i kiedy zabił na moich oczach koguta, który na mnie napadł. Pod powiekami widzę jak siedzi na ryczce i pastuje buty dla całej rodziny. No i jak znosi suchą choinkę przez sień, uwalając igliwiem świeżo wymytą podłogę i wkurzając tym Babcię Kazię. Po śląsku mi godoł o utopcach, które go goniły (szczególnie, gdy miał w czubie) i pozwalał siadać na brzuchu, by mi było wygodnie, gdy robiłam mu „kikiryki” na głowie. Ostatnie wspomnienia o nim to jego widok w trumnie w domu, gdy na nielegalu weszłam do pokoju, choć Mama zakazała. No a potem pogrzeb i odurzający zapach kwitnącej na jego grobem lipy. Te wspomnienia mam i bardzo je pielęgnuję, wywalając z pamięci historie jaki był niedobry dla swej drugiej żony (a mej Babci) i dzieci.

A z Tobą Dziadku Pawełku nie mam żadnych osobistych przywołań. Poza tym Ty nie kojarzysz mi się z dziadkiem, no i Ciebie nie znałam – zmarłeś, gdy moja Mama miała 12 lat, więc wyglądu starszego pana nie doczekałeś. Na zdjęciach, które mam jesteś młody, przystojny, wręcz dorodny. Jawisz mi się jak jakiś przedwojenny amant, przechadzający się w eleganckich strojach po boskim Toruniu.

Nie ustaliłam dlaczego urodziłeś się w Niederschönhausen, czyli części dzisiejszego Berlina. Mogę jedynie przypuszczać, że moi pradziadkowie wyjechali ze rodzinnego Starogardu Gdańskiego aż pod Berlin za lepszym życiem. Na pewno nie dojdę do tego czemu ochrzczono Cię dopiero po ponad 2 latach od narodzenia. To chrzcielne opóźnienie odkryłam niedawno analizując daty na różnych starych dokumentach. Gdy w ubiegłym roku weszłam do najstarszego starogardzkiego kościoła pw. Św. Mateusza, gdzie Twoi rodzice Izydor i Weronika najpierw byli ochrzczeni a potem wzięli ślub w 1896 r., to właśnie się zastanawiałam nad ich wyprowadzką z tego fajnego miasta. W lokalnym muzeum dotarło do mnie, że dzięki nim jestem w 1/4 Kociewianką, co mi bardzo odpowiada.
Nie mam pojęcia, czy Twoja starsza siostra, ciocia Trudka, którą pamiętam z bodajże dwóch spotkań w młodości i starannego pisma z kilku zachowanych listów, też przyszła na świat w Berlinie. Moim pradziadkom urodziła się jeszcze w Starogardzie czwórka dzieci, ale chyba wszystkie zmarły, bo od zawsze wiem, że byłeś tylko Ty i ciotka Truda. Fajne blondaski z Was były 🙂 

Pradziadek Izydor Mania miał brata bliźniaka o imieniu Teodor. Bliźniacy Mania wzięli sobie za żony siostry z rodziny Górka, czy też Gorka. Moją prababcią została Weronika, a Anna prababcią jakiś ewentualnych krewnych, do których się nie dokopałam, choć powinnam. Wręcz bardzo powinnam, bo bym wtedy nie była taka jedyna z Twojej linii.
Nie wiem gdzie przystępowałeś do I komunii – czy jeszcze w Berlinie, czy już ponownie na Kociewiu? Wyglądasz dość dojrzale. Kawał dorodnego kawalera z Ciebie się szykował.

Zakładam, że po powstaniu państwa polskiego pradziadkowie wrócili w rodzinne strony, choć nie do Starogardu, a do Torunia. Pradziadek Izydor był werkmajstrem, a Ciebie początkowo wysłano do Śremu, gdzie mieszkała już Twoja siostra po zamążpójściu za jednego z synów lokalnego fabrykanta Stanisława Malinowskiego. Z jednego zachowanego powojennego listu tej cioci wiem, że ten kapitalistyczny rodowód przysporzył jej i wujkowi Kazkowi wielu problemów. Waszą miłość do siebie jako rodzeństwa widać na tej fotografii zrobionej krótko przed wojną. 

W Śremie ponad rok terminowałeś jako uczeń biurowy u notariusza i adwokata zarazem – Tadeusza Mierzejewskiego na Rynku. Mierzejewski w wystawionym świadectwie Cię polecał i życzył Ci „jak najlepszego powodzenia”. Chyba pradziadek Izydor, fachowiec od maszyn, uznał jednak, że dla mężczyzny fach ślusarza lepszy od biuralisty, gdyż w marcu 1927 r. zostałeś przyjęty jako uczeń do firmy Adolf Krause & Co w Toruniu. Przez trzy lata miałeś się przyuczać w zawodzie „budowy maszyn”. I przyuczyłeś. Mojemu tacie, a Twojemu niepoznanemu zięciowi starzy grubiorze gadali, że byłeś naprawdę dobrym i cenionym fachowcem na kopalni Jankowice, czyli już po wojnie na Śląsku.
Z czasów toruńskich zachowało mi się dość sporo Twoich zdjęć. I z kolegami, i z ciocią Trudką i Twoją ukochaną, jedyną siostrzenicą Lulą. Lula, którą poznałam i która była, jak na moje śląskie postrzeganie ludzi, niezwykle egzaltowana, nad uprzejma, makabrycznie przeintelektualizowana, kochała Cię bałwochwalczą miłością. Spotkałam ją gdy byłam już nastolatką i w duchu traktowałam ją jako jakieś dziwne zjawisko. Na mnie i moją Mamę przelała uczucia, którymi Ciebie darzyła, co mnie niezwykle krępowało, a Mamę, o ile pamiętam, wręcz wkurzało. W latach 70-tych Mamusia już była daleko od mieszczańskich konwenansów i tych „ę” i „ą”, a elaboraty z nadmierną liczbą ochów i achów, które Lula posyłała pocztą wsadzała bez odpowiedzi do szuflady. Jej listy to przykład epistolografii, która dziś kompletnie zanikła. Oprócz listów z różnych okresów został mi po tej jedynej kuzynce Mamy tomik wierszy Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, który mi podarowała przy jakiejś wizycie w Śremie. Mieszkanie tych cioć wtedy wydawało mi się takie staromodne, pełne ciężkich mebli i różnych rodzinnych gratów, za które bym dziś wiele dała. Dużo czasu spędzałeś z siostrą i jej córką, gdy przyjeżdżały do Torunia. 

Cenne jest dla mnie Twoje zdjęcie z moimi pradziadkami. Wszyscy tacy eleganccy na ulicach Torunia. Pradziadek Izydor zmarł jeszcze przed Twoim ślubem z Babcią Heleną. Kiedy odeszła tęgawa prababcia Werka niestety nie wiem.

Nie wiem też, jak i gdzie poznaliście się z Babcią. Ale sądzę, że to była wielka miłość. Może gdy pracowałaś jako maszynista motorówki Czapla w toruńskim Towarzystwie Żeglugowym wpadła Ci w oko panna Klewenhagenówna? Nie dało się chyba wtedy przejść obok niej obojętnie. Babcia miała nieprzeciętną klasę i szyk.
Oboje byliście piękni. Ślub wzięliście w połowie sierpnia przed wybuchem wojny. Zapewne już wtedy byłeś zmobilizowany. Mam kilka Twoich fotografii z polskiego wojska, ale nie znam się ani na mundurach, ani na jednostkach, więc niewiele mogę z nich wyczytać. Za to Ciebie rozpoznaję wśród wojaków bezbłędnie. Szczególnie po owłosionym sexi torsie, no i idącej już łysinie. Bez dwóch zdań – byłeś kawał ciacha.

Świadkami na Waszym ślubie byli zakrystian Paweł Reszke i tokarz metalowy Edmund Winiarski – zapewne Twoi koledzy. Zastanawiam się dlaczego jako Twoje pierwsze imię podano Eryk, skoro na wszystkich dokumentach widniejesz zawsze jako Paweł? W ubiegłym roku, gdy pojechałam z Mirkiem do Torunia, udało mi się wydostać z tamtejszego USC akt Waszego ślubu, choć jak zwykle chciano mnie zbyć pandemią i innymi obostrzeniami. 

Zaś ze trzy lata temu przytachałam z piwnicy taką szklaną ciężką podstawkę. Od zawsze wiedziałam, że jest po Babci. Od dziecka ta pamiątka wydawała mi się mocno kiczowata i jakoś się jej nie przyglądałam. Gdy ją zabrałam do siebie na górę i umyłam, to zauważyłam na niej dwie obrączki. Oświeciło mnie! No ja pierdziu! To musiał być jakiś Wasz prezent ślubny, czy coś w ten deseń. Aż mi się wstyd zrobiło, że to tyle lat poniewierało się po piwnicach. Teraz jest wraz z innymi rzeczami, które mam po Was. Obiecuję Ci Dziadku, że to już zawsze będzie na honorowym miejscu w moim domu.

Kampania wrześniowa, powrót do żony i teściowej, potem zamordowanie Twego teścia a mojego pradziadka Klewenhagena w lesie Barbórka w okolicy Torunia. Wiesz, że tam pojechałam rok temu? Widziałeś jak łaziłam wśród grobów masowych po tym lesie. Wy, szukaliście wtedy, późną jesienią 1939 r., jakichkolwiek informacji o tym innym moim pradziadku. Ja ich szukałam po tylu latach od tego zbiorowego mordu na mieszkańcach Torunia. Bałeś się o moją Babcię bardzo mocno, bo wówczas spodziewaliście się już dziecka, a wieść o śmierci jej taty ciąży nie służyła. Gdy 6 lat temu ucięłam sobie ➡ internetową pogawędkę z Babcią, to właśnie o tym też rozmawiałyśmy. 
11 maja 1940 r., w kamienicy przy ulicy Strumykowej 17 w Toruniu, urodziła się moja Mamusia. Poród odebrała Hebamama Martha Lewandowski. Poszłam pod Wasze mieszkanie, gdzie przyszła na świat Alusia. Na pewno byłeś najszczęśliwszym człowiekiem świata, choć dookoła trwał wojenny terror, który staraliście się jakoś przetrwać. Miałeś dobry i konkretny zawód, więc i pracę, co pozwalało Ci utrzymać całą tą babską rodzinę.

Zagadką jest dla mnie ten niemiecki dokument wystawiony w Poznaniu. Co Ty tam robiłeś w 1942 r.? Babcia miała taki sam papier.

Nigdy nie starałam się dociec kiedy Cię zabrano do Wehrmachtu, choć teraz gdy przeglądam te stare papiery powoli dochodzę do wniosku, że to kolejne zadanie przede mną. Z tego co pamiętam ze słów Babci, to stało się to w 1944 r. Potwierdza to świadectwo pracy, które Ci wystawiła firma Auto Union A-G Werk Horch z Zwickau – bardzo daleko od swoich dziewczyn. Pracowałaś tam jako spawacz pojazdów opancerzonych w głównym warsztacie naprawczym od 13 lipca 1944 do 11 września 1944 r. Kilka fotografii z tamtego roku też mam w albumie. Raczej więc wtedy jeszcze nie byłeś na froncie.

Wczoraj wpadły mi w ręce odręczne pisma Babci, gdy na początku lat 80-tych namówiliśmy ją, by się starała o rentę po Tobie z Niemiec. Przyznano ją już po jej śmierci. W tych notatkach Babcia coś po niemiecku wspomina o Wehrmachcie od 1942 r. Zgłupiałam więc teraz: 1942 czy 1944?
Z wojny wróciłeś pod koniec 1945 r. Dokładnie 1 listopada zameldowałeś się w punkcie repatriacyjnym w Dziedzicach i podałeś toruński adres, do którego zmierzałeś, by w końcu uściskać swoje dziewczyny. W moim domu mówiono, że byłeś „w niewoli we Francji”. Jak widzisz, w ogóle nie analizuję dlaczego Cię wcielono do niemieckiego wojska. Ślązaczka nie musi się nad tym zastanawiać. Urodzony w Berlinie mieszkaniec Pomorza, bez względu na swe polskie nazwisko, udział w kampanii wrześniowej i polskie przedwojenne obywatelstwo, był dla Niemców Niemcem. Tyle w temacie. Na poniższym zdjęciu prawdopodobnie jesteś w trakcie powrotu z wojny. Chudy, niedożywiony i już zarażony, o czym być może jeszcze nie wiedziałeś.

Z tej „niewoli” wróciłeś niestety z gruźlicą. No i z taką niemiecką porcelanową mydelniczką, w której trzymam swoje kolczyki i inne dupereleki. Jako dziecko myślałam, że to francuski gadżet.

Dość szybko skierowano Cię na Ziemie Zachodnie do Wałbrzycha. Tam też byłam. Zrobiłam wszystko, by odnaleźć informacje o Waszej drugiej córeczce Elżuni. Udało się. ➡ Opisałam to wszystko Babci dwa lata temu. Tragedia, jaką była śmierć małej Elżuni na pewno odbiła się na Twoim zdrowiu. Pracowałaś w wałbrzyskiej Hucie Karol, która w kwietniu 1949 r. skierowała się na Górny Śląsk. Musiano Cię cenić skoro od 1949 r. pracowałaś jako kierownik robót najpierw na kopalni „Ziemowit II” w Lędzinach, potem „Centrum” w Bytomiu, w końcu ostatecznie jako kierownik budowy płuczki przy kopalni „Jankowice” pod Rybnikiem. Wtedy właśnie ciocia Trudka pisała do Ciebie listy z prośbą o pomoc w znalezieniu pracy dla jej męża. Jego niewłaściwe, dla ówczesnych czasów, kapitalistyczne pochodzenie spowodowało, że znalazł się bez środków do życia.

Śrem, 29.12.1948.
(…) Pawełku, bardzo Cię proszę, abyś się tam rozejrzał za posadą dla Kazka. On nie czeka na kierownicze stanowisko, może być magazynierem, kalkulatorem, sprzedawcą maszyn rolniczych, względnie w ogóle tylko w ośrodku maszynowym i to najchętniej w Samopomocy Chłopskiej. (…) Tylko musisz wiedzieć, że on do żadnej partii nie należy, ale jak go tam gdzieś przyjmą, może się zapisać. Tutaj to z góry wykluczone, uważali go za burżuja! Mówię Ci to dopiero idioci, taka „małomiasteczkowa” zawiść, czy coś takiego, na pewno sami nie wiedzą co od niego chcą. Tak robią jakby ta fabryka do niego należała, a tymczasem nas tam zupełnie nic a nic nie łączy.

W 1950 r. wylądowałeś w szpitalu w Toruniu, gdzie nadal mieszkała moja Mamusia, której chyba nie chcieliście brać do siebie na te dzikie (w przekonaniu Babci) ziemie. Byłeś około 40-tki, gdy już bardzo poważnie chorowałeś. Kwas paraaminosalicylowy, czyli tzw. PAS nie był łatwy do zdobycia w tamtym czasie. Potem leczenie w Wodzisławiu, powroty do pracy i ponoć zapijanie strachu i choroby. Z jakichś historii, których słuchał mój tato, wiem, że Cię bardzo lubiono. Byłeś duszą towarzystwa i Ślązacy Cię zaakceptowali, a i Ty tu czułeś się dobrze. W październiku 1951 r. dostałeś wraz z babcia pozwolenie na stałe zamieszkanie w Boguszowicach pod Rybnikiem. Mam to zaświadczenie, tak jak mam list przewozowy, w którym wymieniony jest Wasz skromny dobytek, który sprowadziliście koleją z Wałbrzycha. To przypieczętowało późniejszą „śląskość” Alusi. Na krótko przed Twoją śmiercią Ona dołączyła do Was. Dwa poniższe zdjęcia dzieli jedynie kilka lat, a wyglądasz na nich kompletnie inaczej. Znikł łagodny uśmiech, wyostrzyły się rysy, podkrążone oczy przygasły…

 

Twoja śmierć Dziadku w marcu 1952 r. była ciosem i dla Babci i mojej prawie 12-letniej Mamy. Chyba od tego czasu, a może i przedtem, nie potrafiły się już zbytnio dogadać. Obie kochały Cię nad życie i Twoje odejście na zawsze pogmatwało relacje rodzinne. Babcia z nieznanych mi powodów krótko potem zerwała kontakty z Twoją siostrą Trudką i siostrzenicą Lulą, które też na pewno cierpiały, że odszedłeś. Mama do nich napisała dopiero, gdy miała 19 lat.

Śrem, 28.12.1959
Kochana Alusiu, oczom nie wierzyłam, zastając dziś kartkę z życzeniami od Ciebie. Kochanie, tyle lat czekaliśmy na znak życia, niestety daremnie. (…) Dzisiejsza Twoja kartka dopiero wszystko wyjaśniła. Nie umiem powiedzieć Alusiu jak bardzo się z tej wiadomości cieszę. Pamiętaj o tym Kochanie, że jesteś jedynym dzieckiem mojego wujka, którego tak bardzo kochałam, że nie wiem, czy sobie to nawet wyobrazić umiesz. Pamięć Twojego Tatusia wiąże się z najmilszymi wspomnieniami mojego dzieciństwa i dziś, mimo że sporo lat minęło odkąd Go nie ma między nami – nie zapomniałam o nim nigdy. Dlatego też Alusiu, pisz do nas jak najczęściej o wszystkim co Ciebie dotyczy, o tym co robisz, co Twoja Mama porabia i jak Wam się życie układa.

Mentorskim tonem Lula moją Mamę pouczała, że musi się kształcić, bo to najważniejsze w życiu. Ale wiesz Dziadku jak wtedy było. Mama z biedy skończyła tylko podstawówkę i musiała iść do pracy. 

Zostałeś pochowany z dala od rodzinnych stron, na cmentarzu w Boguszowicach. Babcia nigdy nie wyszła za mąż i niewiele o Tobie mówiła. Nie chciała. Żyła cały czas z ogromną zadrą w sercu. W krótkim czasie straciła ojca, potem w Wałbrzychu małą córeczkę, 4 lata później swoją mamę i zaraz po niej Ciebie. Z zachowanego listu Luli z 1959 r. wynika, że planowała powrót do Torunia, ale zapewne coś stanęło na przeszkodzie.
Jak już to kiedyś napisałam nie pokochała zbytnio Śląska i zawsze czuła się tu obco. Nad Twoim pierwszym grobem zawsze stała jakby nieobecna i bardzo wyniosła. Nad pierwszym… no tak. Po śmierci Babci moi rodzice zadecydowali, że Twoje szczątki przeniosą do jej grobu – na cmentarzu, który mamy 300 metrów od naszego domu. Jak postanowili tak zrobiono. Leżycie razem z Babcią pod moim okiem w Chwałowicach.
I teraz w końcu dochodzę do momentu, w którym muszę Ci się wytłumaczyć z decyzji, którą podjęłam z racji tego, że jestem coraz starsza, a sam wiesz, że po mnie zostanie tylko Magda. Ponownie naruszę Twój spokój. No i spokój Babci. Będziecie wszyscy razem z Alusią. Mam nadzieję, że oboje z Babcią to zrozumiecie. Zmienię Wam zdjęcia i dam to jedyne wspólne, gdy byliście młodzi i szczęśliwi. 

Tymczasem Dziadku Pawełku. I zamieszaj tam jakoś w niebie, by udało mi się odnaleźć jakichś potomków brata bliźniaka pradziadka Izydora Mani. Bo oprócz dalekiej cioci-kuzynki po pradziadkach Klewenhagenach (chyba w siódmej linii wstecz), to nie mam nikogusieńko po kądzieli. Twoja jedyna siostrzenica, a moja ciocia Lula nie miała dzieci.

Szkoda, że nie dane mi Cię było poznać… Pielęgnowalibyśmy razem pomidory i pojechali do Twego ulubionego Ciechocinka. 

A tak w ogóle, to ciężko mi się zwracać do Ciebie Dziadku. Bo taki młody jesteś na tych fotografiach. Kiedyś przejdziemy na Ty 😉 Zapalimy se papierosa i wypijemy kawę. Może ktoś nam postawi ➡ Kawa dla Małgosi i jej Dziadka Pawła

Kategoria: Judaika | Możliwość komentowania Na Zaduszki list do Dziadka Pawła została wyłączona
24 października 2021

Córka rabina, córka ślusarza

Kobieta usiadła w restauracji na rogu Żeglarskiej i Szerokiej. Kiedyś Breitestrasse. Patrzała na najbardziej ekskluzywną, piękną i chyba najważniejszą z ulic toruńskiej starówki.

Zapaliła papierosa. Siedzący z kobietą mężczyzna wczytywał się w menu. Był głodny. Kobieta patrzała na początek, czy raczej koniec Szerokiej i równocześnie szukała jakichś informacji w komórce oraz starych dokumentach, które wyciągnęła z torebki. Pod numerem 46 bogata kamienica z niesamowitą neogotycką elewacją, wykuszami-balkonami, herbami, stromym dachem, na którego szczycie widać ornament z rokiem powstania budynku. Architektoniczne cacko wybudowane w 1899 r., w miejscu średniowiecznego domu.
Zaraz za nią, idąc od Rynku Staromiejskiego, widziała schowaną wąziutką kamienicę z numerem 44. Też niezwykłą. Teraz Dom Towarowy. A obok niej nr 42. Na parterze sklep, trzy piętra i poddasze. Bladoróżowa. Skromna w porównaniu z pozostałymi na Szerokiej. Niecałe 30 metrów stąd stał Kopernik.

Kiedyś jeździły tu tramwaje, dziś przelewa się wielojęzyczny tłum turystów oraz torunianie.

Pod koniec lat czterdziestych XIX w., pod numerem 46, swoje pierwsze słowa wypowiedziała córka rabina – ważnego dla historii miasta i ruchu nazwanego potem syjonizmem. Niecałe sto lat później, na początku lat czterdziestych XX w., w kamienicy pod numerem 42, zaczynała gaworzyć córka ślusarza -kompletnie nieistotnego dla historii miasta, ani dla żadnego ruchu. Rabin nie był rodowitym torunianinem. Pochodził z Leszna, wtedy zwanego Lissa. Ślusarz zresztą też tu się nie urodził. Przyszedł na świat w Niederschönhausen, dziś należącym do Berlina.

Kelnerka podała jedzenie. Powoli zapadał zmrok, a tłum się nie zmniejszał.

Córka rabina, nie była jego jedynym dzieckiem. Wraz z żoną sprowadził ich na świat kilkanaście. Córka ślusarza pozostała jedynaczką – jej maleńka siostrzyczka zmarła zanim wypowiedziała swoje pierwsze słowo. Rabin mieszkał tu przez wiele lat. I tu został pochowany. Również tu, w Toruniu, spoczęła jego żona. Ślusarz, choć też na pewno kochał miasto, musiał stąd wyjechać. Spoczął na obcej mu ziemi. Jego żona, dla której Toruń był całym światem, do końca swego życia nie zaakceptowała miejsca, do którego zagnał ją los.

Kobieta o niej kiedyś pisała ➡ https://szufladamalgosi.pl/rozmowa-z-babcia/

Znowu zapaliła papierosa.  Cały czas wpatrywała się w kamienice przy Szerokiej. Myślała o obu dziewczynkach urodzonych w tym mieście. „Rabinacka” urodziła się wczesną wiosną 1847 r. Jej tato był tu naprawdę ważną personą. Krótko po jej narodzinach otwarto synagogę w Toruniu. „Ślusarska” dziewczynka otworzyła oczka 11 maja 1940 r. Po synagodze nie było już śladu, a jej tato starał się o jakąkolwiek pracę, by utrzymać żonę i dziecko. Czy przy narodzinach „rabinackiej” była jakaś Habemamme? Kobieta, następnego dnia się dowie, że przy porodzie „ślusarskiej” córeczki pomagała położna Martha Lewandowski z Junkerstrasse.

Zrobiło się zimno. Czas na nocleg. Kobieta i jej mąż ruszyli w stronę ulicy Łaziennej. Przechodząc obok katedry przystanęła przy ceglanych murach świątyni. Na pewno tu ślusarz i jego żona biuralistka brali ślub. Na pewno tu ich córeczka została ochrzczona. Kto wie… może przy tej samej chrzcielnicy co sam Kopernik? Na pewno tu szła do pierwszej komunii, a potem stała za trumną swojej babci.

Przed snem kobieta jeszcze długo myślała.


Gdy „rabinacka” córeczka, zresztą najmłodsza z całej gromadki, miała 4 latka, „Maschinenfabrike Drewitz Thorn”, czyli odlewnia i fabryka maszyn Drewitza działała już na pełnych obrotach a tatuś rabin rzadko w domu bywał, bo zajmowało go pisanie mądrych książek i praca publiczna. Śliczna dziewczynka ślusarza, a w zasadzie wówczas Schlossera, nie za bardzo rozumiała dlaczego mamusia i babcia cały czas płaczą, a tatuś nagle musi iść na wojnę i go nie będzie. Na kamienicy obok powiewały flagi z dziwnymi krzyżami a tatuś ciągle tłumaczył, że na pewno wróci.

Rabin pisał listy do najbogatszych w Europie przekonując ich o powrocie Żydów do Ziemi Izraela, dostawał odpowiedzi, o czym kilkuletnia Jenny, nie miała bladego pojęcia, bo w końcu była najmłodsza, więc nikt sią za bardzo nie przejmował. Przy tej samej Breitestrasse, ale w innych czasach, mała Alunia podsłuchiwała co mamusia czyta babci po otwarciu koperty z dużą liczbą pieczątek. Bała się zapytać co znaczy ta Volkslista.

Niespełna pięcioletnia córka rabina powoli zaczynała się uczyć tego, co kobiety powinny znać. Bawiła się gałgankami i starała się haftować, jak mama. Była radosnym i pogodnym dzieckiem ubóstwianym przez starsze rodzeństwo. Lubiła patrzeć za płatki śniegu spadające na ulicę przy której mieszkali. Choć na dworze był mróz, to w domu było ciepło i dostatnio.
Alusia w styczniu 1945 patrzała jedynie na spadające z samolotów ulotki, informujące mieszkańców miasta o nadciągającej sowieckiej hordzie. Tęskniła za tatą ślusarzem i strasznie się bała tych huczących maszyn na niebie. Nie chciała oddać jedynej lalki, a mamusia ją wzięła i dała tej obcej dziewczynce na wozie ciągniętym przez chudego konia. Było jej na przemian zimno i gorąco, ale nie miała siły, by zapytać dlaczego mają gdzieś jechać i zostawić dom.

Jenny lubiła patrzeć na mamę zapalającą świece szabatowe w domu przy Szerokiej 46. Tak się wszyscy zawsze wtedy uśmiechali. I tatusia rabina mogła nawet o coś zapytać, bo wtedy był taki dobry dla niej, a nie zajęty. Alunię mamusia obkładała mokrymi prześcieradłami. Obudziła się znowu w swoim łóżku przy Szerokiej 42. Ledwo do niej docierało, że babcia modląc się zapalała ostatnie dwie świeczki, bo myślała, że jej wnuczka umiera. To przez nią wróciły z dwudniowej ucieczki z Torunia. Tatusia ślusarza nadal nie było. Nigdy nie zapomni rozerwanych przez bomby ludzi i koni, choć z gorączki prawie cały czas była nieprzytomna.

Kobieta obudziła się bardzo wcześnie. Zrobiła sobie kawę, poczytała Internety i uradowała się, że „Kajś” wygrało. Wyszła na balkon spojrzeć na Wisłę. Specjalnie wynajęła w Toruniu apartament z balkonem, bo w starym albumie rodzinnym miała zdjęcia z jakiegoś balkonu z widokiem na rzekę. Ułożyła sobie plan w głowie: najpierw fara, potem USC.

 

Jenny coraz częściej pomagała mamusi w kuchni. Ciut starsza siostra Hannah już tyle potrafiła. Mamusia tłumaczyła jak należy piec chałkę, dlaczego nie wolno przeszkadzać tacie w pracy i że nie wolno odzywać się przy babci Racheli. Życie kilkuletniej córeczki rabina biegło spokojnie. Za to Ala, po długich miesiącach oczekiwania usłyszała: „Tatuś wraca z niewoli!”. Nie wiedziała co to ta niewola, ale było jej wszystko jedno. Wraca! Mamusia była radosna, jakaś taka ładniejsza. Nawet przeszyła wypłowiałe zasłony na nową sukienkę. Babcia już nie narzekała, że w sklepach pusto i komuniści miasto opanowali. Ślusarz wrócił do mieszkania przy Szerokiej jesienią 1945 r.

Rabin przygotowywał się do ważnej konferencji. Jenny nie była już dziewczynką a dziewczyną. Do Torunia zjechali najwybitniejsi z wybitnych. Nawet sam cadyk Elijahu Guttmacher. Jenny wiedziała jakie to ma znaczenie dla ojca. Alunia, mając tyle lat co Jenny już ojca nie miała. Najpierw wraz z mamą wyjechał do Wałbrzycha, do którego Ala pojechała bodajże ze dwa razy. Została z babcią w rodzinnym Toruniu. Urodzona w dziwnym mieście na „W” siostrzyczka zmarła. Alunia zapamiętała tylko, że miała blond loczki. Potem odeszła ukochana babunia. Tata z mamą zabrali ją na jakiś Śląsk, do którego ich skierowano z Wałbrzycha. Mamusia znowu była smutna. Tato ślusarz chory. Zmarł. Ala ponownie szła za trumną. Miała 12 lat. Miasto, pod którym musiała zamieszkać nazywało się Rybnik. Jeszcze jeździła do Torunia, bo tam mieszkała siostra mamy – ciocia Liska. To były cudowne i niezapomniane momenty. Ciotka Liska miała mieszkanie, z którego balkonu można było patrzeć na Wisłę.

Kobieta wyszła z USC ze zdjęciami dokumentów, których szukała. Znała je z późniejszych odpisów, ale chciała widzieć oryginały. Na ślad nieznanej ciotki Liski nie trafiła. Niestety, nie znała jej nazwiska po mężu. Prababcia przed śmiercią mieszkała na ulicy Garbary 5. A jednym ze świadków na ślubie dziadka ślusarza i babci biuralistki był tokarz metalowy Edmund Winiarski. Na pewno kolega.

Jenny szykowała się do ślubu. Miała prawie 23 lata. Przyszły mąż był już wybrany. Mieszkał gdzieś daleko w jakimś tajemniczym Oberschlesien. Nikt jej nie pytał, czy chce wyjechać do miasta, które nazywało się Rybnik. 22 września 1870 r. Salomon Förder, kupiec z Rybnika, poślubił Jenny Kalischer, córkę rabina Zvi Hirscha Kalischera. Do zaślubin doszło w rybnickiej synagodze. Torunianka z Szerokiej 46 zamieszkała w małym mieście na Górnym Śląsku – w Rybniku.

Alusia, 11 listopada 1960 roku poślubiła Mieczysława. Do zaślubin doszło w kościele w Chwałowicach, dziś to dzielnica Rybnika. Torunianka z Szerokiej 42 od około 8 lat mieszkała na Górnym Śląsku – wtedy pod Rybnikiem.


Jenny i Salomon mieli 4 dzieci – 3 chłopców oraz dziewczynkę. Wszyscy urodzili się w Rybniku. Po jakimś czasie opuścili to miasto i przeprowadzili się do Breslau, gdzie Jenny zmarła w 1928 roku, w wieku 81 lat. Rabin Kalischer został w Toruniu uhonorowany stosowną tablicą przy ulicy Szerokiej 46. O tym, że dwie kamienice dalej mieszkał ślusarz Paweł Mania nikt, oprócz kobiety, nie wie. 

Alusia odeszła w wieku 61 lat. Miała tylko jedną córkę.

Kobieta, już w domu, na Górnym Śląsku, po raz n-ty zaczęła przeglądać album ze starymi zdjęciami i pękatą teczkę z dokumentami. Cenne skarby rodzinne. Odłożyła je. Czeka na nią prawie 600 stron pamiętnika toruńskiego artysty. Pisał go w czasie wojny. No i musi ustalić gdzie dziadek Paweł ślusarz był w tej „niewoli”. Może jeszcze kiedyś dojdzie do tego, co się stało z ciotką Liską i z rodzicami dziadka. Bo las zwany Barbarką, gdzie jesienią 1939 r. wrzucono do grobu masowego zamordowanego ojca babci Heleny, to odwiedziła. Tak jak wszystkie kamienice, w których przed wojną, w czasie wojny i po niej, mieszkali jej bliscy. 

A przy okazji jakiejś kolejnej wizyty we Wrocławiu na pewno pójdzie na grób Jenny Kalischer. W końcu była sąsiadką jej Mamy, Babci i Prababci, a potem rybniczanką. Nieważne, że w innych czasach. Do Torunia postara się też wrócić. W końcu jest wnuczką ślusarza z tego miasta.

28 października 2015

Rozmowa z babcią

Babcia przed wojnaMoja rozmowa z Babcią, której nigdy nie przeprowadziłam, bo byłam za smarkata, za głupia i miałam fiu bździu w głowie. Spisałam ją na potrzeby warsztatów blogowych, w których brałam udział i dzięki którym nie dość, że znowu poznałam fantastycznych ludzi, to jeszcze wgłębiłam się w jakieś nieznane i zawikłane historie rodzinne.

Publikuję tą rozmowę, gdyż jestem jedynym żyjącym ogniwem po kądzieli i nikt mnie za to nie pozwie do sądu 😉  No chyba, że Babcia, tam, gdzieś, kiedyś, da mi w łeb. Wczoraj, gdy mnie poproszono, by publicznie wejść w rolę Babci, czyli by odczytać jej/moje słowa emocje wzięły górę i w pewnym momencie ściśnięte gardło i łzy pozbawiły mnie głosu.

Sorry Babciu, puszczam to w eter. BTW im bardziej się starzeję, tym bardziej się robię do Ciebie podobna.

__________________________________________________________________

Czytaj dalej

Kategoria: Różniste, Rybnik | Możliwość komentowania Rozmowa z babcią została wyłączona