Willa przy Poczcie cz. 2
Pierwsza część opowieści znajduje się tutaj ➡ Willa przy Poczcie cz.1
Od 1923 r. napis „Salve” na podłodze pięknego budynku przy Pocztowej 4 w Rybniku witał kolejnego właściciela. Znowu nim został mistrz budowalny. Tym razem jednak nie był to Górnoślązak a Kociewiak. I przez to jest mi bliski, bo dwoje moich pradziadków pochodziło właśnie z Kociewia.
Urodzony w 1886 r., w małej wsi w Prusach Zachodnich, Józef Czarnecki jako młody człowiek wyruszył na południe, by szukać nowego życia pośród fabrycznych kominów i szybów kopalnianych. Znalazł je w Świętochłowicach, gdzie nie tylko zaczął karierę jako budowlaniec, ale i w 1910 r. założył rodzinę żeniąc się ze Ślązaczką spod Wołczyna, wtedy świętochłowiczanką. Gdy przybył do Rybnika, co miało miejsce jeszcze przed podziałem Górnego Śląska, reklamował się jako Bauingenieur (inżynier budowlany) i zapewne od razu zachwycił się wyjątkową willą przy Pocztowej. Gdy wdowa po mistrzu budowlanym Wenzliku sprzedawała ten budynek w 1922 r. małżonkom Herrmannom, to chyba nie miał jeszcze aż takich pieniędzy by ją kupić. Odczekał jednak rok i na początku kwietnia 1923 r. złożył swoją ofertę proponując za budynek wraz gruntem 26 milionów marek. U dr. Ogórka, rybnickiego notariusza, sporządzono stosowne protokoły wzajemnych uzgodnień i już w maju inżynier Czarnecki oraz jego żona Augusta mogli się cieszyć nowym nabytkiem, w którym zamieszkali. Zaraz też budowlaniec przeniósł z Rzecznej na Pocztową siedzibę spółki o nazwie „BUDGOR”, którą założył z inspektorem górniczym z Radlina i której przedmiotem działalności było „wykonywanie robót nad- i podziemnych i prac betonowych, jako też przedsiębranie wszelkich budowli górniczych tak na powierzchni jak i pod powierzchnią”, jak to odnotowano w Gazecie Urzędowej Województwa Śląskiego. W czasie swojej kariery w spółki wchodził dość często i równie często je opuszczał, w większości jednak prowadząc działalność po swoim nazwiskiem.

Do drugiej połowy lat 20. jego przedsiębiorstwo jakoś prosperowało, a na pewno w księdze wieczystej nieruchomości przy Pocztowej nie było żadnych hipotek. Pierwsza się pojawiła w kwietniu 1927 r. i została ustanowiona na poczet pożyczki w wys. 80.000 zł. W następnych latach kolejne hipoteki przyrastały lawinowo, bo i długi Czarneckiego chyba też. Wierzyciele szli do sądów, ale z odzyskiwaniem pieniędzy mieli spore problemy. Jednym z nich był katowicki architekt E. Kłos, z którym przez jakiś czas nasz budowniczy prowadził spółkę „Żelbeton”. Architekt dowiódł przed rybnickim sądem, że jego były wspólnik ma wiele długów, których nie myśli spłacać, że jego nieruchomości są zajęte przez komorników oraz, że stara się przepisać na żonę część swoich nieruchomości, by uchronić się przed licytacją. To ostatnie było prawdą, gdyż w 1930 r. Czarnecki poczynił kroki, by wydzielić z nieruchomości przy Pocztowej część działki z zabudowaniami gospodarczymi i darował je żonie.

Za sąsiada miał Rudolfa Straussa, który borykał się z takimi samymi problemami, więc na Pocztowej wierzyciele Czarneckiego na pewno mijali się z dobijającymi się o kasę u właściciela garbarni – przemysłowca z Radomia, jak to napisano na powyższej mapce.
W styczniu 1931 r. Skarb Państwa, zastępowany przez Prokuratorię Generalną, przybił ostatni gwóźdź do trumny i na nieruchomościach budowniczego ustanowił kolejne hipoteki za zaległości podatkowe od 1926 r. Urząd Skarbowy, banki, osoby prywatne, przedsiębiorcy (np. Fabryka Pieców Kaflowych z Żywca) – wszyscy starali się o zwrot należnych im sum i to doprowadziło do ogłoszenia przetargu przymusowego jego nieruchomości, w tym willi przy Pocztowej 4.

We wrześniu 1932 r. Sąd Grodzki w Rybniku powiadomił Wydział Hipoteczny, że wzmianki o przetargu oraz wszystkie hipoteki należy wykreślić, a jako właściciela „szwajcarskiego zameczku” należy wpisać adwokata z Rybnika – Jana Bonczkiewicza. Był to polski prawnik, który od 1926 r. był mężem pasierbicy ostatniego właściciela tutejszego browaru – Zygfryda Müllera. Berta, bo tak miała pani Bonczkowicz na imię, była Niemką i ewangeliczką, ale krótko przed ślubem dla swego męża przeszła na katolicyzm. Sam adwokat był bardzo aktywny społecznie i zawodowo. Był miejskim radnym, zasiadał w radzie parafialnej, angażował się w sprawy chóru „Seraf”, a przede wszystkim występował w imieniu swoich klientów. W 1937 r. miasto obiegła plotka jakby o mało co nie stracił życia, gdyż do jego kancelarii wtargnął uzbrojony w pistolet pijany człowiek, który dwa razy przez Bonczkowicza przegrał jakąś sprawę, sądząc się z klientką mecenasa. Na szczęście policja, którą wezwał jego pracownik, zapobiegła tragedii.
Państwo Bonczkowiczowie mieszkali budynku przy Pocztowej i przez jakiś czas adwokat prowadził pod tym adresem swoją kancelarię. Tu urodził mu się jedyny syn Alfred. I w tym budynku zmarł w czerwcu 1940 r. jako Johann Bonczkowitz.

Zanim jednak to się stało, tragicznie ze świata odszedł budowniczy Józef Czarnecki. Po zlicytowaniu jego willi, nadal starał się utrzymać na powierzchni i funkcjonował na budowlanym rynku. Przy okazji zajmował się innymi sprawami, które nie były mu obce. Był np. zarządcą masy upadłościowej właściciela cegielni z Czuchowa czy sekwestratorem cegielni w Wielopolu. Zadłużony zarządzał majątkiem innych zadłużonych – ot taka ciekawostka. W styczniu 1938 r. miała miejsce kolejna licytacja jednej z jego nieruchomości. Tym razem pod młotek poszła kamienica przy ul. Rzecznej 2, gdzie mieszkał. Niestety nie wiem, czy i kto ją kupił. Dla Czarneckiego wnet to już nie miało znaczenia. Umarł 6 kwietnia 1938 r., dwa dni przed swoimi kolejnymi urodzinami. Przyczyną zgonu było złamanie podstawy czaszki, do którego doszło w wyniku tragicznego wypadku na ul. Sobieskiego. Budowniczy jadąc rowerem zderzył się z jadącym z przeciwnej strony mieszkańcem Ochojca i mimo szybkiego przewiezienia do szpitala brackiego przy Rudzkiej nie udało się go uratować.

Dwa lata później, już w czasie okupacji, wdową została Berta Bonczkowitz. Była spadkobierczynią męża i jako etnicznej Niemce pozwolono jej zatrzymać willę, z zaznaczeniem prawa pierwokupu dla Deutsche Reichspost (poczty Rzeszy), o co zresztą zawnioskowała od razu w grudniu 1940 r. Pani mecenasowa opuściła Rybnik przed końcem wojny i zamieszkała z synem Alfredem we Frankfurcie.

Willa w szwajcarskim stylu do dziś jest w rękach poczty, ale polskiej.
Niezmiennie pijam poranną kawę, więc jakby ktoś chciał mi ją postawić, to może to zrobić wirtualnie ➡ Kawa dla Małgosi
(Źródła: AP Racibórz, Katowice, Śląska Biblioteka Cyfrowa).