7 października 2016

Priesterowie – rybniczanie w Australii

Tym razem nie będzie smutnego zakończenia, choć jak zwykle o rybnickich Żydach.

Pod koniec sierpnia, mój niesamowity kolega „po fachu”, czyli Sławek Pastuszka z Pszczyny, zaplimplał do mnie późnym wieczorem: Małgosiu, mam prośbę. Czy możesz wyszukać mi coś na temat rodziny: Salo Priester [ur. 5 listopada 1877 w Rybniku]; rodzice: kupiec Adolf Priester i Pauline z domu Freund (oboje z Rybnika). W 1905 mieszkał w Smolnej, obecnie dzielnicy Rybnika, gdzie był karczmarzem. Żona: Martha z domu Guttmann [ur. 13 czerwca 1885 w Radostowicach]. Będę Ci serdecznie wdzięczny za pomoc.

i-hellmanns-majonez-babuni-650mlCo może zrobić Małgosia przy takiej prośbie? Lap na kolana, brele na oczy, kanapka ociekająca Hellmann’sem szybko w dziób, obaniałe nogi na pufa i w te pędy przeszukiwanie folderu z Priesterami. Salo mój, czyli z Rybnika, żona od Sławka, czyli spod Pszczyny. Śląskie małżeństwo zawarte przed rabinem w mieście Pless. Błyskawiczny przelot po Priesterach. Sławku, mam dwóch Priesterów o imieniu Salo. Fejs przesyła Sławkowi pliki. Jakiś Salo, w 1907 r. uczestniczył w kongresie syjonistycznym. Jeden Salo był wykazywany jeszcze w wykazach podatkowych Rybnika w latach 20-tych. Potem z powodu jego śmierci gmina przeprowadza wybory uzupełniające w swoich władzach. To chyba nie ten, którego szukamy. salo-priesterMam jeszcze coś. A takie tam sobie kiedyś screeny porobiłam z dokumentów, które są na Centralnej Bibliotece Judaistycznej. To dokumenty z Gliwic, coś a la karty adresowe. Sławku patrz! No ożesz Ty! Mamy go! Salo Priester geboren in Rybnik. Data urodzenia pasuje. Kaufmann. Może to ten syjonista, kto wie. Adresy, pod którymi mieszkał i na końcu dopisek: Australia??? Ja pierdziuuuuu! Ołówkiem dopisana data 6.6.39 i Australia! Salo mieszkał w Gliwicach od 1922 do 1939, no i ani chybi udało mu się wyemigrować do Australii. Za chwilę mamy jeszcze syna Salo – Kurta.

Taki sam dokument, tylko Australia z datą wcześniejszą, bowiem 25.10.1938. Już sobie w głowie dopisuję całą historię. kurt-priesterKurt ściągnął tatę na drugą półkulę. Z podniecenia aż kolejny kęs kanapki z majonezem robi ciult na klawiaturę 😉 I herbata wystygła. Nawet nie drażni mnie przelot Płoszaja po wszystkich możliwych kanałach tv.

Lecę dalej z przeszukiwaniem Internetu i własnych zasobów laptopowych. Prawie równocześnie ze Sławkiem znajdujemy informację o śmierci Salo Priestera. Zmarł w Australii 25.04.1943 r. Pochowany został na cmentarzu w Melbourne.

Analiza znalezionej w sieci klepsydry podsuwa kolejnych członków rodziny, którzy jak widać umknęli Hitlerowi. Żona (ta z Pszczyny), pochodząca z Berlina synowa Ilse i córka Lotte z mężem Erichem Manneberg (z Mannebergów wodzisławskich – sprawdziłam).

salo-smierc-aufbau-1943

No i syn Kurt, którego namierzam na statku Strathnaver. Gliwice, gdzie mieszkał przy Schroterstrasse 9 (obecnie Ziemowita), pożegnał pod koniec października 1938 r., czyli jeszcze przed Nocą Kryształową, a na australijski ląd zszedł wraz z żoną 5 grudnia 1938 r. Sam sobie zapłacił za podróż do wolności.

strathnaver_ship

Chyba na gwałt przed opuszczeniem Trzeciej Rzeszy się zaręczał i brał ślub. W Jüdisches Gemeindeblatt für Oberschlesien (Gleiwitz 1938-1939) można odnaleźć notki na temat zaręczyn (wrzesień)…

zareczyny-kurta-i-ilse-wrzesien-1938

ślubu (październik)…

slub-kurt-in-ilse

podziękowań…

kurt-i-ilse

… no i zdawkową informację o wyjeździe do Australii. Szczęściarzy opuszczających wówczas Gliwice było kilku.

info-o-emigracji-pazdziernik-1938

Kurt po przybyciu do, jakże obcego dla niemieckiego Żyda, kraju na pewno zrobił wszystko co mógł, by ściągnąć ojca oraz matkę i siostrę z mężem. Na szczęście udało się. Salo i Martha Priesterowie, jak podają dokładne niemieckie zapiski, opuścili miasto Gleiwitz 6 czerwca 1939 r. i do Australii dotarli na statku Strathallan 17 lipca. Tym razem za pieniądze rządowe – sądzę, że chodzi o rząd Australii. Zakładam, że córka Salo, a zarazem siostra Kurta – Lotte Manneberg z mężem, też w ten sposób dotarła na drugi kraniec świata. Jakaś książka o skomplikowanym niemieckim tytule pokazuje Salo i Marthę (której już wówczas dodano imię Sara) oraz ich córkę z zięciem na listach emigracyjnych o bliskich numerach. Myślę, że płynęli razem. Kupa szmalu na to poszła.

Troje urodzonych w Rybniku Żydów: tata Salo (ur. 5.11.1877), jego córka Charlotte (ur. 12.07.1906) i syn Kurt (7.06.1911) zostali Australijczykami, choć Salo na niezbyt długo z racji wieku, w którym dotarł do ziemi, która dała mu schronienie za życia i po śmierci.

law-notices

Jego siostra Elfryda, również z urodzenia rybniczanka, z zamieszkania gliwiczanka, niestety zginęła w Auschwitz.

Gdzieś mi mignęło przed oczami, iż do początku lat 40-tych do Australii dotarło około 8000 niemieckich uchodźców żydowskich. Wiem na 100%, że Priesterowie nie byli jedynymi rybniczanami w tej grupie.

akt-urodzenia-kurta

Jak więc widzicie wreszcie wyskoczyła z Szuflady szczęśliwa historia o rybnickich Żydach. Kurt zmarł w 1993, pochowany został na cmentarzu w Melbourne.

Żył 82 lata, z czego 55 z dala od Europy, miasta swoich narodzin czyli Rybnika i miasta swej młodości, czyli Gliwic. Doczekał syna, 3 wnuków.

Ciekawi mnie, czy był po wojnie w Gliwicach.

(Z lewej akt urodzenia Kurta Priestera, poniżej płyta nagrobna na cmentarzu)

grob-kurta

Powinnam jeszcze dodać, że znalazłam informację o tym, iż służył w wojsku australijskim od 16 marca 1942 roku w stopniu szeregowego. Reszta, czyli okoliczności uratowania się całej rodziny pozostają tajemnicą. Znalazłam namiary na potomków Kurta, ale nie będę do nich pisać, bo nie chcę się narzucać :-). Może sami kiedyś natrafią na ten wpis.

Aaaa, jeszcze jedno przed snem. Salo Priester Australijczyk był bratem Huldy, która wyszła za Maxa Weisslera z Mikołowa, o czym pisałam przy okazji wizyty chasydzkiego małżeństwa na mikołowskim kirkucie. Tak to się plecie na tym żydowskim Śląsku 😉

Zdjęcia grobu Kurta Priestera pochodzi z:

https://billiongraves.com/grave/Kurt-Priester/18059681#/

Karty adresowe pochodzą z:

http://cbj.jhi.pl/?q=Priester

Fota statku wzięta z Wikipedii, zaś wycinki z Jüdisches Gemeindeblatt für Oberschlesien (Gleiwitz 1938-1939) można odnaleźć tu:

https://archive.org/stream/juedischesgemeinreel01#page/n45/mode/2up/search/Priester

A kamienica, w której mieszkali Priesterowie przed emigracją wygląda dziś niesamowicie. Na razie jedynie zdjęcie z Google View, ale mam zamiar kiedyś osobiście dotknąć tych drzwi.

ziemowita-9

 

Kategoria: Judaika, Rybnik | Możliwość komentowania Priesterowie – rybniczanie w Australii została wyłączona
13 sierpnia 2016

Z Rybnika do lasu Bikernieki, czyli o Emmie z rodu Aronadych

Do napisania o jakiejś osobie zawsze jest mi potrzebny impuls. Taki „pyk” w głowie, który każe szukać informacji, w większości śladowych, ale wartych pokazania. Tym razem ten „pyk” mnie pyknął po wizycie w najlepszej rybnickiej księgarni, czyli w Orbicie – u pana Janka. Pan Janek, księgarz i kupiec, jakich dziś szukać ze świecą, z radością mi pokazywał kapitalne udekorowanie swej nowej przestrzeni sklepowej, czyli byczą fototapetę, na której widać budynek, w którym obecnie opowiada (bo nie tylko sprzedaje) ludziom o książkach. Wdaliśmy się w krótką pogawędkę, bowiem na początku XX w. w tym miejscu miał sklep Żyd – Salo Prager. Pragerów mieliśmy w Rybniku jak mrówków i większość z nich wyjechała jeszcze przed zmianą państwowości Rybnika. Akurat Salo był tym, który tu był najdłużej, ale chyba tylko do 1923 r. Nie on mnie jednak pyknął w trakcie wizyty u pana Jasia. Na starej pocztówce, która posłużyła jako dekoracja ściany księgarni widnieje również nazwisko Aronade.

Aronade na rynku przed 1922

Już tu o Aronadych wspominałam wielokrotnie. Ich teczka w segregatorze jest dość gruba. Folder w kompie też ma sporo plików. Wieczorem zaczęłam przeglądać to wszystko, kombinować i wzrok padł na Emmę. A w zasadzie na adnotację o jej narodzinach. Z kobietami to już tak jest, że przepadają w mrokach dziejów, bo wychodzą za mąż i zmieniają nazwiska, tym samym są trudne do wyśledzenia. Z Emmą było inaczej, bo znalazłam jej ślady. Niestety, jak to zwykle bywa w przypadku Żydów, te ślady są smutne.

Emmas Geschichte, czyli historia Emmy z wielkiego rodu

Szanowany kupiec rybnicki Jonas Aronade i jego żona Dorel z rodu Rahmerów mieli sporą gromadkę dzieci. W sumie 4 dziewczynki i 5 chłopców. Jonas miał palarnię kawy, skład towarów kolonialnych, kamienicę na Rynku oraz ciąg kamienic przy ulicy Zamkowej. Synów powoli wdrażał w interesy, a dziewczyny dobrze wydawał za mąż. Jedna z córek – Regina po ojcu miała grajfkę (zacięcie) do handlu i sama przez wiele lat prowadziła interesy poza Śląskiem. Córkę Marię, Jonas wydał za rybnickiego kupca Altmana i ona być może też po śmierci męża wytwarzała gorzałę, bowiem taki był profil produkcji geszeftu rodziny Altmanów  😉 A Emma?

Emma dokument urodzenia

Emma urodziła się w maju 1872 r. i była najmłodszą z córek Jonasa i Dorel. Wydano ją za Hermanna Friedländera – kupca. Raczej nie był on z TYCH  Friedländerów. Tu mam na myśli potentatów w przemyśle górniczym i hutniczym na Śląsku. Hermann był tylko zwykłym Kaufmannem, a raczej destylatorem. Zresztą w Rybniku i okolicy „zwykłych”  Friedländerów też kilku było i Emma właśnie za jednego z nich wyszła za mąż. Pochodził z Czerwionki.

Jej życie dorosłe jest niewiadomą. Wyjechała z mężem z Rybnika, prawdopodobnie w poszukiwaniu lepszego miejsca do życia. I to miejsce, czyli Berlin na pewno było dobre do czasu, gdy do władzy doszli bardzo źli ludzi. W dodatku w demokratycznych wyborach. To się zdarza i w dzisiejszych czasach  🙁 Na pewno życie Emmy jej i córki drastycznie się od tego momentu zmieniło na gorsze. Gdyby została w Rybniku, to choć do 1939 r. byłaby bezpieczna. Gdyby wybrała do życia, powiedzmy Gliwice, to w miarę długo chroniłaby ją Konwencja Genewska, dająca prawa mniejszościom na terenach przygranicznych. A Berlin? Zimne serce nazistowskiego państwa nie chroniło Żydów, zresztą jak i cała reszta tego potwornego organizmu. Czy w maju 1939 roku, gdy mieszkała na pierwszym piętrze lewego skrzydła kamienicy przy Güntzelstrasse 49 myślała jak piękny może być rybnicki rynek wiosenną porą? Kamienicę położona w zachodniej części Berlina, zamieszkiwali w większości Żydzi.

Guntzelstrasse

Czy wspominała swoje dzieciństwo w małym prowincjonalnym miasteczku? Na pewno rok później, czyli we wrześniu 1940, gdy musiała zamieszkać jako sublokatorka Jenny Goldberg, była już wdową. Nie ma wątpliwości, że życie tej starszej już wówczas pani było ciężkie. Niewątpliwie nie zdawała sobie sprawy, co wnet nastąpi i jaki będzie jej koniec, bo tego nikt w najgorszych snach nie mógł przewidzieć.

W trakcie kilkudniowych wykopów w googlu natrafiłam na taki ciekawy trop, związany z wspomnianą wyżej Jenny Goldberg, czyli osobą, u której zamieszkała na jakiś czas dawna rybniczanka Emmy. Uwaga! Teraz znowu będą, jak zwykle zresztą, tylko hipotetyczne rozważania, których nie da się w żaden sposób potwierdzić. To będą takie sensacje XX wieku z Szuflady 😉 Otóż mężem Jenny Goldberg był  Fritz Scherwitz, postać dość kontrowersyjna. Dla powojennych historyków i prokuratorów – oprawca, dla niektórych, będących w mniejszości – zbawca. Schweritz był Żydem, zarazem SS-Obersturmführerem w obozie koncentracyjnym w miejscowości Lenta pod Rygą. Urodził się na Litwie, w Berlinie pojawił się dopiero w latach 30-tych, prowadził kilka interesów i z tego co o nim wyczytałam, to był niezwykle uzdolniony, choć brakowało mu formalnego wykształcenia. W Rydze po raz pierwszy pojawił się jako kierowca Gestapo. Potem przydzielono mu małe komando żydowskie, które zajmowało się produkcją odzieży, głównie z ciuchów po zamordowanych Żydach z okolicznych gett. Po jakimś czasie został komendantem obozu w Lencie.

W owym czasie nasza Emma z rodu Aronadych mieszkała nadal u jego żony Jenny i na pewno już nie nadawała się do skierowania do jakiegokolwiek obozu pracy z uwagi na wiek. Może prosiła Jenny o pomoc i wstawiennictwo u męża, bo zapewne wiedziała, że jest szychą w SS. Niestety, wraz z około 1000 niemieckich Żydów 15. sierpnia 1942 r. wyruszyła w swą ostatnią podróż. Tym razem nie na Zachód, a na Wschód. Wszystkim mówiono, że jadą na Wschód. Tobołek, Güterbahnhof Moabit i do pociągu.  O „ostatecznym rozwiązaniu” Żydzi niemieccy nie wiedzieli. Ten Wschód to był kierunek Ryga. Dlaczego przydzielono tą starszą panią do tego transportu, skoro w zasadzie (przynajmniej tak mówi wiele źródeł) tym transportem Niemcy chcieli uzupełnić braki siły roboczej pracującej na potrzeby Organizacji Todt? Sam Fritz Schweritz, już po wojnie, broniąc się przed zarzutami o mordy na więźniach, twierdził, iż był świadkiem, gdy jego żonę i dziecko zamordowano na jego oczach. Czyli tak jakby w tym samym transporcie z Emmą jechała i Jenny. Może to on zadziałał, by obie zostały skierowane do Rygi? To zdanie powinno być wypowiedziane tajemniczym głosem Wołoszańskiego i od razu by nabrało znaczenia.

Po 3 dniach pociąg dotarł do swego miejsca przeznaczenia. I choć przywiezieni niemieccy Żydzi mieli być ulokowani w ryskim getcie, które w owym czasie było już puste po masowym mordach na łotewskich Żydach jesienią i zimą 1941, to decyzja została zmieniona i natychmiast prawie wszyscy zostali zgładzeni w lesie Bikernieki. Emma miała wtedy 70 lat i jest wielce możliwe, że już transportu nie przeżyła. Jeśli zaś przeżyła, to kto jej strzelił w głowę? Łotysz? Niemiec? Ukrainiec? Czy wpadając na resztę ciał żyła jeszcze? Czy myślała o córce Kate? Ehh, znowu smutnie się porobiło.

Losy tej córki, która wraz z mężem była zameldowana pod tym samym adresem w Berlinie – u Jenny Schweritz są w miarę znane. Zachowana deklaracja majątkowa z 6 sierpnia 1942 podaje, iż córka Emmy – Kate i jej mąż Walter Becker mieli pozwolenie na emigrację do Brazylii.  Wyemigrowali do Ameryki Południowej.

Poboczny bohater tej opowieści, czyli Fritz Schweritz przeżył wojnę. Po wojnie został skazany na kilka lat więzienia za zbrodnie m.in. na Żydach, choć on sam uważał, że wstąpił do SS po to, by ratować swą rodzinę oraz innych Żydów. Taka niby V żydowska kolumna w SS. Cała rodzina zginęła w czasie wojny i w zasadzie nie miał kto potwierdzić jego słów, za wyjątkiem przybranej siostry. Historycy do dziś się spierają, czy był zbrodniarzem, czy zbawcą. Ja osobiście nie wierzę w jego dobre zamiary. Na mój rozum, to Schweritz po wojnie ciulał ile wlezie. Emmy by też nie uratował. Bo i z jakiej racji miałby się przejmować jakąś tam starą lokatorką swej żony. Jeśli już tam kogoś w obozie ratował, to za kasę.

Po Emmie od jakiegoś czasu jest ślad w Berlinie. Przy Güntzelstrasse 49, czyli kamienicy gdzie mieszkała przez wiele lat wraz z wieloma innymi niemieckimi Żydami, pochodzącymi z najrozmaitszych miast, 20 marca 2007 r. osadzono w bruku kamień pamięci. Po niemiecku to lepiej brzmi: Stolperstein, czyli „kamień, o który się potykamy”. Łącznie przy tej kamienicy upamiętniono 21 osób, zamordowanych w Auschwitz, Theresienstadt, Rydze, czy na Majdanku. Mosiężne tabliczki umieszczono w chodniku przy wejściu głównym. Emma z Rybnika jest upamiętniona w mieście, w którym spędziła większość swego życia.

Emma by James Steakley Wikipedia

Korzystałam m.in. z książki „Mistrzowie śmierci. Einsatzgruppen” R. Rhodes oraz „Final solution in Riga: Exploitation and Annihilation, 1941-1944” autorami której są A. Angrick, P. Klein, R. Brandon.

Zdjęcie Stolpersteinu Emmy pochodzi z Wikipedii i jego autorem jest James Steakley. Zdjęcie kamienicy, w której mieszkała Emma – Google View. Kamienica jest wielkim kompleksem i niestety google pokazuje jedynie jej fasadę od strony ulicy, a Emma chyba mieszkała w jakimś bocznym skrzydle.

Kategoria: Judaika, Rybnik | Możliwość komentowania Z Rybnika do lasu Bikernieki, czyli o Emmie z rodu Aronadych została wyłączona
23 lipca 2016

Ada (odcinek 4)

Od poprzedniego odcinka z Adą minęło trochę czasu, więc zanim przejdę do kolejnego przypominam o kim ten scenariusz napisany przez życie.

 ➡ Ada (trailer)  ➡  Ada (odcinek 1)  ➡  Ada (odcinek 2)  ➡  Ada (odcinek 3)

Odcinek 4:

Miejsce akcji: Rybnik

Czas akcji: wiosna 2016

Występują: syn starszej pani, ojciec starszej pani (pośmiertnie), Chaim Schwerdt (pośmiertnie), amerykański Chińczyk, moja koleżanka, pani tłumacz, ja.

Myję okna. Dryń, dryń. Dzwoni moja komórka. Odbieram.

Dialog:

Koleżanka: Cześć Małgosiu.

Ja: No hej 🙂

Koleżanka: Ty jakiś czas temu zajmowałaś się historią jednej Żydówki w Rybniku.

Ja: O którą chodzi, bo mam ich na tapecie sporo  :mrgreen:

Koleżanka: Tą, która była przechowywana w Rybniku w czasie wojny.

Ja (maksymalnie zdziwiona): A skąd Ty o tym wiesz?

Koleżanka: Już tłumaczę. Otóż niedawno, zupełnie przez przypadek, zgadałam się z kimś z mojej dalekiej rodziny na ten temat. To syn starszej pani, u której byłaś i z którą rozmawiałaś o tej dziewczynce. Ta pani zmarła.

Ja: Tak, wiem.

Koleżanka: No, to syn teraz niejako likwiduje mieszkanie po mamie i znalazł listy, które Cię mogą zainteresować.

Ja (już czując to lekkie podniecenie, które towarzyszy detektywom): Dziewczyno! Dawaj namiary na człowieka!

Koleżanka: Zaraz Ci poślę smsem.

Ja: Rewelacja! Dzięki za pamięć!

Dzwonię. Dialog drugi za 2 minuty.

Ja: Dzień dobry. Nazywam się… jakiś czas temu spotkałam się z pana mamą i ponoć znalazł pan coś, co dotyczy moich poszukiwań.

Syn starszej pani: Tak. Zaraz oddzwonię. Teraz jestem ciut zajęty.

Ja: Ok. Dziękuję.

Czekam jak na igłach na telefon. Mycie okien olewam.

Dryń, dryń.

Ja: Tak?

Syn starszej pani: Teraz już mogę mówić. Otóż znalazłem dwa listy adresowane do mojego dziadka. Listy, które wysłane zostały do niego przez Chaima Schwerdta pod koniec lat 60-tych XX wieku z Niemiec.

Ja: Chaima? Wiem o Maksymilianie, Otto, ale o Chaimie nic.

Syn starszej pani: Chaim to był brat Maksymiliana, a zarazem tata Ady.

Ja w duchu: No wreszcie! Wiem kim była Ada dla Maxa i Otto!

Syn starszej pani: Myślę, że najlepiej będzie, gdy się spotkamy i wymienimy swoimi informacjami. Przyniosę te listy.

Ja: Jasne. W takiej sprawie to mogę się spotkać o każdej porze dnia i nocy.

Czas akcji: za parę dni.

Miejsce akcji: Rybnik, miła kawiarenka.

Występują: syn starszej pani, ja oraz kilka klientek kawiarenki patrzących od czasu do czasu ze zdziwieniem i rozbawieniem na dwoje ludzi siedzących przy kawie i wpadających w zachwyt nad jakimiś kartkami.

Dialog:

Syn starszej pani: My to się chyba skądś znamy…

Ja: Też mi się tak wydaje. Ze szkoły?

Syn starszej pani: A gdzie chodziłaś do liceum? Do Hanki?

Ja: Tak. No jasne, znamy się z Hany 🙂

(Dalej dialog krąży wokół Hanki, więc nie jest istotny dla Ady).

Syn starszej pani wyciąga swoje odkrycia, a ja swoje zgromadzone karteluszki i informacje.

Syn starszej pani: U nas w domu o tej historii wiedziano, ale bez szczegółów. Teraz, przy okazji likwidowania mieszkania po mamie, znalazłem te dwa listy. Są po niemiecku. Mogę ci je na szybko przetłumaczyć. Listy napisał Chaim Schwerdt do mojego dziadka, prawdopodobnie po tym, jak dziadek zaczął szukać z nim kontaktu. Mam tu kopię listu, który dziadek otrzymał z urzędu w Regensburgu. Podano mu wówczas adres Chaima. Nie wiem o czym pisał dziadek do Chaima, ale mam jego odpowiedź. Wiem już dziś, na podstawie analizy tych listów, że w ratowanie Ady i Chaima byli zaangażowani jeszcze inni członkowie mojej rodziny. Dzwoniłem kilka dni temu do mojej kuzynki i była w szoku, gdyż w ogóle nie wiedziała o tym.

Ja (dotykając z szacunkiem listy i słuchając szybkiego ich tłumaczenia): Ale czy wynika z nich skąd się oni u nas wzięli? Znaczy się Ada i Chaim?

List Chaima

(Ja w duchu: muszę mieć swoje tłumaczenie tych listów i na mur kupię książkę Otto i Maschy Schwerdtów, jak znajdę wersję angielską, bo z wujka G. widziałam wielkie „G”).

google

Syn starszej pani: Nie wiem. Myślę, że dziadek miał jakieś wspólne interesy z Chaimem. Chyba znali się przed wojną. Tak wynika z listu. Może coś szmuglowali przez granicę, gdyż razem ich aresztowano. Z listu Chaima wynika, że Niemcy go bardzo okrutnie traktowali w więzieniu, w przeciwieństwie do dziadka. Ten miał lżej. Chaim napisał również, że dziadek mu obiecał uratować Adę. Potem jest parę zdań, z którymi się nie zgadzam, ale rozumiem, że przez Chaima przemawiała gorycz i pamięć o tym co przeżył. Chaima ukrywała m.in. moja rodzina i, nieznany mi z bliżej ktoś o nazwisku Chlubek, w Skrzyszowie. Chyba w jakiejś piwnicy, czy lepiance.

(Ja w duchu: to by pasowało do relacji Ady złożonej po wojnie w Yad Vashem).

Syn starszej pani: Daję ci ksera tych listów. Może coś więcej wyciśniesz tej historii.

Ja: Czy mogę to opisać na Szufladzie?

Syn starszej pani: Tak.

Ja po powrocie do domu: Wujku Google, teraz pomóż mi znaleźć angielską wersję  książki Otto Schwerdta i jego córki i to w miarę tanio. Amazon.com. Mam. Logowanie. Kupuję najtańszą. Gówno. Nie wysyłają poza USA. Szukam dalej. Jest, parę dolców droższa. Klik, następny klik, i jeszcze klik. Będzie do 3 miesięcy. Trudno, nie będę zamawiać w trybie ekspresowym, bo mnie na takie fanaberie nie stać, choć chciałabym od razu wiedzieć jak przeżył Chaim i Ada.

Chaim Schwerdt (2)

Ja do taty: Mam parę kartek do przetłumaczenia z niemieckiego. Możesz ktoś z twoich znajomych?

Tata: Załatwię.

Za 3 dni mam perfekcyjnie przetłumaczone listy Chaima Schwerdta, ojca Ady, wysłane do Polski w 1967 i 1968, no i mam bardzo pogmatwane myśli w głowie.

Otto Schwerdt (74)

Po dwóch tygodniach przychodzi z Illinois paczuszka wysłana przez Yinghai’a. „Gdy Bóg i świat spał”. Ja tej nocy nie śpię. 110 stron łykam bez kombinowania, że nie każde angielskie słowo jest mi znajome.

Już wiem. Może nie wszystko, ale bardzo dużo. Wiem ilu ludziom moja Ada zawdzięcza życie. Ale o tym w następnym odcinku.

 

 

 

 

 

 

 

Kategoria: Judaika, Rybnik | Możliwość komentowania Ada (odcinek 4) została wyłączona
14 maja 2016

Ada (odcinek 3)

P1310471Miejsce akcji: gdzieś na Europą w klaustrofobicznym samolocie tanich linii lotniczych

Czas akcji: rok po ostatnim odcinku – luty 2016

Występują: ja, mój tata, załoga tanich linii lotniczych

Ja w duchu odmawiająca, jedną za drugą, Zdrowaśkę; maksymalne napięcie wszystkich mięśni, bezwład nóg, strach obezwładniający każdy fragment mojego ciała i myśli. Dobrze, że mam spisany testament.

Tato wyluzowany z pozoru, ale na pewno też zamartwiający się powodem, dla którego lecimy do Anglii, czyli pogrzebem swego najstarszego brata. Rozwiązuje krzyżówki i udaje kolo-luzaka, bym przeżyła lot samolotem, którą to maszyną z definicji nie latam, a jeśli już mi się zdarzało w przeszłości, to tylko wstanie nietrzeźwości. Tym razem nie wchodzi to w rachubę, gdyż wykluczają to niewłaściwe prądy przeskakujące w moim mózgu.

Dialog:

Tato: No widzisz, już wystartowaliśmy.

Ja: Nic nie mów!

Tato: No przecież wiesz jakie są statystyki. Więcej ludzi ginie rocznie w samochodach niż w samolotach.

Ja (wyciągając książkę): Możesz nic nie mówić! Sranie w banie ze statystykami. W aucie to masz szanse, tu nie.

Tato: O! Popatrz już przedarliśmy się przez chmury. Jaki piękny widok.

Ja: W dupie to mam. Sam se  patrz na to skrzydło. Na pewno z niego zaraz nity odpadną. Nie mówiąc o tym, że się mogą na nas zamachnąć. Tu się wszystko telepie. Ten samolot to trup jakiś. PeKaeS chyba.

Tato: Może chcesz kanapkę?

Ja: Nie chcę. Pilnuję czasu, by połknąć tabletkę, bo jak Ci tu dostanę z nerwów ataku epi, to będzie awaryjne lądowanie.

Tato: Eee, przesadzasz. Histeria i tyle.

Ja w duchu: Muszę się na czymś skoncentrować. Nie mogę patrzeć non-stop na przechodzący personel i nie mogę analizować, czy coś złego się dzieje, bo faktycznie zaraz mnie tu coś chwyci. Popijam Depakine łykiem mineralki i otwieram, zabraną na szybko z domu, książkę na pierwszej lepszej stronie. Czytam i kompletnie do mnie nie dociera co czytam.

ksiazka w ktorej jest o Adzie

Tato: Co czytasz?

Ja: Co ja mogę czytać? O Żydach. Magda mi na podróż kazała wziąć jakąś książkę o Holokauście, bym mogła sobie w każdej chwili lotu myśleć, że w getcie było gorzej.

Tato: A co ma do tego getto?

Ja: Zawsze jej tak mówię, gdy to ona piętrzy problemy, które napotyka. Od lat w takich momentach jak lajera* gadam: Pomyśl, że w getcie było gorzej. Odbiła mi piłeczkę. No to wzięłam książkę Barbary Engelking, którą mam pożyczoną (nota bene od ponad roku) od koleżanki.

Tato: I o czym to jest?

Ja: O Polakach, którzy nie pomagali, donosili, o Żydach, którzy szukali pomocy, ginęli i takie tam. Dołujące.

Tato: No to czytaj.

Steward: Zbieramy zamówienia na ciepłe posiłki i napoje.

Ja w duchu: Chyba by ich nie zbierali, gdyby ten samolot się już psuł.

Wracam do czytania bez zrozumienia. Kartka za kartką, nazwiska, daty, miejscowości. Kiwam się jak Żyd przy modlitwie, ciasno, nogi puchną. To jest wbrew prawom fizyki, by taka góra żelastwa mogła latać tak wysoko.

Tata: No i jak książka? Jak się czujesz?

Ja kłamiąc: Spoko.

Ja w duchu: No ku… mać, niech się zajmie tymi krzyżówkami, a nie pyta co 5 minut, jak się czuję. Źle się czuję i tyle. Wodzę oczami po literach. Przerzucam dalej kartki bez myślenia.

Gdzieś na Niemcami.

Następna kartka. Czytam: Gdy zmniejszały się napięcie i strach pojawiały się równie trudne do zniesienia monotonia, nuda, bezruch i konieczność „trwania bez istnienia”. 

Ja w duchu: No widzisz Małgosia. Strach i napięcie ci towarzyszy. Ale trwasz z istnieniem. Czytam szybko dalej, bo w następnym zdaniu widzę słowo „Ada”. Ada Schwerdt. Ja pinkolę (w duchu było inne słowo). Moja? Moja Ada? Czytam: Wspominała o tym w swojej relacji na przykład Ada Schwerdt, która ukrywała się wraz z ojcem w piwnicy u chłopa Chlubka we wsi Rybniki: >>Ojciec mój miał ze sobą swoją fajkę i nauczył mnie palić. Siedziałam całe godziny w kącie ciemnej zawsze izdebki, paliłam fajkę i obserwowałam unoszący się pod sufit dym<<. Opada mi niepokój związany z lotem i zaczynam analizę tych zdań i przypisu. Już w końcu myślę racjonalnie. Przypis jest następujący: Ibidem (tu chodzi o Yad Vashem), O3/1267, Relacja Ady Schwerdt, brak dokładnej lokalizacji miejscowości, prawdopodobnie chodzi o wieś Rybniki, koło Białegostoku, w gminie Wasilków.

przypis

Ja cię kręcę! Przecież ja to już raz znalazłam w Internecie, ale odrzuciłam ten wątek poszukiwań Ady, uznając za niewłaściwy z powodu tej wsi Rybniki! A to jest ten trop! Nie może być inaczej. To na 99% jest moja Ada. Kompletnie zapominam, że lecę samolotem.

Steward: Czy może pani coś podać?

Ja: Nie dziękuję.

W duchu: Masakra! Dlaczego ponad dwa lata temu, gdy to znalazłam w sieci tak mnie zaćmiło, że olałam kompletnie taką informację? Dla małej dziewczynki Ady Rybnik i Rybniki to było to samo. Po latach, w trakcie spisywania jej relacji w  Yad Vashem po prostu doszło do literówki (zrozumiałej) i tak to poszło w świat. Barbara Engelking przeprowadzając kwerendę w archiwach Yad Vashem i szukając zeznań o Żydach ukrywających się na wsiach uznała, że chodzi o okolice Białegostoku. Poza tym według relacji starszej pani, Ada była również w Skrzyszowie, a to jest wieś. Dla Ady po wojnie Rybnik i Skrzyszów, to był jeden pieron, czyli wsio rawno. Małgosia, ale tu jest kolejny trop. Był jeszcze tata Ady! Max? No nie! Takie odkrycie na granicy Niemiec i Morza Północnego na wysokości tylu tysięcy metrów! Kurde, że też nie mogę tu włączyć komórki, by sieć jeszcze raz przegrzebać. A Chlubek? To nasze śląskie nazwisko. Już wiem, że na 100% chodzi o moją Adę. Nie ma mowy o dwóch Adach, to nie może być zbieg okoliczności. I co z tym tatą Ady? Starsza pani nie wspominała o tacie. Tata też był u nas na Śląsku? To nie mógł być Max, bo ten był w Auschwitz. Otto wykluczyłam ostatnio jako za smarkatego. Uspokojone prądy w mózgu pozwalają na formułowanie logicznych pytań i odpowiedzi. Jestem wreszcie sobą. Detektyw. Jak w moich ukochanych kryminalnych zagadkach CSI Las Vegas.

Steward: Prosimy zapiąć pasy.

Ja w duchu: No i musiał przypominać, że jesteśmy w powietrzu.

Tata: Chyba Anglię już widać.

Ja: I niech ją widać. Czuję, że się obniżamy. Uszy mam zatkane na maksa, a silniki tak ryczą, że chyba są zepsute.

Tata: Nie są zepsute. Hamowanie. Zaraz będziemy wchodzić w chmury.

Samolotem telepie, turbulencje. Ściskam rękę taty, że aż jest sina. Widać ziemię. Samolot się przechyla na jeden bok. Chyba zaraz umrę. Prostuje się. Robi rundę nad lotniskiem.

Ja w duchu: Teraz to już to możemy spadać. Zawsze jakieś szczątki odnajdą i choć grób zrobią. Najgorzej nad morzem.

Dup. Koła dotykają pasu startowego. Wylądował. Ufff. Chowam Adę do torebki. Dzięki Ada, pomogłaś mi przetrwać 3/4 lotu. Nawet nie wiesz ile mi siły dałaś.

Steward: Proszę państwa. Wylądowaliśmy na lotnisku w Stansted. Temperatura wynosi 2 C. Za chwilę będą państwo mogli włączyć komórki.

Ja: Za chwilę se włącz komórkę. No i załóż szalik. Zimno tu. I nie zapomnij torby. Krzyżówki Ci spadły. Tatuś powoli, ludzi wychodzą. Tu nie trzeba się pchać. Trzymaj się mnie blisko. Nie chcę byś się zgubił.

Tata: Ja jej nie wyłączałem nawet. Mam szalik. Nie niańcz mnie. Jestem dorosły.

Ręce mi opadają na te słowa. Dorosły, który zabrał szliczunieczek, komórki w samolocie nie wyłączył, choć 4 razy mu mówiłam. Teraz ja przejmuję dowodzenie. Tu mnie już epi nie dopadnie. Jestem w  mojej drugiej ojczyźnie – w Anglii. Tu mieszkają moi anglojęzyczni kuzyni, tu spędzałam swoją młodość, przeżywałam cudowne chwile, gdy PL była za żelazną kurtyną, tu mieszka mój najstarszy kuzyn, którego zawsze traktowałam i traktuję jak brata i tu pożegnam mojego ukochanego wujka, którego Wehrmacht zabrał spod chwałowickiej hałdy w 1943, a Anders osiedlił w Ipswich w 1946. Idziemy kilka kilometrów przewiązkami, by dojść do tłumu czekającego w kolejce na oficjalne wkroczenie na teren UK. Patrząc na to dochodzi do mnie, że to już chyba nie jest moja Anglia. O samolocie powrotnym pomyślę za parę dni. Ada i inni będą ze mną i dam radę, wiedząc, że oni mieli gorzej. Na razie muszę w tym tłumie pilnować dziadka (taty). To nie będzie dla niego łatwy pobyt.

Za pół godziny wpadamy w objęcia Marka i przestawiam myślenie na angielski język.

Anglia (1)

Wbrew pozorom to nie koniec opowieści o Adzie, więc już zapowiadam, iż to „be continued”.

balkon

*Lajera to po śląsku katarynka.

 

(Pisane na balkonie w przepięknych okolicznościach przyrody, mimo zalegającej mgły nad pobliską hałdą, po której jeżdżą spychy i mimo zimna jednego ze świętych)

 

Kategoria: Judaika, Rybnik | Możliwość komentowania Ada (odcinek 3) została wyłączona
7 maja 2016

Ada (odcinek 2)

Miejsce akcji: Rybnik

Czas akcji: grudzień 2013

Występują: ja, Gmina żydowska w Regensburgu (wirtualnie)

Ja w duchu: Tłumacz Google jest masakryczny. Że też nigdy mnie nie ciągnęło do niemieckiego.

Spisuję na kartce to, co mi podpowiada Internet: Otto Schwerdt urodził się w Braunschweigu w 1923. Jego rodzina przeniosła się do Polski w 1936 r. Mieszkali w Katowicach. Był wywieziony do Auschwitz. Max (chyba jego ojciec) też był. Po wojnie osiedlili się w Regensburgu. Max poślubił Rachelę. Max zmarł w 1955 r. Mieli córkę Cilly.

notatki

Ja w duchu: Z durnego tłumaczenia niemieckich stron wynika, że cała rodzina zginęła, więc kim była dla nich Ada, która nosiła to samo nazwisko? Dlaczego ja po niemiecku umiem tylko „Hände hoch!”? I jeszcze te prawa autorskie. Przez nie widzę tylko fragmenciki książek, co mnie jeszcze bardziej prowadzi do ślepych zaułków.

Dalej spisuję dane z sieci: Jakaś Ada Schwerdt jest opisana w książce Barbary Engelking „Jest taki piękny słoneczny dzień. Losy Żydów szukających ratunku na wsi polskiej 1942-1945”

Ja w duchu: Ale to chyba nie ona, bo nie zgadza się miejscowość. Podane są Rybniki. Poza tym książka jest o Zagładzie Żydów na wsiach, a Rybnik (nawet jeśli by przyjąć pomyłkę w nazwie) od wieków nie był wsią. W dodatku te Rybniki są w gminie Wasilków pod Białymstokiem. To nie ten trop.

Ze dwadzieścia okien na laptopie otwartych.

Spisuję: Otto Schwerdt zmarł nagle w Regensburgu w 2007 r. Był przez lata przewodniczącym gminy żydowskiej. Napisał książkę wraz ze swą córką.

W duchu: Ada nie mogła być córką Otto, bo był za smarkaty przed wojną. Nie ma wyjścia. Muszę napisać do gminy w Regensburgu.

Piszę: Nazywam się bla, bla bla i lecę z całą historią. Wyślij. Poszło. Wsadzam zapiski do koszulki i do segregatora pod „S”.

__________________________________________________________________________

Miejsce akcji: Rybnik

Czas akcji: styczeń, luty 2014.

Występują: ja, gmina żydowska w Regensburgu (wirtualnie), Cilly (wirtualnie) oraz ADA

Plim plim. Mail. Otwieram.

Dialog mailowy

Gmina żydowska w Regensburgu: Szanowna pani, niestety Otto Schwerdt nie żyje, ale może pani napisać do jego córki Maschy, która była współautorem jego książki. Podajemy adres mailowy. Z pozdrowieniami.

Ja: Szanowni Państwo, niezwykle dziękuję za ten kontakt. Również serdecznie pozdrawiam.

Ja do Maschy: Szanowna pani… bla bla dalej opowieść o starszej pani, która twierdzi, iż w jej domu była przechowywana Ada. Mam nadzieję, że jeśli ta opowieść jest prawdziwa, to Ada żyje i zechce się podzielić swoją historią. Pozostaję z szacunkiem.

Po jakimś czasie.

Plim, plim. Mail otwieram.

Cilly: Dear Madame Ploszaj, I am the ant from Mascha Schwerdt. You sent an e-mail to her. As she was a long time in Thailand, we can only now anser youer  questions. The story about Ada is true.  I am the doughter of Max and Rachela Schwerdt and the sister of Otto Schwerdt. Untill later………….Cilly Schwerdt. (Tłumaczenie: Droga pani Ploszaj. Jestem ciocią Maschy Schwerdt. Pani jej posłała maila. Ponieważ była ona przez długi czas w Tajlandii, możemy dopiero teraz odpowiedzieć na pani pytania. Historia Ady jest prawdziwa. Jestem córką Maxa i Racheli Schwerdt i siostrą Otto. Tyle na razie, Cilly Schwerdt.)

Ja przy kompie: YES! YES! YES! Historia Ady jest prawdziwa!

Za dwa dni plim, plim. Mail. Otwieram.

Cilly: Szanowna pani. W krótkich słowach postaram się dziś odpowiedzieć na pani pytania. Tak, Ada żyje, mieszka w Tel-Avivie. Zadzwonię do niej w ciągu tygodnia i spytam, czy mogę dać pani jej numer telefonu, tak by pani sama mogła z nią porozmawiać. Również poproszę o jej email, którego nie mam. Ada zna język angielski, więc będziecie mogły porozmawiać. Moja mama Rachela mieszka w Regensburgu, ma obecnie 89 lat. Dziś do niej dzwoniłam i potwierdziła mi, że Ada była w Rybniku. Teraz kilka słów o mnie… (to pomijam – Małgosia). Cieszę się, że mogę komuś pomóc w poszukiwaniu wiedzy o mojej rodzinie, ponieważ to były ważne dla nas wszystkich sprawy. Oddana, Cilly.

Ja do Cilly: Droga Cilly, tak się cieszę, że Ada żyje! Uwielbiam takie wspaniałe wiadomości. Powiedziałam to natychmiast mojemu tacie, który zadzwoni do starszej pani, by jej przekazać, że Ada żyje. Z niecierpliwością czekam na następne wieści i jestem niezwykle wdzięczna za pani pomoc. Bardzo, bardzo dziękuję, Małgosia.

Następnego dnia

Plim, plim. Mail. Otwieram, patrząc z przerażeniem na temat listu: Sorry!

Cilly: Droga Małgosiu, naprawdę bardzo mi przykro, ale muszę Ci powiedzieć, że dziś zadzwoniłam do Ady i ona nie chce rozmawiać na temat tych strasznych lat. Tak więc musimy uszanować jej decyzję i ona ma nadzieję, że to zrozumiemy. Ja rozumiem, bowiem wiem o tym od mojej mamy. Przesyłam najlepsze życzenia, Cilly.

Ja do Cilly: Droga Cilly, rozumiem i szanuję jej decyzję. Chciałabym poznać jej historię, ale jeśli Ada nie chce o tym mówić, to ja nie mam prawa dalej pytać. Być może któregoś dnia Ada zmieni zdanie i zechce mówić. Ludzie powinni dowiadywać się o takich złych rzeczach, by nigdy więcej już do nich nie doszło. Dziękuję za wszystko. Przekaż Adzie i jej rodzinie najserdeczniejsze życzenia ode mnie. A jeśliby kiedyś jednak chciała się ze mną skontaktować, to ja tu będę. Mam nadzieję, że któregoś dnia będę mieć szansę na rozmowę z nią. Mam nadzieję. Małgosia.

Ja do siebie: I w rzici! Rozumiem, ale w rzici. (czyli do dupy).

Ja do taty: Przekaż starszej pani, że Ada nie chce na ten temat rozmawiać. Obiecałam, że sprawdzę, czy żyje. To się udało. Nic poza tym. Nie mam prawa oceniać, mam obowiązek uszanować decyzję Ady. Moja ciekawość nie ma tu żadnego znaczenia. Koniec, kropka.

Wsadzam zapiski i wydrukowane maile do koszulki i segregatora pod „S”.

_________________________________________________________________________

Miejsce akcji: Rybnik

Czas akcji: styczeń 2015

Występują: ja, mój tata

Dialog:

Tata: Pamiętasz jak byłaś u tej starszej pani, która ci opowiadała o żydowskiej dziewczynce? Jak to jej było na imię?

Ja: Ada.

Tata: Aa, tak, faktycznie. No to ta starsza pani zmarła.

Ja: Oj, jak przykro. Idziesz na pogrzeb?

Tato: No pewnie.

Ja: Ciekawe, czy Ada jeszcze żyje?

Ja w duchu do siebie: I nadal nie wiem, jak Ada była powiązana z ocalałymi Otto i Maxem i jak się znalazła w naszych stronach. Jak ja nie lubię takich nierozwiązanych zagadek.

To be continued.

 

 

 

Kategoria: Judaika, Rybnik | Możliwość komentowania Ada (odcinek 2) została wyłączona
1 maja 2016

Ada (odcinek 1)

Miejsce akcji: Rybnik

Czas akcji: listopad 2013

Występują: mój tata, starsza pani, ja

Dialog I:

Tata: Moja znajoma, która wie, czym się zajmujesz chciałaby się z Tobą spotkać, bo ma jakieś wiadomości na temat żydowskiej dziewczynki, która była w czasie wojny przechowywana w domu jej rodziców.

Ja: Co? Niewiarygodne! Natychmiast umawiaj spotkanie.

Po paru dniach. Dom w Rybniku, stare meble. Starsza pani serdecznie wita, proponuje kawę, ciasto, kładzie na stole jakąś karteczkę zapisaną starannym pismem. Ja z rzeczami do notowania, komórka do nagrywania w razie czego.

Dialog II (skrócony):

Starsza pani: W sumie to niewiele pamiętam. Byłam dzieckiem i przy mnie za dużo nie mówiono. Mój ojciec pracował na kolei w Rybniku i chyba poprzez te kolejowe kontakty miał jakichś znajomych Żydów. Mieszkaliśmy w takiej kamienicy w pobliżu linii kolejowej. Skąd się ta dziewczynka u nas wzięła to nie wiem. Nazywała się Ada. Ada Schwerdt.

Ja: Ile miała lat?

Starsza pani: Była mała, chodziła przez jakiś czas do przedszkola, które było koło nas. Niemiecka przedszkolanka – Frau Marie coś podejrzewała, ale tatuś nam kazał milczeć. Gdy przechodzili goście, zawsze musiała się chować. Albo za szafą, albo za łóżkiem.

Ja: Jak to możliwe, że chodziła do przedszkola?

Starsza pani: Niestety niewiele pamiętam. Też byłam mała i przy mnie nie mówiono o wielu rzeczach. Pamiętam, że była ruda i miała kręcone włosy. Po wojnie wyjechała do Regensburga. Chyba do wujka Maxa (starsza pani się zastanawia).

Ja (również się zastanawiając): Może była niemiecką Żydówką?

Starsza pani: Nie wiem. Przepraszam, ale to było tak dawno temu.

Ja: Była u was aż do końca wojny?

Starsza pani: Niestety nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Wiem, że w pomaganie w jej ukrywaniu był mocno zaangażowany mój wujek Paweł ze Skrzyszowa. On bardzo pomagał.

Ja: To ona była ze Skrzyszowa? Ta Ada?

Starsza pani: Nie wiem. Nie pamiętam. Ada też tam była. W tym Skrzyszowie. Część mojej rodziny tam mieszkała. Pamiętam tylko to, co pani powiedziałam. Wydało mi się to ważne, by pani się dowiedziała o niej. To już tyle lat minęło.

Ja: Czy pani wie, co się po wojnie stało z Adą?

Starsza pani: Chyba była u wujka w Niemczech. Miał na imię Max. Kojarzy mi się, że był w Auschwitz. Znaczy się przeżył Auschwitz. Jego żona tam zginęła. Jeszcze była jakaś Rachela. Nie wiem. Mam tu na kartce zapisane adres Maxa i Racheli dla pani. Znalazłam to w starych papierach mojego taty. Może pani tam napisze… Ponoć Ada wyszła za mąż za pilota.

Ja: Czy kiedykolwiek starała się pani z nią kontaktować?

Starsza pani: Nie. Tata chyba miał z nimi jakiś kontakty. Ja to bym się tylko chciała dowiedzieć, czy ona jeszcze żyje.

Ja, kończąc kawę: Postaram się dowiedzieć. Obiecuję to pani.

Wychodzimy. W domu siadam do laptopa i dzięki korporacji, której nazwa zaczyna się na literę „G” odkrywam przez kilka godzin historię Maxa i Otto Schwertdów. Niestety nie potrafię nijak powiązać ich z Adą. Za parę dni podjeżdżam pod dom, w którym ponoć ukrywana była Ada. Ponoć, gdyż sceptycyzm w takich sprawach mnie rzadko opuszcza. Kamienica, późnym jesiennym, czy raczej wczesnozimowym popołudniem, wygląda smutno. Chyba komunalka. Robię nieudane zdjęcia, analizując co powiem, gdy ktoś z budynku wyjdzie i mnie zagadnie, co tu robię.

19.12.2013 (42)

19.12.2013 (45)

To be continued.

26 kwietnia 2016

Ada (trailer)

W nomenklaturze filmowej na taką zajawkę mówi się trailer. Nie do końca mi to pasuje, ale streszczenie, to chyba jeszcze mniej odpowiednie słowo. Rzecz będzie o Adzie, jej rodzinie, powiązaniu z Rybnikiem, o Sprawiedliwych bez dyplomu, dobrych i złych ludziach, strasznych czasach i poszukiwaniu prawdy, do której rzadko kiedy udaje się dotrzeć, bo ona dla każdego jest inna. Nie będzie oceniania ani wartościowania. Przynajmniej tak zakładam.

Występują:

Starsza pani; Ada; Chaim – tata Ady i brat Maxa; Max – ojciec Otto i brat Chaima i zarazem wujek Ady; Otto – syn Maxa, bratanek Chaima i kuzyn Ady; ojciec starszej pani; Paweł – wujek starszej pani; Chlubek vel Hlubek; Niemiec Frenzel – hydraulik; pani Frenzel – żona hydraulika, Czech Viktor – kolega Otto; Rachela – druga żona Maxa, mój tata, ja i inni.

Miejsca akcji:

Braunschweig, Berlin, Katowice, Dąbrowa Górnicza, Kl Auschwitz-Birkenau, Rybnik, Skrzyszów, AL Fünfteichen (filia KL Gross Rosen w Miłoszycach), Theresienstadt, Regensburg i wiele innych.

Scenariusz: życie

Reżyseria: życie

Research: ja i syn starszej pani.

Specjalne podziękowania dla syna starszej pani, pani tłumacz, jednego amerykańskiego Chińczyka, gminy żydowskiej w Regensburgu oraz córki Maxa i Racheli.

Otto Schwerdt (74)

Na razie tyle. Zbieram się na ognisko z młodzieżą z Projektu „Kryptonim 446”. Za oknem wali deszczem, nad Radlinem chmury z tych śniegowych, ale co tam 😉

To be continued.

 

Kategoria: Judaika, Rybnik | Możliwość komentowania Ada (trailer) została wyłączona
16 kwietnia 2016

Kryptonim 446

Tytuł dzisiejszego wpisu jest zapewne tajemniczy. Ale właśnie tak nazwano projekt, który wczoraj z niezwykłym zaangażowaniem zakończyła młodzież gimnazjum Nr 5 w Rybniku-Boguszowicach wraz z młodymi artystami z Młodzieżowego Domu Kultury z mojego miasta. Drugi raz współpracowałam z tym gimnazjum oraz jego nauczycielami i po raz drugi jestem pełna zachwytu i uznania zarówno dla uczniów, jak i ich wychowawców.

446

Tym razem projekt miał upamiętnić ofiary Marszu Śmierci, spoczywające w zbiorowej mogile w Lasku nad Rudą. 446 bezimiennych ofiar zamordowanych na naszej ziemi z okazji Dnia Pamięci o Holokauście i Przeciwdziałaniu Zbrodniom Przeciwko Ludzkości.

wyklad 2Moje pierwsze spotkanie z młodzieżą nie należało do najłatwiejszych i z ręką na sercu powiem, że chyba nie dotarłam do nich z tym co chciałam przekazać. Na pewno uznali mnie za starą babę gadającą nudne rzeczy i mieli do tego pełne prawo. Myślę, że trzecie – ostatnie spotkanie w szkole było już bardziej ciekawe dla nich bowiem bezpośrednio dotyczyło tych spraw najsmutniejszych, czyli Marszu Śmierci. Nawet, gdy tylko w kilku parach oczu widać zaciekawienie, to warto opowiadać.

wykladMoja rola kończyła się na tych 6 godzinach lekcyjnych. Całą resztę na swe barki wzięły nauczycielki z gimnazjum i pani reżyser z MDK-u. No i oczywiście ci młodzi ludzie, którzy zbierali słoiki i mini świeczuszki, by nimi oświetlić drogę od pomnika przy Rudzie do grobu zbiorowego, uczyli się tekstów, które mieli zaprezentować widzom, analizowali, które słowa powinny wisieć na ogrodzeniu kąpieliska Ruda na drodze tego swoistego Marszu Żywych, drukowali zaproszenia, rozdawali je w mieście i ćwiczyli swoją inscenizację teatralną owianą tajemnicą.

Byłam w 100% pewna, że wszystko wyjdzie perfekcyjnie. Mamy fantastyczną młodzież i jak ktoś na nią narzeka, to powinien w momencie wypowiadania złych słów o młodych ludziach, od razu dostać w ciaprok. A młodzież z Boguszowic to jest w ogóle „nadrewelacyjna”. Taka mega, jak to się mówi.

Kryptonim 446 (39)Początek wydarzenia zaplanowano na 20.30, by już było ciemno. Niestety w tym samym czasie na stadionie – tuż obok odbywał się mecz piłki nożnej, więc potężne reflektory ciemność rozświetlały. Smaczku dodawały też radiowozy policyjne, które stały w pobliżu  😉

Kryptonim 446 (34)

Przyjechałam pod pomnik na godzinę przed rozpoczęciem całej imprezy. Wszyscy pracowali jak pszczoły, podzieleni na rejony (a teren do obskoczenia był spory). Jedni wieszali duże plakaty na płocie basenu, inni rozstawiali słoiki z podgrzewaczami, jeszcze inni je zapalali, w lesie trwały nadal próby, pomocna firma prywatna oświetlała te próby, niektórzy po raz kolejny przepowiadali sobie kwestie, które mieli wygłosić.

Kryptonim 446 (41)

Na stadionie było słychać jakieś okrzyki radości (a może zawodu), zaś nad pobliskim byczym centrum handlowych, którego nazwy nie wymienię, bo za reklamy mi nie płacą, krwawiło niebo po deszczu, który wiedział, że ma się skończyć.

Kryptonim 446 (36)

O 20.30 się zaczęło. Gimnazjaliści pięknie i bez tremy opowiedzieli widzom, którzy dopisali, historię tego miejsca. Bez patosu, bez nadmiernego epatowania tragizmem. Tak zwyczajnie.

Kryptonim 446 (55)

Potem przeszliśmy z pochodniami w pierwszym rybnickim Marszu Żywych od pomnika, czyli miejsca śmierci, do mogiły zbiorowej, czyli miejsca pochówku ofiar. Obok jeździły auta, kończył się mecz, ludzie wychodzili z zakupami i wsiadali do aut, świecił się kompleks basenowy – życie. Dobrze. Tak powinno być. Życie zawsze powinno wygrywać.

Kryptonim 446 (46)

Kryptonim 446 (54)

Droga przejścia wyglądała niesamowicie przez ten prosty pomysł ze słoikami. W lesie, do którego już nie dochodziły odgłosy miasta czekała na nas uczta duchowa. Całą inscenizację przygotowała pani reżyser Zofia Paszenda z Młodzieżowego Domu Kultury i chylę przed nią czoła. To samo robię w kierunku aktorów. Kapitalne przedstawienie bez słów. O tolerancji, wolności, empatii i pamięci.

Kryptonim 446 (61)

Kryptonim 446 (62)

Nakręciłam filmik, ale ponoć nie wyświetla się on na wszystkich przeglądarkach. Nie mam aż takiego polotu, by opisać to co zobaczyłam, więc odsyłam do YT.  ➡ Projekt 446 na YT

Kryptonim 446 (64)Na koniec był jeszcze gimnazjalny laureat konkursów recytatorskich recytacji i Miłosz. Miałam łzy w oczach.

Dziękuję Wam wszystkim. Nie należy się obawiać o nasze jutro, gdy mamy taką młodzież i takich nauczycieli-mistrzów. Oni będą rozsiewać te ziarna tolerancji, empatii i wolności. Parafrazując moich ulubionych Fisza i Emade powiem, że oni będą  „Uciekać hen przez śnieg od tych, co tęsknią do wojen„. Bo mają serca i się nie boją.  ➡ Fisz Emade Wojna

I ostatnie zdanie. Szkoda, że tego projektu nie obejrzał nikt z osób, które debatowały w tym czasie o wielkiej kulturze w Teatrze. Mała kultura czasem jest większa niż ta duża.

9 kwietnia 2016

Odkrycie Davida Hoenigera, czyli jak czasem nie wszystko się widzi za pierwszym, czy drugim razem

2Na cmentarz żydowski w Białej koło Prudnika ciągnęło mnie od dawna. Co prawda byłam tam wielokrotnie – pierwszy raz ponad 8 lat temu, ale dokładniejsze zwiedzanie zawsze utrudniały mi chaszcze i pokrzywy po pachy. Ta nurtująca myśl, by tam pojechać ponownie nie dawała mi spokoju. W końcu się udało. W Lany Poniedziałek pogoda sprzyjała wycieczkom i po zaliczeniu mostu i dworca kolejowego w Racławicach Śląskich dotarliśmy do Białej, zwanej dawno temu Zülz. To małe obecnie miasto, kiedyś było zamieszkiwane przez bardzo dużą społeczność żydowską.

Przez wieki mogli tam mieszkać bez przeszkód, które niestety napotykali Żydzi w innych miastach Śląska. W początkach XIX w. stanowili nawet ponad 50% ogółu mieszkańców Zülz. Moim celem był jedynie cmentarz i miejsce po synagodze. W życiu bym nie przypuszczała, że na cmentarzu odkryję grób i nagrobek rybniczanina. I to w dodatku będzie nagrobek, który znam od lat i który nawet przy zarośniętym cmentarzu jest dość dobrze widoczny z racji wielkości. Weszliśmy sobie rodzinnie na cmentarz, ja jak zwykle osobno, bo wolę ze zmarłymi se pogadać, gdy nikt nie słyszy  😉 Kirkut jest pięknie położony na wzgórzu zwanym Kopiec. W zasadzie jest to grodzisko, na którym założono cmentarz w pierwszej połowie XVII w. Macewy, w większości bardzo tradycyjne, bo taka też była tutejsza społeczność, mimo iż podlegała wpływom Haskali, naturalnie się poddają wpływowi przyrody i czasu.

Biala cmentarz

Biala grob Hoenigera (1)Wracam jednak do wspomnianego wyżej odkrycia. Zeszłam z grodziska w stronę macew i najpierw się skierowałam w stronę leżącej macewy z laską i oplecionym wokół niej wężem Eskulapa, czyli symbolem medycyny.

Ileż razy stałam przy tym nagrobku. No, na pewno tyle razy ile byłam na tym kirkucie, więc z 6.  I nigdy, naprawdę nigdy mnie nie oświeciło, by spuścić bardziej ten swój zakuty łeb i poczytać niemieckie literki. Co najlepsze, na starych zdjęciach sprzed lat, mam tą macewę.

Biala 1

Tym razem chyba jednak sam dr David Hoeniger kazał mi przyjechać na cmentarz, a potem pochylić się nad jego nagrobkiem. Kucnęłam więc i czytam. Dr David Hoeniger. Już mnie tknęło. U nas byli tacy Żydzi! Czytam dalej: Kgl. Sanitatsrath – Królewski Radca Sanitarny, czyli taki ober doktor – szycha. Biorę brele, dotykam palcami napisu i ciśnienie mi skacze: Geb. in Rybnick 14 Juni 1815, Gest. in Zülz 16 Sept. 1885. Urodzony w Rybniku, zmarły w Zülz. Mój!!! A raczej nasz rodak! Narobiłam wrzasku, że aż Młoda myślała, że dostaję ataku epi  😆

Biala 3

Dr Hoeniger chyba chciał bym ponownie przyjechała na ten cmentarz i to on mnie przywołał. Wierzę w takie śmoje boje 😉 Zaczęłam go delikatnie odmiatać, wycierać, zostawiłam mu kamyczek, na odchodnym popieściłam, a z głową pełną skołatanych myśli nie byłam już w stanie zbytnio skoncentrować się na dokładnym robieniu zdjęć reszcie cmentarza. Takie odkrycia są dla mnie niesamowicie ważne, gdyż niewielu z naszych rybnickich Żydów może w spokoju czekać na przyjście Mesjasza.

Po powrocie do domu zaczęłam przekopywanie swojego laptopa i Internetu w poszukiwaniu informacji o doktorze. Oczywiście moje zapiski z raciborskiego archiwum potwierdziły, że urodził się w Rybniku. Był drugim synem Moritza i Cecylii.

urodzenie Dawid Hoeniger

Pierworodny Jonas zmarł, gdy miał 10 miesięcy. Może mohel z Wodzisławia coś pokićkał i chłopczyk zmarł po jakimś czasie w wyniku zakażenia, kto wie. Tata Moritz, w księgach podawany jako destylator, kupiec, a z czasem właściciel karczmy, żonie nie odpuszczał  :mrgreen: i rok po śmierci Jonasa przyszedł na świat nasz David. Tym razem, ten sam mohel wsio załatwił jak trzeba, albo chłopczyk był po prostu silny. Nie minęły dwa lata a narodził się kolejny syn Cecylii i Moritza – Israel. Moritz pozwalał żonie ciut regenerować siły po każdym porodzie i nie możemy powiedzieć, że u Hoenigerów „co rok to prorok” był. Mieli cykl płodzenia i rodzenia dwuletni. Pierwsza córeczka Hanne urodziła się jako szósta. Łącznie Cecylia urodziła 10 dzieci, ostatnie w wieku 39 lat. Mój David ani chybi zdolny był. Tak se myślę, że nie pasowało mu stanie za kontuarem i sprzedawanie wódki. Nie doszłam do tego, gdzie skończył szkoły średnie, wiem za to gdzie studiował. Otóż w samej stolicy czyli Berlinie. Pracę doktorską obronił w 1842 r. Jego dysertacja dotyczyła zapalenia oskrzeli. Za trzy lata wziął ślub w Gliwicach z Jette Frohlich.

doktorat Hoenigera 1842

Zulz rynek z widokiem na synagogePodejrzewam, że do Zülz przybył w okolicy roku 1843-1844. Być może zamieszkał przy rynku? Śląska Biblioteka Cyfrowa ma w swoich zasobach kronikę miasta, w której o dziejach tamtejszych Żydów pisał dr Israel Rabin – docent żydowskiego seminarium teologicznego z Wrocławia. Tenże docent opisując tradycyjne podejście gminy do wielu spraw, jak choćby używanie języka hebrajskiego nawet przy sporządzaniu zwykłych pism (wówczas już w większości miast pruskich były one pisane w języku niemieckim) podaje przykład protokołu, w którym właśnie wymienia się dr. Hoenigera. Ponoć lubianego i bardzo szanowanego. Wspomniana przeze mnie kronika jest napisana niemieckim gotykiem i na jej przeglądnięcie (no bo nie przeczytanie) straciłam jedną noc. Szukałam tylko słowa „Hoeniger”. Znalazłam dwa, ale gotyk to mogę podziwiać w kościołach i na tym koniec. Znajoma coś niecoś skumała, ale nie były to powalające informacje. Był lubiany, a w 1861 został jakby radnym. Domyślam się, że skoro na nagrobku widnieje napis Królewski radca sanitarny, to na pewno był w tym miasteczku ważną i znaną personą.

Znaną osobą został też jego syn, czyli wnuk rybnickiego karczmarza. Tu powinnam właśnie wspomnieć co się stało z rodzicami dr. Davida Hoenigera. Otóż ojciec Moritz zmarł w wieku 62 lat 31 stycznia 1848 r. I zaraz zawołał do siebie Cecylię, która odeszła z tego świata mając 56 lat – niecałe dwa i pół miesiąca po swym mężu.

zgon Moritz i Cecylia

Wracam do syna doktora Hoenigera i zarazem wnuka płodnej Cilki i karczmarza Moritza. Johann Hoeniger urodził się w Zülz, czyli obecnej Białej w 1850 r., więc dziadkowie nie doczekali jego narodzin. Początkowo uczył się w Raciborzu fachu murarskiego, potem zaczął naukę w szkole budowlanej w Höxter w Północnej Nadrenii, by ostatecznie ukończyć berlińską Akademię Architektury. Podróże do Włoch i Francji otworzyły jego horyzonty, został poważanym i uznanym architektem pracującym głownie dla społeczności żydowskiej Berlina. Zaprojektował kilka synagog. Do naszych czasów przetrwała synagoga przy Rykerstrasse na 2000 miejsc siedzących. Na jego desce kreślarskiej powstawały projekty m.in. gimnazjum dla dziewcząt, szkoły dla chłopców żydowskich, budynków na cmentarzu przy Schonhauser Alllee, hali pogrzebowej na cmentarzu w Weissensee, prywatnych kamienic, kolonii dla robotników w Weissensee i wiele innych. Jego dzieła stoją w Berlinie do dziś. Zmarł w 1913 r. Jego grób jest na berlińskim cmentarzu żydowskim w Wiessensee. Skromny nagrobek odnowiono jakiś czas temu.

Johann Hoeniger

Pochowana z nim jest żona, której rodowe nazwisko też brzmiało Hoeniger, choć pochodziła z Inowrocławia. Może była córką Samuela Hoenigera – współzałożyciela uzdrowiska w tym mieście? Jak widzicie na zdjęciu obok, pani Hoenigerowa na szczęście nie doczekała dnia, w którym mogłaby zobaczyć, jak płoną dzieła jej męża. Zmarła jeszcze przed Nocą Kryształową, choć w 1938 r. Przy grobie małżonków widać płytę nagrobną ich córki zmarłej w Londynie. Ciekawe w jaki sposób udało jej się wyjechać z nazistowskich Niemiec? Raczej do odpowiedzi na to pytanie nie dojdę. Czy spoczywa wraz z rodzicami, czy to tylko tablica? Nie wiem.

S.HoenigerCilka i Moritz w sumie mieli 10 dzieci, z czego dwóch chłopców zmarło w niemowlęctwie. Jednego syna Wam przedstawiłam na tyle na ile potrafiłam. Przy okazji szukania informacji o nim, trafiłam jeszcze na zdjęcie grobu najmłodszego z potomków – Samuela urodzonego w 1829 r. To chyba też był kolejny mądraliński w rodzie, bowiem na jego grobie widnieje napis „Koenigl. Justizrat”, czyli Królewski Radca Prawny, zmarły w Halle a pochowany na tym samym cmentarzu co syn jego starszego brata. Samuela już rozkminiać nie dam rady, bo dochodzi druga w nocy i czas na spanie.

Aaa, a Hoenigerów w Rybniku było multum. Jednak Ci trzej mogą być dopisani do listy U nas nieznani, a gdzieś uznani.  Bo tym, że wnuk rybnickiego karczmarza został aż tak cenionym i uznanym architektem, to możemy i powinniśmy się chwalić.

Zdjęcia pochodzą ze strony  ➡ http://data.jewishgen.org/, Śląskiej Biblioteki Cyfrowej oraz z mojego aparatu.

13 marca 2016

Jak pieniądze rybnickiego Żyda pomogły w powstaniu uzdrowiska

Prawie rok temu, przy okazji  ➡  opisywania pośmiertnej kariery Charlotty Haase, wspomniałam, że w tym samym dniu co ona, urodziło się jeszcze dwóch chłopców żydowskich w Rybniku. Jednym z nich był Josef, syn Samuela Lustiga z Lysek.

Josef urodzenie

I ten Josef mógłby śmiało być pierwszym Żydem opisanym w cyklu „U nas nieznani, a gdzieś uznani”.

Czytaj dalej

Kategoria: Judaika, Rybnik | Możliwość komentowania Jak pieniądze rybnickiego Żyda pomogły w powstaniu uzdrowiska została wyłączona