15 sierpnia 2017

Doris Aronade – her story

Od siedmiu lat mam w kompie plik, który sobie zgrałam z allegro czy ebaya, w czasach, gdy jeszcze nie kupowałam takich rzeczy. Ktoś sprzedawał wyciąg z aktu urodzenia Doris Aronade, wystawiony przez nasz USC w 1953 roku, czyli w czasach głęboko komunistycznych. Nie kupiłam – żałuję.

Już wówczas, czyli w 2010 roku, zakładałam, że skoro ktoś wystąpił o taki wyciąg, to albo sama Doris przeżyła, albo jakiś jej potomek. W międzyczasie poznałam Ruth Beedle z Londynu. Ruth jest prawnuczką Reginy Jacobowitz, z domu Aronade, a Doris była córką brata Reginy – Adolfa Aronade, urodzonego w 1871 r.

Tatą i Reginy, i Adolfa i całej jeszcze kupy Aronadych był sam Jonas urodzony w Gorzycach, który prowadził prosperujące przedsiębiorstwa, sklepy, hurtownie w Rybniku. Pod nazwą firmy „Jonas Aronade” jego spadkobiercy działali u nas aż do 1939 r. Cały kompleks kamienic na rogu Rynku i ulicy Zamkowej należał do tej zacnej rodziny.

Jedna z kamienic przy Zamkowej, przed dziką, bo usuwającą ślady przeszłości, „rewitalizacją” miała z tyłu elementy świadczące o prowadzonej w niej przed laty działalności kupieckiej Aronadych. Jakieś resztki kołowrotków, wciągarek, może windy. Niestety, dziś można to tylko zobaczyć na moich zdjęciach sprzed 7 lat.

I tu właśnie, w pobliżu synagogi, przy ul. Schloßstrasse urodziła się majowym przedpołudniem 1910 roku malutka Doris. Jej mamusia nie była rybniczanką, choć pochodziła ze Śląska. Adolf i Klara z domu Cohn, pochodząca z Reichenbach (dziś Dzierżoniów) pobrali się dwa lata wcześniej.

Adolf prowadził sklep przy Rynku, na co jednoznacznie wskazuje zarówno pocztówka, jak i reklama z 1914 r.

Dorotka na pewno dorastała w  Rybniku w jednym z mieszkań przy Zamkowej, aż do momentu, gdy rodzice zadecydowali się wyprowadzić z Rybnika. Jak zwykle nasuwają mi się same pytania bez odpowiedzi. Czy stało się to jeszcze przed 1921 r.? Czy powodem wyjazdu rodziców było to, że na majątku Aronadych został Alfred – brat Adolfa? Czy wyjechali od razu do Berlina, czy też po drodze była Kamienna Góra, czyli Landeshut? Natrafiłam bowiem na takie ogłoszenie z 1928 r., ale nie jestem pewna, czy reklamujący się z towarami kolonialnymi, czekoladami i cygarami w Landeshut Adolf, to ten nasz – rybnicki.

W 1939 r., gdy przed rynkową kamienicą Aronadych przejeżdżało wojsko Wehrmachtu, Dorki i jej rodziców w Rybniku już nie było. Zakładam, że 19-latka mieszkała już w Berlinie, tak jak i jej rodzice – Klara i Adolf. W Berlinie, w którym od paru lat inny Adolf planował swój Endlösung der Judenfrage.

Rodzina Aronadych, w tym i Doris, wraz z milionami innych, miała zostać zgładzona, bo taki miał plan ten mały człowieczek. I w ramach tego strasznego planu imiennika zbrodniarza i jego żonę Klarę wywieziono z Berlina do Theresienstadt w lipcu 1942 r, gdzie oboje zmarli w krótkich odstępach czasu. Jak podano na aktach zgonu w przypadku Adolfa był to uwiąd starczy (sralis mazgalis referendis duptis bym powiedziała  😡 ), a Klara niby na cukrzycę.

Czy będąc w obozie wiedzieli, że ich córka ma szansę na ocalenie? Czy gdy ich wywożono sprzed Prager Straße 34, Doris już się ukrywała w tym samym centrum zła, jakim była stolica Niemiec? Czy zdążyli się pożegnać? Co czuli, ci dwaj starsi ludzie, gdy gnano ich do pociągu? A Doris? Czy Theo Ziegel z Wągrowca, młody farmaceuta był jej miłością? Jak zdołała znaleźć kogoś, kto jej pomógł? Tak, tak. Dorce, rybniczance, która została berlinianką, pomogły Niemki – też mieszkanki Berlina. Psińco o nich wiem, ale znam ich imiona i nazwiska. Były to dwie siostry Geyer – Maria i Gerda mieszkające w dzielnicy Britz przy Buckower Damm 3. Przynajmniej tyle można wysznupać w google books. Tylko tyle i aż tyle. Żydowska panienka Doris z Rybnika przeżyła koszmar II wojny światowej w Berlinie dzięki Marii i Gerdzie.

Po wojnie Doris została w Berlinie i zaczęła poszukiwać bliskich.

Jak większość ocalałych dawała ogłoszenia w prasie. Nie mam pojęcia kim była poszukiwana, poza rodzicami i prawdopodobną miłością czyli Theo, Else Bender deportowana do Kowna. Może była to bliska przyjaciółka… W końcu świadkiem na ślubie rodziców Doris był Ignatz Bender, więc powiązania Aronadych i Benderów były dość ścisłe.

A Theo? Był młodym farmaceutą, bo tyle udało mi się ustalić. Czuję, że nie szukałaby go po wojnie gdyby nie był dla niej bardzo ważny. Był z Wągrowca, czyli nie był w żaden sposób powiązany rodzinnie z Doris. Studia ukończył w Berlinie, jest więc wielce prawdopodobne, że był wybrankiem jej serca.

W spisie więźniów Auschwitz widnieją dwie osoby o tym nazwisku i imieniu ale o innych numerach obozowych: 104884 oraz 104889. Zresztą bardzo sobie bliskich, czyli może to być tylko jedna osoba a w nazistowskich zapiskach jest jakiś błąd. Sądzę, że Theo nie przeżył  🙁

Z rybnickiej rodziny Aronadych zginęło wielu – m.in Emma, siostra Adolfa, którą też wywieziono z Berlina  ➡ do lasu Bikernieki koło Rygi.  Tylko nielicznym, jak Doris, udało się przeżyć.

Doris wyjechała po jakimś czasie do USA i tam wyszła za mąż. Zapewne dla celów wizowych był jej potrzebny wyciąg z aktu urodzenia. Ślad po niej się urywa. Była Żydówką, rybniczanką, mieszkanką Berlina, na końcu została obywatelką Stanów Zjednoczonych. Nie wiem, czy miała dzieci.

Opisałam jej historię, a raczej Herstory, choć w przypadku niemieckiej Żydówki właściwiej będzie ihre Geschichte w ramach warsztatów prowadzonych przez ➡  Fundację Re:akcja.

Akty zgonów Klary oraz Adolfa Aronade pochodzą ze strony ➡  Muzeum w Terezinie.

Kategoria: Judaika, Rybnik | Możliwość komentowania Doris Aronade – her story została wyłączona
2 grudnia 2016

Takie sobie obwieszczenie gwiazdkowe

Grudzień 2016. Zbliża się Gwiazdka. Wystawy sklepowe pełne migoczących lampek, w centrach handlowych bycze choinki postrojone kolorowymi bombkami, na każdym kroku tłum ludzi szukających prezentów na „Dzieciątko”. No właśnie, u nas geszynki przynosi „Dzieciątko”, żaden tam aniołek, gwiazdor, Mikołaj, czy inny wymyślony cudok. 119 lat temu też tu mówiono na prezenty bożonarodzeniowe „dzieciątko”.

zakaznie-na-mocy-umowy-nowiny-rac-23-12-1897

To chyba było pierwsze co rzuciło mi się w oczy po przeczytaniu obwieszczenia o zakazie dawania podarków. Takie zwykłe ogłoszenie, a ile treści w sobie niesie. Umowa wzajemna. Żydowscy kupcy z Rybnika podpisali wzajemną ugodę z tymi nieżydowskimi, iż nie będą dawać dzieciątka odbiorcom, ich służącym, lub urzędnikom pod karą 10 marek. Urzędnikom też 😉 Zero korupcji.

O co chodziło z tym niedawaniem? Czy kupcy chrześcijańscy się oburzali, że Żydzi dawali coś za darmo, może chcąc tym przyciągnąć klientelę? Czy też odwrotnie? Żydzi nie chcieli, by ich współwyznawcy otrzymywali jakieś zakazane prezenty przy okazji nieuznawanych przez nich świąt? Na chłopski rozum, to raczej chodzi o to pierwsze.

Lista podpisanych jest elegancko ustalona, czyli alfabetycznie. Na pewno więcej jest pod ugodą kupców żydowskich, jak choćby Altmann, Aronade, dwóch Boehmów, Kornblum, Priester, Münzer, Schäffer, czy Geppert.

j-altmann

Nawet jest tu ojciec niedawno wysznupanego przeze mnie żydowskiego lekarza Hefftnera.

No i jeszcze legendarny Hermann Sladky (na obwieszczeniu błąd w nazwisku). Niemiec z krwi i kości. Żaden tam Żyd. Jego syn Karl, urodzony w 1893, po latach będzie przez jakiś czas burmistrzem Rybnika w okresie okupacji. Musiało chyba starego Sladky’iego szpanować, że jego służący mogliby dostawać jakieś podarki od Żydów za darmo.

rynek-i-kamienica-sladky

Parę jeszcze nazwisk odnalazłam na starych pocztówkach. J. Muschalik:

j-muschalik

Gasthaus Richarda Gruberta, członka Rady Nadzorczej Banku Ludowego założonego w 1901 r. i zaraz za nim drogeria V.Proske.

ul-koscielna

Aaa, i jeszcze J.Urbanczyk’s Sohn z Rynku. To na pewno nie byli Żydzi.

 rynek

Kilku ważnych w porozumieniu brakuje. Leschcziner nie dał się w to wmanewrować, ani Pragerowie, Rahmer też chyba wolał coś dać, by potem zyskać. Kapelusznik Pick również siedział cicho i dzieciątkowe geszynki chrześcijanom być może rozdawał 🙂

No cóż. Żydowskich kupców w Rybniku już nie ma i dziś nikt żadnych porozumień nie podpisuje, a jak dają dzieciątko za darmo to się bierze i tyle. Nie ważne od kogo. Na razie. Bo czort wie co się stanie za rok, czy dwa. Może znowu zakażą pod karą brać podarki od „innych”.

13 sierpnia 2016

Z Rybnika do lasu Bikernieki, czyli o Emmie z rodu Aronadych

Do napisania o jakiejś osobie zawsze jest mi potrzebny impuls. Taki „pyk” w głowie, który każe szukać informacji, w większości śladowych, ale wartych pokazania. Tym razem ten „pyk” mnie pyknął po wizycie w najlepszej rybnickiej księgarni, czyli w Orbicie – u pana Janka. Pan Janek, księgarz i kupiec, jakich dziś szukać ze świecą, z radością mi pokazywał kapitalne udekorowanie swej nowej przestrzeni sklepowej, czyli byczą fototapetę, na której widać budynek, w którym obecnie opowiada (bo nie tylko sprzedaje) ludziom o książkach. Wdaliśmy się w krótką pogawędkę, bowiem na początku XX w. w tym miejscu miał sklep Żyd – Salo Prager. Pragerów mieliśmy w Rybniku jak mrówków i większość z nich wyjechała jeszcze przed zmianą państwowości Rybnika. Akurat Salo był tym, który tu był najdłużej, ale chyba tylko do 1923 r. Nie on mnie jednak pyknął w trakcie wizyty u pana Jasia. Na starej pocztówce, która posłużyła jako dekoracja ściany księgarni widnieje również nazwisko Aronade.

Aronade na rynku przed 1922

Już tu o Aronadych wspominałam wielokrotnie. Ich teczka w segregatorze jest dość gruba. Folder w kompie też ma sporo plików. Wieczorem zaczęłam przeglądać to wszystko, kombinować i wzrok padł na Emmę. A w zasadzie na adnotację o jej narodzinach. Z kobietami to już tak jest, że przepadają w mrokach dziejów, bo wychodzą za mąż i zmieniają nazwiska, tym samym są trudne do wyśledzenia. Z Emmą było inaczej, bo znalazłam jej ślady. Niestety, jak to zwykle bywa w przypadku Żydów, te ślady są smutne.

Emmas Geschichte, czyli historia Emmy z wielkiego rodu

Szanowany kupiec rybnicki Jonas Aronade i jego żona Dorel z rodu Rahmerów mieli sporą gromadkę dzieci. W sumie 4 dziewczynki i 5 chłopców. Jonas miał palarnię kawy, skład towarów kolonialnych, kamienicę na Rynku oraz ciąg kamienic przy ulicy Zamkowej. Synów powoli wdrażał w interesy, a dziewczyny dobrze wydawał za mąż. Jedna z córek – Regina po ojcu miała grajfkę (zacięcie) do handlu i sama przez wiele lat prowadziła interesy poza Śląskiem. Córkę Marię, Jonas wydał za rybnickiego kupca Altmana i ona być może też po śmierci męża wytwarzała gorzałę, bowiem taki był profil produkcji geszeftu rodziny Altmanów  😉 A Emma?

Emma dokument urodzenia

Emma urodziła się w maju 1872 r. i była najmłodszą z córek Jonasa i Dorel. Wydano ją za Hermanna Friedländera – kupca. Raczej nie był on z TYCH  Friedländerów. Tu mam na myśli potentatów w przemyśle górniczym i hutniczym na Śląsku. Hermann był tylko zwykłym Kaufmannem, a raczej destylatorem. Zresztą w Rybniku i okolicy „zwykłych”  Friedländerów też kilku było i Emma właśnie za jednego z nich wyszła za mąż. Pochodził z Czerwionki.

Jej życie dorosłe jest niewiadomą. Wyjechała z mężem z Rybnika, prawdopodobnie w poszukiwaniu lepszego miejsca do życia. I to miejsce, czyli Berlin na pewno było dobre do czasu, gdy do władzy doszli bardzo źli ludzi. W dodatku w demokratycznych wyborach. To się zdarza i w dzisiejszych czasach  🙁 Na pewno życie Emmy jej i córki drastycznie się od tego momentu zmieniło na gorsze. Gdyby została w Rybniku, to choć do 1939 r. byłaby bezpieczna. Gdyby wybrała do życia, powiedzmy Gliwice, to w miarę długo chroniłaby ją Konwencja Genewska, dająca prawa mniejszościom na terenach przygranicznych. A Berlin? Zimne serce nazistowskiego państwa nie chroniło Żydów, zresztą jak i cała reszta tego potwornego organizmu. Czy w maju 1939 roku, gdy mieszkała na pierwszym piętrze lewego skrzydła kamienicy przy Güntzelstrasse 49 myślała jak piękny może być rybnicki rynek wiosenną porą? Kamienicę położona w zachodniej części Berlina, zamieszkiwali w większości Żydzi.

Guntzelstrasse

Czy wspominała swoje dzieciństwo w małym prowincjonalnym miasteczku? Na pewno rok później, czyli we wrześniu 1940, gdy musiała zamieszkać jako sublokatorka Jenny Goldberg, była już wdową. Nie ma wątpliwości, że życie tej starszej już wówczas pani było ciężkie. Niewątpliwie nie zdawała sobie sprawy, co wnet nastąpi i jaki będzie jej koniec, bo tego nikt w najgorszych snach nie mógł przewidzieć.

W trakcie kilkudniowych wykopów w googlu natrafiłam na taki ciekawy trop, związany z wspomnianą wyżej Jenny Goldberg, czyli osobą, u której zamieszkała na jakiś czas dawna rybniczanka Emmy. Uwaga! Teraz znowu będą, jak zwykle zresztą, tylko hipotetyczne rozważania, których nie da się w żaden sposób potwierdzić. To będą takie sensacje XX wieku z Szuflady 😉 Otóż mężem Jenny Goldberg był  Fritz Scherwitz, postać dość kontrowersyjna. Dla powojennych historyków i prokuratorów – oprawca, dla niektórych, będących w mniejszości – zbawca. Schweritz był Żydem, zarazem SS-Obersturmführerem w obozie koncentracyjnym w miejscowości Lenta pod Rygą. Urodził się na Litwie, w Berlinie pojawił się dopiero w latach 30-tych, prowadził kilka interesów i z tego co o nim wyczytałam, to był niezwykle uzdolniony, choć brakowało mu formalnego wykształcenia. W Rydze po raz pierwszy pojawił się jako kierowca Gestapo. Potem przydzielono mu małe komando żydowskie, które zajmowało się produkcją odzieży, głównie z ciuchów po zamordowanych Żydach z okolicznych gett. Po jakimś czasie został komendantem obozu w Lencie.

W owym czasie nasza Emma z rodu Aronadych mieszkała nadal u jego żony Jenny i na pewno już nie nadawała się do skierowania do jakiegokolwiek obozu pracy z uwagi na wiek. Może prosiła Jenny o pomoc i wstawiennictwo u męża, bo zapewne wiedziała, że jest szychą w SS. Niestety, wraz z około 1000 niemieckich Żydów 15. sierpnia 1942 r. wyruszyła w swą ostatnią podróż. Tym razem nie na Zachód, a na Wschód. Wszystkim mówiono, że jadą na Wschód. Tobołek, Güterbahnhof Moabit i do pociągu.  O „ostatecznym rozwiązaniu” Żydzi niemieccy nie wiedzieli. Ten Wschód to był kierunek Ryga. Dlaczego przydzielono tą starszą panią do tego transportu, skoro w zasadzie (przynajmniej tak mówi wiele źródeł) tym transportem Niemcy chcieli uzupełnić braki siły roboczej pracującej na potrzeby Organizacji Todt? Sam Fritz Schweritz, już po wojnie, broniąc się przed zarzutami o mordy na więźniach, twierdził, iż był świadkiem, gdy jego żonę i dziecko zamordowano na jego oczach. Czyli tak jakby w tym samym transporcie z Emmą jechała i Jenny. Może to on zadziałał, by obie zostały skierowane do Rygi? To zdanie powinno być wypowiedziane tajemniczym głosem Wołoszańskiego i od razu by nabrało znaczenia.

Po 3 dniach pociąg dotarł do swego miejsca przeznaczenia. I choć przywiezieni niemieccy Żydzi mieli być ulokowani w ryskim getcie, które w owym czasie było już puste po masowym mordach na łotewskich Żydach jesienią i zimą 1941, to decyzja została zmieniona i natychmiast prawie wszyscy zostali zgładzeni w lesie Bikernieki. Emma miała wtedy 70 lat i jest wielce możliwe, że już transportu nie przeżyła. Jeśli zaś przeżyła, to kto jej strzelił w głowę? Łotysz? Niemiec? Ukrainiec? Czy wpadając na resztę ciał żyła jeszcze? Czy myślała o córce Kate? Ehh, znowu smutnie się porobiło.

Losy tej córki, która wraz z mężem była zameldowana pod tym samym adresem w Berlinie – u Jenny Schweritz są w miarę znane. Zachowana deklaracja majątkowa z 6 sierpnia 1942 podaje, iż córka Emmy – Kate i jej mąż Walter Becker mieli pozwolenie na emigrację do Brazylii.  Wyemigrowali do Ameryki Południowej.

Poboczny bohater tej opowieści, czyli Fritz Schweritz przeżył wojnę. Po wojnie został skazany na kilka lat więzienia za zbrodnie m.in. na Żydach, choć on sam uważał, że wstąpił do SS po to, by ratować swą rodzinę oraz innych Żydów. Taka niby V żydowska kolumna w SS. Cała rodzina zginęła w czasie wojny i w zasadzie nie miał kto potwierdzić jego słów, za wyjątkiem przybranej siostry. Historycy do dziś się spierają, czy był zbrodniarzem, czy zbawcą. Ja osobiście nie wierzę w jego dobre zamiary. Na mój rozum, to Schweritz po wojnie ciulał ile wlezie. Emmy by też nie uratował. Bo i z jakiej racji miałby się przejmować jakąś tam starą lokatorką swej żony. Jeśli już tam kogoś w obozie ratował, to za kasę.

Po Emmie od jakiegoś czasu jest ślad w Berlinie. Przy Güntzelstrasse 49, czyli kamienicy gdzie mieszkała przez wiele lat wraz z wieloma innymi niemieckimi Żydami, pochodzącymi z najrozmaitszych miast, 20 marca 2007 r. osadzono w bruku kamień pamięci. Po niemiecku to lepiej brzmi: Stolperstein, czyli „kamień, o który się potykamy”. Łącznie przy tej kamienicy upamiętniono 21 osób, zamordowanych w Auschwitz, Theresienstadt, Rydze, czy na Majdanku. Mosiężne tabliczki umieszczono w chodniku przy wejściu głównym. Emma z Rybnika jest upamiętniona w mieście, w którym spędziła większość swego życia.

Emma by James Steakley Wikipedia

Korzystałam m.in. z książki „Mistrzowie śmierci. Einsatzgruppen” R. Rhodes oraz „Final solution in Riga: Exploitation and Annihilation, 1941-1944” autorami której są A. Angrick, P. Klein, R. Brandon.

Zdjęcie Stolpersteinu Emmy pochodzi z Wikipedii i jego autorem jest James Steakley. Zdjęcie kamienicy, w której mieszkała Emma – Google View. Kamienica jest wielkim kompleksem i niestety google pokazuje jedynie jej fasadę od strony ulicy, a Emma chyba mieszkała w jakimś bocznym skrzydle.

Kategoria: Judaika, Rybnik | Możliwość komentowania Z Rybnika do lasu Bikernieki, czyli o Emmie z rodu Aronadych została wyłączona
7 stycznia 2016

Judaika rybnickie – uzupełnienie

Kaiser (1)Opisując w grudniu swoje ➡ rybnickie judaika kompletnie zapomniałam o malutkiej, ale jakże dla mnie ważnej karteczce z reklamą sklepu Josefa Kaisera. Dostałam ją onegdaj od pana Michała Palicy, potem wsadziłam w koszulkę Kaiserów i wypadła mi z pamięci. Jest niezwykle ważna, bowiem jest świadectwem istnienia rodziny, która niestety prawie cała zginęła w Holokauście. Kaiserowie prowadzili swój sklep przy Sobieskiego 36, byli skoligaceni m.in. z Leschczinerami i Dąbrowskimi. Słyszałam, że mieli jakąś kamienicę i na ul.Staszica.

Jak widać z ulotki w sklepie tym sprzedawano wyroby modne zarówno dla pań, jak i panów. Asortyment był szeroki, czyli od bielizny, przez pościel, firanki po linoleum. Ciekawe, czy gdzieś jeszcze w jakimś rybnickim domu leży na podłodze ta wykładzina podłogowa kupiona w sklepie Josefa Kaisera?

Tył ulotki jest bardziej osobisty, choć sądzę, że zapiski dotyczące miłości nie wyszły spod ręki członka rodziny.

Czytaj dalej

Kategoria: Judaika, Rybnik | Możliwość komentowania Judaika rybnickie – uzupełnienie została wyłączona
8 grudnia 2015

Judaika rybnickie

Dziś, moja skromna kolekcja rybnickich judaików powiększyła się o nowy nabytek, czyli reklamę Domu Towarowego Emila Pragera i następców.

Dom zakupu w większym stylu na razie zawisł pod półką, na której leży fragment oparcia z krzesła z browaru Hermanna Müllera.

Judaika (1)

Czytaj dalej

Kategoria: Judaika, Rybnik | Możliwość komentowania Judaika rybnickie została wyłączona
3 września 2015

Uchodźca, uchodźcy

Tsunami nienawiści zalewa nasz świat i powoli chwieje się w posadach Stara Europa, jakby nie pamiętała, co taka nienawiść do innych może spowodować. Jakby wymazała z pamięci komory gazowe, obozy zagłady, mordowanie dzieci, znakowanie ludzi, rozdzielanie na lepszych i gorszych. Jakiś historyczny zawijas sprawia, że w tak trudnym czasie dla współczesnego świata ci, którzy kiedyś wyrządzili mu tyle krzywd, nagle okazują się humanitarni. Pragmatyzm? Ekonomia? A może nie ma w nich już nacjonalizmu? Jakiekolwiek są pobudki, to kłaniam się Wam sąsiadom – Niemcom. Tak jak i dalekim wyspiarzom z zimnego kraju.

Czytaj dalej

Kategoria: Judaika, Różniste, Rybnik | Możliwość komentowania Uchodźca, uchodźcy została wyłączona
28 kwietnia 2014

Marsz Żywych, czyli jesteśmy ich zemstą

Marsz Żywych

To był mój pierwszy raz. Jeszcze nigdy nie uczestniczyłam w Marszu Żywych, który idzie z dawnego obozu koncentracyjnego Auschwitz do dawnego obozu zagłady Birkenau. W Marszu biorą udział studenci, uczniowie, dawni więźniowie, ludzie tacy jak jak, idą Żydzi, katolicy, prawosławni, ewangelicy i niewierzący. Nie ma znaczenia wiara czy narodowość.

mp_Marsz zywych 27.04.2014 (133)

Czytaj dalej

Kategoria: Judaika, Różniste, Turystyka i krajoznawstwo | Możliwość komentowania Marsz Żywych, czyli jesteśmy ich zemstą została wyłączona
4 kwietnia 2014

Pieczątki, podpisy czyli żydowski management dawniej

Rozważania o dawnych członkach zarządu rybnickiej gminy żydowskiej

Acta Generali syg (196)

Pamięć o ludziach jest we wspomnieniach, zdjęciach i w dokumentach. Te ostatnie chyba są najtrwalsze. Przeglądanie archiwalnych papierów, na których widać czyjeś podpisy to wielka przygoda. Po ostatniej wizycie w archiwum katowickim zaczęłam się zastanawiać nad losami osób, które należały do elity rybnickiego żydostwa, czyli do zarządu gminy. Taki ówczesny management, jakbyśmy to dziś nazwali. Jeśli losy osób podpisanych pod Statutem Gminy z 1855 roku są łatwe do opisania i przewidzenia, gdyż na pewno zmarli w „normalnych” okolicznościach, to już losy ich późniejszych następców są w wielu przypadkach bardziej tragiczne.

Czytaj dalej

Kategoria: Judaika, Rybnik | Możliwość komentowania Pieczątki, podpisy czyli żydowski management dawniej została wyłączona
19 lutego 2014

Wystawa w muzeum „A w Rybniku bez zmian”

Wystawa o tym jaki był Rybnik wiosną 1914 roku, czyli przed wybuchem Wielkiej Wojny, w sposób naturalny musiała zawierać pierwiastek żydowski. Toż to nasi- niemieccy Żydzi w tamtych latach wyjątkowo odznaczali się na mapie społecznej miasta, choć wcale nie byli jakąś wyjątkowo dużą grupą. Dziś byśmy powiedzieli „zespół nieliczny, ale śliczny”. Śliczny pod względem gospodarczym, architektonicznym, modowym, społecznikowskim itp.

Zresztą popatrzcie na zdjęcia z wernisażu wystawy pt. „W Rybniku bez zmian. Miasto wiosną 1914 roku”

Już na plakacie widać przepiękne kamienice rodziny Aronadych – do dziś zachwycają na narożniku Rynku i ulicy Zamkowej.

P1320965

Czytaj dalej

Kategoria: Edukacja, Judaika, Rybnik | Możliwość komentowania Wystawa w muzeum „A w Rybniku bez zmian” została wyłączona
15 lutego 2014

Walentynki z młodzieżą

Jakoś Walentynki nie są świętem z mojej epoki i choć już powoli się przyzwyczajam i zaczynam je akceptować, to jednak w żaden sposób ich nie świętuję i nie wymagam tego od bliskich. Jeśli jednak dostaje się serducho Walentego i bukiet róż od gimnazjalistów, którzy przygotowują się do konkursu i to jeszcze w tematyce, które hipcie lubią najbardziej, to nie ma byka – trza się „zawalentynkować” i już 😉

Wczoraj spotkałam się z następnymi Młodymi, którzy chcą stanąć na scenie Teatru Żydowskiego w Warszawie jako laureaci konkursu Fundacji Shalom. Daria, Szymek, Wiktor i reżyser Adam. Ale się działo   😉  Siedzieliśmy w kafejce Amelia* na św. Jana, dookoła nas same zakochane pary, a Młodzi kręcili film ze sobą w roli dziennikarzy, ze mną w roli najwięcej gadającej, z Mannabergami, Haasymi i Aronadymi w rolach rodzin żydowskich z Rybnika. Pot mi spływał po plerach z emocji, zresztą Młodym chyba też. Adam-reżyser, z kamerą dziadka (dla Młodych relikt z końca XX w., a dla mnie nadal szczyt techniki) był jak Woody Allen; Daria, Szymek i Wiktor powaga i profeska w zadawaniu pytań, czyli Torańska w kilku osobach. Tylko ja, jak zwykle, pieprzyłam za dużo i machałam łapami jak wszystkie Ochwaty   :mrgreen:

Czuję, że film będzie genialny, dokręcą kilka ujęć w terenie, Adam zrobi postsynchrony, dobry montaż, napisy, i po jakimś czasie usłyszymy, że „and the winner is… gimnazjum im.Adama Mickiewicza z Rybnika”.

No, a serce Walentego, a raczej serce z pracowni „Tomas ARTE” stoi na moim burdelozowym biurku w storczyku. Stoi, by mi przypominać o trzymaniu kciuków za nich wszystkich.

P1320784

Czytaj dalej

Kategoria: Edukacja, Judaika, Rybnik | Możliwość komentowania Walentynki z młodzieżą została wyłączona